[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Zgadza się — powiedział oddając żeton — Pokój 4478, 62 piętro.Victor skierował się do windy.— A profesor Stayners — Masters, uprzedzony zapowiedzią sekretarki wstał zza biurka i przywitał Victora przy drzwiach gabinetu.— Witam, profesorze, i gratuluję.Proszę — wskazał na fotel.— Cóż, nie otrzymałem jeszcze nominacji…— Ale jest już gotowa.Jej wręczenie to tylko formalność.Kawa, herbata, koniak?— Jeśli można, koniak — powiedział Victor kładąc na kolanach swą teczkę i otwierając ją.— A więc, panie pułkowniku, przychodzę z dwoma sprawami — zaczął, skosztowawszy przeniesionego przez sekretarkę koniaku.— Tak jak przypuszczałem, nie zdążyłem jeszcze przetłumaczyć całego tekstu, który otrzymałem od pana przed dwoma tygodniami.Mam tutaj drugą część tłumaczenia, około stu dwudziestu stron.Nie jest to dobry przekład pod względem artystycznym, ale sądzę, że dla potrzeb policji Mogadeńskiej będzie wystarczający.— Oczywiście.Swoją drogą, profesorze, czy to nie paradoks, żebyśmy my musieli tłumaczyć Mogadeńczykom teksty napisane w ich dawnym języku?— Sami ten język zniszczyli.— Cóż, trudno im się dziwić.Na ich miejscu postąpił bym tak samo.To są twarde prawa walki o dziejową sprawiedliwość.Mówiąc między nami, jest tam wielu ludzi znających biegle starorycerski, ale nikt się do tego nie przyzna.Stary zakaz wciąż obowiązuje, za posługiwanie się starorycerskim grozi na Mogadenie śmierć.No, dobrze, a druga sprawa?— Widzi pan, pułkowniku, ten pamiętnik ma dla badacza ogromną wartość, chciałbym go opracować i wydać.— To będzie trudne… Pamiętnik był zarekwirowany u osoby podejrzanej o działalność opozycyjną, jako materiał dowodowy otoczony jest ścisłą tajemnicą.— Sądzę, że ten tekst nie nadaje się na materiał dowodowy.— Nie zna pan praw Mogadenu, profesorze.Za przechowywanie materiałów fałszujących historię grozi tam śmierć.— Więc…— Ale proszę się nie martwić, dobrze, że zwrócił się pan z tym właśnie do mnie.Obiecuję, że porozmawiam o tym osobiście z komisarzem Ranhernezem.To, że jest pan lojalny wobec nas i demokratycznych władz Mogadenu na pewno ułatwi uzyskanie odpowiedniego zezwolenia.Proszę tylko pamiętać, aby na razie nie udostępniać pamiętnika absolutnie nikomu.Nasze władze miałyby to panu za złe.— Panie pułkowniku…— Oczywiście, panie profesorze.Proszę mi wybaczyć.Sądzę, że Ranhernez zgodzi się, ale zażąda usunięcia niektórych partii tekstu, obraźliwych wobec uczestników buntów chłopskich.To może pana, jako naukowca, zaboleć, ale sytuacji międzynarodowej nie wolno ignorować.Zresztą chyba lepiej wydać tekst niekompletny, niż nie opublikować nic.Skontaktuje się z panem telefonicznie, powiedzmy za dwa dni, około godziny dwunastej…„…nie wstawaj! Jesteś słaby, nie wolno ci! — krzyczała jeszcze za mną, ale byłem już na schodach.Przemogłem osłabienie i dopinając po drodze pas z mieczem powlokłem się do błękitnej sali.Nikt nie zagrodził mi drogi.Pchnąłem drzwi i wszedłem do środka.Wokół wielkiego, starego stołu siedzieli najgodniejsi rycerze i kapłani w twierdzy.Tylko Vaden Ker przechadzał się po komnacie, szarpiąc w zamyśleniu brodę.Zamilkli nagle, Ker obrócił się i spojrzał na mnie gniewnie.Zamknąłem drzwi i oparłem się o nie.— Dlaczego tu przyszedłeś? — spytał wreszcie Va Kinth.— To chyba jeden z tych młodzików, pasowanych przed kilkoma dniami? — Spytał Vaden Ker, gdy milczałem, walcząc z wirującymi mi przed oczami czarnymi plamami.— Jestem Va Kiff, syn Va Ketta, panie.Wiem, że nie mam prawa uczestniczyć w radzie wojennej… ale wiem coś, co muszę powiedzieć.— Usiądź.— Ktoś podsunął mi krzesło.— Gdy leżałem ranny, przodkowie obdarzyli mnie widzeniem.Byłem w Wieży Wieczności.— Z wszystkich śmiertelników jedynie Mergohr I dostąpił tego zaszczytu — rzucił Ge Morat.— Widziałem naszą twierdzę spaloną… nas w okowach, sterty trupów.Potem zaś rozmawiałem z Najstarszym — opowiedziałem im wszystko, co słyszałem i do czego doszedłem rozmyślając nad słowami Najstarszego.— Poddać się!? — Twarz Vaden Kera spurpurowiała, a on sam machinalnie sięgnąwszy do miecza przeszył mnie wzrokiem pełnym wściekłości.— Złożyć broń przed tłumem zbuntowanych pachołków i kilkoma przybyszami z niewiadomych stron?! Zdać się na ich łaskę?!— Powinniśmy cię zabić!— Zostawcie — zasłonił mnie Va Kinth.— Trafiła go czarna strzała z Meldoru.Jad, którym leśni zbójcy nasączają grrfty swych strzał mąci umysł.Odejdź Va Kiff, to majaki, za kilka dni wrócisz do zdrowia.— Mój umysł jest jasny — zaprzeczyłem stanowczo.— I wiem co mówię
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates