[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Fuj!Kiedy nakładałam makijaż nazbyt lekką, jak to u amatorki, ręką, do przebieralni zaczęły cicho napływać dziewczyny.Były ubrane w pastelowe dresy, nosiły podróbki torebek Murakamiego i foliowe czepki na włosach umiejętnie nawiniętych na lokówki z rzepem.Spodziewałam się, że będą patrzeć na mnie wilkiem, byłam w końcu podejrzanie grzecznie wyglądającą nieznajomą, ale nie zatrzymało się na mnie ani jedno złe spojrzenie.Wkrótce się przekonałam, że w wyniku dużej rotacji wśród personelu tancerki pracujące tutaj na stałe już dawno przestały zwracać uwagę na napływ świeżej krwi.Prawdopodobnie zakładały, że zniknę stąd najpóźniej po tygodniu.Blondyna holująca za sobą walizę i plecak zaczęła majstrować przy zamku szyfrowym.Była opalona.Bardzo opalona.Masakrycznie.Wyglądała jak żywa ilustracja przestróg dermatologów - jej skóra przypominała krepinę w odcieniu umbry.- J a k leci? - zagadnęłam, bo tylko ona stała w miarę blisko mnie.- Dobrze - odparła, rozbierając się.- Nie widziałam cię wcześniej.To twój pierwszy dzień tutaj?- Aha.Prawdę mówiąc, to w ogóle mój pierwszy dzień takiej pracy - wyznałam.- Wyrazy współczucia - powiedziała, mrużąc oczy.Z twarzy wyglądała na jakieś trzydzieści lat, ale piersi miała takie nowe, że nie zdziwiłabym się, widząc metki dyndające przy sutkach.- Ale za dnia pracuję w biurze - dodałam niepytana.Z jakiegoś powodu rozpaczliwie mi zależało, żeby wiedziała, że nie jestem głupią lalą bez perspektyw, że nie żyję ze striptizu.Mam przyszłość.Mam pensję i ubezpieczenie, całkiem jak Mary Tyler Moore.Rozbieranie się za pieniądze to w końcu tylko taki kaprys.Racja?- Ja też.Jestem zarejestrowaną pośredniczką handlu nieruchomościami - odparła.- Tylko chciałam sobie trochę dorobić.- Jasne - przytaknęłam.- To zupełnie jak ja.- Mam na imię Lisa - powiedziała, podając mi rękę.- A ja Roxanne - odparłam niepewna, czy powinnam przedstawiać się pseudonimem czy swoim prawdziwym imieniem.Założyłam, że pseudonimy estradowe obowiązują na scenie i poza nią.Lisa przebrała się w sukienkę o identycznym fasonie jak moja, z tym że jej miała wulgarny odcień różu, za to leżała na niej jak szyta na zamówienie.Założyła sobie podwiązkę na kostkę i wsunęła pod nią kilka dolarów.Na przynętę, jak sądzę.Wyglądała dziwnie nobliwie i profesjonalnie, jak gdyby miała za moment pokazać potencjalnemu klientowi wielopoziomowy dom w stylu Tudorów albo opracować aneks do umowy kupna.- Wybierasz się na dół? - zapytałam.Wybierała się, podążyłam więc za nią jak cień, jak odmóżdżona bliźniaczka syjamska.* * *Zeszłyśmy z Lisą do głównej sali.Usiadłyśmy w niszy między czymś w rodzaju boksów odgrodzonych od sali grubymi kotarami.Przywodziły mi na myśl konfesjonały o karmazynowych ścianach, które pamiętałam z polskiego kościoła katolickiego, do którego chodziłam jako dziecko.- Co tam jest? - zapytałam.Podejrzewałam, że za zasłonami nie kryje się żaden duchowny o skórze upstrzonej plamami wątrobowymi.- To są właśnie apartamenty - odparła Lisa.- Apartamenty? Wytłumacz koniecznie.- Prywatne sale - wyjaśniła.- Jeśli facet chce iść do prywatnej sali ze striptizerką, musi zapłacić jej dziewięćdziesiąt dolarów, a klubowi siedemdziesiąt pięć za każde pół godziny.Wykupiłaś kupon na apartamenty?- A muszę coś kupować? - zapytałam.- Jasne - odparła Lisa.— Taki jest warunek.Na wejściu wpłacasz w recepcji dwadzieścia dolarów i dostajesz kupon, który zabezpiecza honorarium klubu.Za to klient dostaje prywatną salę z tobą za jedyne dziewięćdziesiąt dolarów.- Jak dla mnie, to i tak kupa kasy za pół godziny ze striptizerką - zauważyłam.Lisa wzruszyła ramionami.- Pewnie tak.- Zwracają nam chociaż te dwadzieścia dolarów, jeśli nie znajdziemy chętnego na prywatną salę i zostanie nam kupon? - zapytałam.- Nie - odparła Lisa.- Ale łatwo je komuś wcisnąć.Faceci lubią prywatne sale.Ja sprzedaję kupon właściwie każdego wieczoru.- Kiedy przypalała papierosa, jej masywne piersi zatrzęsły się niczym dwie porcje karmelowego fłanu i już nie wątpiłam w jej sukcesy.- A cała reszta? - drążyłam.- Bo nikt mi nic nie mówił.-Taniec przy stoliku kosztuje dwadzieścia dolarów- tłumaczyła Lisa.- Musisz zaliczyć minimum osiem takich każdego wieczoru.- To coś jak prywatny taniec? U gościa na kolanach i te sprawy? - dociekałam trochę zaniepokojona.Nie planowałam ocierania się o czyjegoś fiuta, a co dopiero o osiem fiutów obowiązkowych.—To dokładnie to samo - przyznała Lisa.- W każdym razie jak odpracujesz przydziałowe osiem tańców przy stolikach, masz sto sześćdziesiąt dolarów.Codziennie przed wyjściem musisz się zgłosić po wypłatę swoich stu sześćdziesięciu dolarów.Klub pobiera z tego sto osiem dolarów, a ty dostajesz swoje pięćdziesiąt dwa.Po tej wstępnej opłacie zatrzymujesz wszystko, co zarobisz.System wydawał mi się zupełnie pozbawiony sensu.Przydziały? Wypłaty? Gdzie ja jestem, w nocnym klubie czy w dziale sprzedaży?5t>-Jeśli więc dzisiaj zarobię sto sześćdziesiąt dolarów, potrącą mi z tego sto osiem?- Zgadza się - przytaknęła Lisa, jak gdyby to było najzupełniej logiczne.- Plus tip dla didżeja, przynajmniej dwadzieścia dolarów na każdą zmianę.- A jeśli nie sprzedam tych ośmiu tańców? - zapytałam.- Wtedy wisisz klubowi kasę - odparła z westchnieniem Lisa.- Chcesz powiedzieć, że mogę stąd wyjść na minusie? - spytałam z niedowierzaniem.- A jeśli sprzedam siedem tańców, wpłacę te sto osiem dolarów, a zatrzymam gówniane trzydzieści dwa? Przecież klub dostaje swoją działkę.- A gdzie tam — odparła z emfazą.- Musisz sprzedać osiem tańców, bo jak nie, to jesteś winna klubowi pieniądze.- Była całkowicie pogodzona z tym zdzierstwem.Jej błękitne oczęta były spokojne i pogodne.- Niesamowite - stwierdziłam.- Nie rozumiem, jak ludzie mogą się na to zgadzać.- Tak samo jest w większości innych klubów - powiedziała Lisa.- Wiesz, ale jak zarabiasz osiemset dolarów, to już ci się nie wydaje, że te sto osiem to tak dużo.- A tak naprawdę jak ci na imię? - zapytałam nagle.- Lisa - odparła, a jej uśmiech stał się zimny.* * *Striptizerki zeszły po schodach i rozproszyły się po klubie.Gdziekolwiek by spojrzeć, blondynka na blondynce blondynką poganiała blondynkę - prawdziwe córy Norwegii krążyły wśród tlenionych imitacji.Wszystkie miały opaloną, błyszczącą od oliwki skórę koloru mokrego cygara.Były poubierane w krótkie dyskotekowe szmatki, w teatralne peniuary z piórami albo w długie suknie z gołymi plecami i z rozporkiem aż do wzgórka Wenus.Większość stanowiły prawdziwe piękności, smukłe jak charcice.Jedna wyglądała kropka w kropkę jak Gisele Biindchen.Cholera, miała tyłek wielkości mojej pięści.Już zaczęłam się zastanawiać, czy nie powinnam raczej załatwić sobie nocnej zmiany w jakimś barze szybkiej obsługi, choćby i w Fuddruckers, bo tutaj przy takiej konkurencji trudno mi będzie zarobić bodaj kanadyjską dziesięciocentówkę.Ze zgrozą zdałam też sobie sprawę, że cała miejscowa kadra śliczniutkich kelnerek występuje w czarnych mini i siatkowych pończochach.Srał to pies! Nie dość, że i bez tego wcale striptizerki nie przypominałam, to jeszcze idealnie wtopiłam się w szeregi personelu obsługującego stoliki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates