[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znała się na lekarstwach, pigułkach i tego rodzaju rzeczach.Przypuszczam, że wciąż tak jest.W Indiach ta wiedza musi być dla niej wprost nieoceniona.Ale o czym to mówiłam? Ach, tak - co zrobiliśmy z tymi jej wszystkimi buteleczkami, kiedy wyjechała?- Doskonale pamiętam - wtrąciła Barbara - że kilka łat temu większość starych rzeczy Edny z apteki zapakowaliśmy do pudełka.Miały być posegregowane i rozesłane do szpitali, ale potem wszyscy0 tym zapomnieli, a przynajmniej nic mi nie wiadomo, żeby ktoś się tym zajmował.Schowano je na strychu i dopiero gdy Edna pakowała swoje rzeczy przed wyjazdem do Indii, wyciągnięto je stamtąd ponownie.Są tam, na górze, w tej biblioteczce - wciąż nie przejrzane 1 nie posegregowane.Biorąc ze sobą krzesło, podeszła do biblioteczki i zdjęła stamtąd czarne, blaszane pudełko.Nie zwracając uwagi na Lucie, która powiedziała cicho: „Nie rób sobie kłopotu, kochanie, naprawdę niczego nie potrzebuję", Barbara zaniosła pudełko na stół.- Cóż - zauważyła - teraz przynajmniej możemy się temu dokładnie przyjrzeć.- Otworzyła pudełko.- To dopiero, czego tu nie ma! - wykrzyknęła, wyjmując buteleczki.- Jodyna, balsam peruwiański, coś o nazwie „Tinct.Card.Co.", olej rycynowy.- Skrzywiła się.- Ach, teraz dochodzimy do tego, co najlepsze - ogłosiła, wyjmując z pudełka małe szklane fiolki brązowego koloru.- Atropina, morfina, strychnina - odczytywała etykiety.- Uważaj, ciociu Karolino.Jeżeli mi się narazisz, dosypię ci strychniny do kawy, i czeka cię śmierć w straszliwych męczarniach.- Pogroziła żartobliwie ciotce, która machnąwszy ręką prychnęła.- Cóż, nie ma tu nic, co by mogło posłużyć jako środek wzmacniający dla Lucii; to pewne -powiedziała ze śmiechem Barbara, wkładając buteleczki i fiolki z powrotem do blaszanego pudełka.Trzymała właśnie w ręku fiolkę z morfiną, kiedy otworzyły się drzwi i Tredwell wprowadził do pokoju Edwarda Raynora, doktora Carellego oraz Clauda Amory'ego.Pierwszy wszedł sekretarz sir Clauda Raynor, jasnowłosy, o raczej poważnym wyglądzie mężczyzna pod trzydziestkę; podszedł do Barbary i zaczął się przyglądać zawartości pudełka.- Witam, panie Raynor.Interesują pana trucizny? - zapytała Barbara.Doktor Carelli również podszedł do stołu.Był to ciemnowłosy, śniady mężczyzna koło czterdziestki, w doskonale skrojonym wieczorowym garniturze.Miał nienaganne maniery, a po angielsku mówił z ledwie słyszalnym cudzoziemskim akcentem.- Co my tu mamy, droga panno Amory? - zagadnął.Claud Amory zatrzymał się przez chwilę na progu, aby pomówić z Tredwellem.- Zrozumiałeś moje polecenia? - zapytał.- Tak, zrozumiałem doskonale, sir - odparł lokaj.Tredwell opuścił pokój, a sir Claud podszedł do swojego gościa.- Mam nadzieję, że mi pan wybaczy, doktorze Carelli - powiedział uprzejmie -jeżeli udam się teraz do mojego gabinetu.Mam kilka ważnych listów do napisania, które muszą być wysłane jeszcze dziś wieczór.- Wydawało mi się, że miałeś złożyć jakieś ważne oświadczenie w sprawie tych tajemniczych gości, na których czekamy - odezwał się niezadowolony Richard.- Później.Wkrótce do was przyjdę.Raynor, zechcesz pójść teraz ze mną?Sekretarz i jego pracodawca udali się do gabinetu.Kiedy zamknęły się za nimi drzwi, Barbara wydała nagle cichy okrzyk i upuściła fiolkę, którą trzymała w ręku.IVDoktor Carelli podbiegł do Barbary i podniósł fiolkę, którą upuściła.Zanim z ukłonem podałją dziewczynie, rzucił okiem na etykietę i wykrzyknął:- A to co? Morfina!Podszedł do stołu i wziął do ręki następną fiolkę.- I strychnina! Czy mogę wiedzieć, młoda damo, skąd pani wzięła te śmiercionośne fiolki?Z zainteresowaniem zaczął się przyglądać zawartości blaszanego pudełka.Barbara z niesmakiem spojrzała na przymilnego Włocha.- Łupy wojenne - odpowiedziała krótko, uśmiechając się złośliwie.Odwracając się w stronę ciotki, powiedziała już bardziej uprzejmym tonem: - Nie spodziewałam się, że znajdę tam strychninę, więc doznałam lekkiego szoku.Dlatego upuściłam fiolkę.Zachowałam się jak idiotka.Karolina Amory, wyraźnie zaniepokojona, podeszła do doktora Carellego.- To nie są prawdziwe trucizny, w tych fiolkach, prawda doktorze? To znaczy, praktycznie nie mogłyby nikomu zaszkodzić? - zapytała.- To stare blaszane pudełko jest w domu od lat.Wszystkie te lekarstwa są na pewno nieszkodliwe; czyż nie tak?- Nie wiem, co w pani mniemaniu jest szkodliwe, droga pani - powiedział sucho Carelli - ale przypuszczam, że za pomocą tej małej dawki, jaką tu macie, można by uśmiercić z tuzin silnych mężczyzn.- Och, miły Boże - panna Amory zamarła z przerażenia, opadając bezwładnie na krzesło.- Tu na przykład - ciągnął doktor Carelli, zwracając się do zebranych - mamy coś bardzo interesującego.Wziął do ręki fiolkę, i odczytał powoli etykietę - „Chlorowodór strychniny; jedna szesna-sta grama".Wystarczyłoby siedem lub osiem tych małych tabletek, żeby spowodować śmierć w męczarniach.Bardzo nieprzyjemny sposób na zejście z tego świata, nie polecam.Wziął do ręki następną fiolkę.- „Siarczan atropiny".Czasami bardzo trudno jest odróżnić zatrucie atropinowe od zatrucia ptoma-inami.To również straszna śmierć.Ale tu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates