[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Redaktor seriiMałgorzata Cebo-FoniokRedakcja stylistycznaAnna TłuchowskaKorektaMagdalena StachowiczBarbara CywińskaProjekt graficzny okładkiMałgorzata Cebo-FoniokZdjęcie na okładce© eyebex/iStockphotoTytuł oryginałuRed 1-2-3RED ONE TWO THREE © 2014 by John KatzenbachPublished by arrangement with John Hawkins & Associates, Inc.,New York.All rights reserved.For the Polish editionCopyright © 2014 by Wydawnictwo Amber Sp.z o.o.ISBN 978-83-241-5295-7Warszawa 2014.Wydanie IWydawnictwo AMBER Sp.z o.o.02-952 Warszawa, ul.Wiertnicza 63tel.620 40 13, 620 81 62www.wydawnictwoamber.plKonwersja do wydania elektronicznegoP.U.OPCJAjuras@evbox.plWydziałowi Anglistyki Bard College,1968–1972PrologNiechciana pocztaKapturek Numer 1 stała i przyglądała się bezradnie, jak umiera człowiek, kiedy do jej samotnego domu w wiejskiej części hrabstwa dostarczono list.Kapturek Numer 2 była oszołomiona lekami, alkoholem i rozpaczą, kiedy przez szparę w drzwiach frontowych wrzucono list do jej podmiejskiego, wielopoziomowego domu na stoku.Kapturek Numer 3 przeżywała porażkę i myślała, że czekają ją kolejne, znacznie gorsze, kiedy list wrzucono do skrzynki pocztowej tuż przy schodach wiodących od jej sypialni.Trzy kobiety były w różnym wieku: Siedemnaście lat.Trzydzieści trzy.Pięćdziesiąt jeden.Nie znały się, ale mieszkały o parę kilometrów od siebie.Internistka.Nauczycielka publicznego gimnazjum.Uczennica prywatnego liceum.Niewiele miały ze sobą wspólnego poza pewnym oczywistym szczegółem: wszystkie były rude.Proste, kasztanowate włosy lekarki zaczynały siwieć.Nosiła je ściągnięte do tyłu, mocno, surowo.Nie pozwalała, żeby wymykały się na wolność, kiedy pracowała z pacjentami.Ciężkie jasnorude loki nauczycielki opadały w nieładzie na ramiona, jakby rozczochrane od nieszczęść, które przyniósł jej los.Włosy uczennicy były jaśniejsze, w uwodzicielskim kolorze truskawki, o którym można by układać pieśni, ale otaczały twarz, która z dnia na dzień bladła, a na wyblakłej skórze pojawiły się bruzdy zmartwienia.Tym, co łączyło je znacznie mocniej niż widoczne na pierwszy rzut oka rude włosy, był fakt, że każda z nich, na swój własny sposób, była bezbronna.Białe koperty, z nowojorskim stemplem, były zwykłymi kopertami z samoprzylepnym zamknięciem, które można kupić w każdym sklepie.Listy napisane były na zwyczajnych białych kartkach, na tym samym komputerze.Żadna z trzech kobiet nie miała kryminalistycznej wiedzy, żeby stwierdzić, że na listach nie ma odcisków palców ani symptomatycznych nośników DNA – śliny, przypadkowego włosa, cebulki włosa – które wytrawnemu detektywowi, dysponującemu dostępem do supernowoczesnego laboratorium, mogłyby dać jakieś pojęcie, kto listy nadał, jeśli nadawca znajdował się w którejś z krajowych baz z danymi przestępców.Ten, kto te listy napisał, tam nie figurował.W świecie błyskawicznych przesyłek, e-maili, SMS-ów i telefonów komórkowych, listy były równie staromodne jak sygnały dymne, gołębie pocztowe czy alfabet Morse’a.Zaczynały się bez powitania czy wstępu:„Pewnego pięknego, słonecznego dnia Czerwony Kapturek postanowił zanieść koszyk ze smakołykami ukochanej babci, która mieszkała po drugiej stronie głębokiego, ciemnego lasu…”Na pewno czytałyście tę bajkę przed laty, kiedy byłyście dziećmi.Ale prawdopodobnie przedstawiono wam złagodzoną wersję: Babcia chowa się do szafy, a Czerwonego Kapturka dzielny drwal ratuje przed pożarciem przez wilka.W tej wersji wszystko kończy się szczęśliwie.W oryginalnej zakończenie jest zupełnie inne i ponure.Byłoby mądrze z waszej strony, żebyście o tym pamiętały przez najbliższych parę tygodni.Nie znacie mnie, ale ja was znam.Jest was trzy.Postanowiłem was nazwać:Kapturek Numer 1.Kapturek Numer 2.Kapturek Numer 3.Wiem, że wszystkie zagubiłyście się w lesie.I tak jak dziewczynka z bajki, zostałyście wybrane na śmierć.1Na górze pierwszej strony napisał:Rozdział pierwszy: DobórPrzerwał, zaczął przebierać palcami nad klawiaturą komputera, jak czarodziej rzucający zaklęcie, pochylił się do przodu i pisał dalej:Pierwszym – i z różnych względów najważniejszym – problemem jest dobór ofiary.Na tym etapie bezmyślni, niecierpliwi i prymitywni amatorzy popełniają najwięcej głupich pomyłek.Nie znosił, kiedy o nim zapominano.Minęło prawie piętnaście lat, odkąd opublikował coś czy zabił kogoś.Ten odpoczynek, który sam sobie narzucił, stał się boleśnie nieznośny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates