[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Rozpoznała mnie pani.Wystrzelił w nią to zdanie niczym pocisk.— Jak każdy, kto czyta gazety i ogląda telewizję.Jest pan najpopularniejszym astronautą od czasu Johna Glenna.— I dlatego stanowię doskonały cel dla każdego czubka.— Nie jestem czubkiem!7— Skoro tak, czemu przysyła mi pani te listy? Nie ma w tym nic oryginalnego, wie pani.Dostaję takich codziennie kilkadziesiąt.— Gratuluję.— Nie mam na myśli listów od fanów, ale od ziejących nienawiścią religijnych maniaków, przekonanych, że udajemy się tam, dokąd Bogu nie śniło się wysyłać człowieka.Niektórzy twierdzą, iż zniszczył Challengera, aby ukarać nas za to, że naruszyliśmy niebiosa, lub wypisują temu podobne brednie.Otrzymuję propozycje małżeństwa lub innych związków seksualnej, a często i perwersyjnej natury — oznajmił chłodno.— Szczęściarz.Zignorował uszczypliwy komentarz i mówił dalej:— W listach od pani było jednak coś oryginalnego.Jest pani pierwszą kobietą, która twierdzi, że spłodziłem z nią dziecko.— Nie słuchał pan? Powiedziałam, że nigdy nie rodziłam.Jak mógłby pan być ojcem?— Właśnie, pani Hibbs! — wykrzyknął.Marnie wstała.On także.Podążył za nią, kiedy podeszła do deski kreślarskiej i zaczęła przekładać bez potrzeby ołówki i pędzle.— I jako pierwsza zagroziła mi pani, że ujawni sprawę, jeśli nie zrobię tego, czego ode mnie zażąda.Odwróciła się i przekonała, że stoi tak blisko, iż dotyka nagimi udami jego spodni.— Jakież to zagrożenie mogłabym dla pana stanowić? To pan jest jasnowłosym dzieckiem programu kosmicznego, narodowym bohaterem.Kiedy potrząsał pan w przestrzeni dłonią rosyjskiego astronauty ponad traktatem pokojowym, nic nie zdołałoby oderwać Amerykanów od telewizora.—Wzięła głębszy oddech.— W Nowym Jorku urządzono panu i pańskiej załodze uroczystą paradę, zarzucając tonami konfetti.Został13pan zaproszony na kolację do Białego Domu.Niemal w pojedynkę zmienił pan nastawienie opinii publicznej wobec NASA, a nie było ono najlepsze po tym, co stało się z Challengerem.Krytycy lotów załogowych zostali poprzez pańskie dokonania ośmieszeni.I to ja, szara myszka, miałabym wystąpić przeciw takiej sławie? Musiałabym być głupia albo zupełnie szalona.A nie jestem.— Nazwała mnie pani „Law".Po tak długiej przemowie celnie wymierzona, składająca się z czterech słów riposta kompletnie ją zaskoczyła.— Co takiego?— Kiedy mnie pani rozpoznała, nazwała mnie pani „Law".— Czyż nie tak ma pan na imię?— Jednak przeciętny człowiek powiedziałby raczej: pułkownik Kincaid, nie Law.To zbyt familiarne, jeśli się wcześniej nie znaliśmy.— A czegóż to miałabym domagać się od pana w tych rzekomych listach? — spytała, wykonując unik.— Po pierwsze: pieniędzy.— Pieniędzy? — wykrzyknęła.— Jakie to wulgarne.— A także tego, bym wyznał publicznie, że mam syna.Marnie odsunęła się od niego i deski.Bliskość tego akurat mężczyzny niemal pozbawiała ją zdolności myślenia.Zaczęła grzebać w stosie szkiców leżących na jednym ze stołów.— Jestem osobą niezależną, przywykłą polegać na sobie.Nie zażądałabym pieniędzy od pana ani od nikogo innego.Nigdy— To duży dom, położony w miłym otoczeniu.— Kupili go moi rodzice.— Mieszkają tu z panią?— Nie.Ojciec nie żyje.Matka miała kilka miesięcy temu wylew i przebywa w domu opieki.—Rzuciła szkice na biurko14i spojrzała mu w oczy.— Potrafię sama się utrzymać.Zresztą co to pana obchodzi?— Uważam, że ofiara powinna poznać szantażystę.Pod każdym względem — dodał cokolwiek ochryple.Znów zaczął badać ją spojrzeniem.Tym razem wolniej i bardziej uważnie.Spostrzegła, że zatrzymałwzrok na jej piersiach, odznaczających się pod wilgotną koszulką.Poczuła, że jej sutki twardnieją, i bez powodzenia spróbowała wmówić sobie, że dzieje się tak za sprawą klimatyzacji, nie tego, że gapi się na nią Law Kincaid.— Obawiam się, że będzie pan musiał mi wybaczyć — powiedziała, starając się, aby zabrzmiało to wyniośle.— Czekam na kogoś i muszę doprowadzić się do porządku.— Na kogo? Człowieka z agencji? — Widząc, jak jest zdziwiona, wyjaśnił: — Wspomniała pani o nim na początku.— Umówił się ze mną, aby obejrzeć szkice do pewnego projektu.— Jest pani artystką?— Ilustratorką.— Dla kogo pani pracuje?— Dla siebie.Jestem wolnym strzelcem.— A nad czym obecnie?— Nad okładką do książki telefonicznej Houston.Uniósł brązowe brwi, najwyraźniej pod wrażeniem.— To spore zlecenie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates