[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z tym, że szybciej kojarzący Rosjanie odwykli już od nazywania Białorusi swoim krajem.W najlepszym przypadku patrzyli na sojusznicze państwo jak na okupowane terytorium – jałowe, nikomu niepotrzebne, pozbawione surowców mineralnych i zalewające rosyjskie miasta tłumami tanich robotników sezonowych.Tych ostatnich szczególnie zaciekle ścigali moskiewscy brakarze – i po pewnym czasie natknięcie się w stolicy na „robola” z Białorusi było tak samo niemal nieprawdopodobne, jak spotkanie żywego Cygana.Można więc z całkowitą pewnością stwierdzić, że ASB jako struktura zebrała w swoich szeregach psychopatów i wykonywała niektóre społeczne zamówienia z tą samą łatwością, z jaką je tworzyła.Co się tyczy Cyganów, to ich po prostu kopniakami przepędzono z kraju, wysiedliwszy za granice Związku – a można było ich pozabijać.Były w tym pewne rachuby strategiczne – przedstawiciele rosyjskiej cygańskiej diaspory nie wyobrażali już sobie życia bez aktywnego organizowania handlu narkotykami i Rząd Narodowego Zaufania bez najmniejszego skrępowania „dogodził sąsiadom” (zwłaszcza przekornej Ukrainie, która wybiła się na niepodległość), nasławszy na nich tłumy elementów aspołecznych z kieszeniami pełnymi trucizny.O tym, jak trudne okazało się wykorzenienie cygańskiego elementu kryminalnego ze społeczeństwa, zaświadcza nawet Gusiew – wspomniana przezeń bezwzględna strzelanina brakarzy z mentami na rynku Kijowskim w Moskwie jest faktem.A rozpętała się z powodu Cyganów, których panoszenie miejscowi milicjanci traktowali – łagodnie mówiąc – w miarę przychylnie.ASB z właściwą sobie bezpośredniością i taktem spadła na miejsce jak szarańcza – w takiej liczbie, że milicjanci nie mieli najmniejszych szans na wygraną – i to mimo teoretycznej przewagi w jakości posiadanej broni.Pociski z milicyjnych automatów AKSU (w szczególności zaś „klin”) bez wysiłku przebijały lekkie pancerne kurtki „brakarzy”, skonstruowane dla ochrony przed kulami z pistoletów, albo zwalały przeciwników z nóg.Ale za to przydziałowe „igielniki” pozwalały pełnomocnikowi ASB beztrosko siać ogniem po tłumie, waląc winnych i niewinnych (nie zachowały się statystyki wypadków, kiedy paralizatory zabijały ofiary, ale rozmaici specjaliści oceniają liczbę „niezaplanowanych braków” w wyniku indywidualnych „pomyłek” jako nie wyższą, od pięciu, sześciu procent).Tak czy inaczej, pierwsze bardziej zdecydowane próby opornej reakcji mentów sprowokowały takie otwarcie zmasowanego ognia, że po kilku sekundach na ziemi leżeli literalnie wszyscy obecni na miejscu, w tym i kilku asbeków, skoszonych przez swoich.Z milicjantów do domu wróciło jedynie dwóch, przy czym jeden stracił rozum i ostatecznie też został wybrakowany, z drugim udało mi się porozmawiać, ale okazało się, że jest człowiekiem całkowicie i bezdyskusyjnie złamanym.Z jego relacji wynikało, że przesłuchujący go funkcjonariusze ASB odnosili się do niego z przesadną nawet poprawnością i życzliwością.Nie pamiętał żadnych prób przesłuchań za pomocą środków psychotropowych, odniosłem jednak wrażenie, iż w charakterze „serum prawdy” wykorzystano jakiś nieznany preparat, albo przesłuchiwany został poddany wpływom hipnotycznym.Historia ta jest kolejnym dowodem słuszności tezy, że o żadnym szczególnym zaufaniu pomiędzy ASB i MSW nie mogło być mowy.Co więcej – dowództwo sił MSW nie bez podstaw podejrzewało Agencję o chęć zagarnięcia władzy.Gdyby nie fatalna dla asbeków „Druga Rewolucja Październikowa”, kiedy spiskowcy sprowokowali rzeź wewnątrz samej ASB, taki akurat scenariusz miałby spore szanse powodzenia.Ale rosyjski narodowy smok w porę został nakłoniony do wgryzienia się we własne podbrzusze.Wydarzenia październikowe miały daleko idące skutki – oczyszczona w dwóch trzecich Agencja przestała być siłą nieprzewidywalną i niesterowalną.A gdy Rząd Zaufania Narodowego padł rozerwany przez ostatni w jego historii konflikt wewnętrzny, nieliczni ocaleli brakarze weterani nie zdołali utrzymać przy władzy swoich władców.Mogli tylko uciec, zginąć albo złożyć broń.A ponieważ, jak zawsze, przyszli ich aresztować młodsi „koledzy”, niewielu zechciało skorzystać z ostatniej możliwości.Jak widzicie, człowiekowi znającemu atmosferę tych dni nie tylko z opowiadań, oprócz tego zaś mającemu osobiste doświadczenia z kontaktów z brakarzami (zechciejcie sobie wyobrazić, jakiego rodzaju kontakty mógł mieć z nimi walczący o prawa człowieka reporter nielegalnej gazety), trudno nie zagłębiać się w szczegóły.„Chwytanie pcheł” w pseudohistorycznym literackim tekście jest zajęciem dość nużącym i dostarczającym wątpliwej satysfakcji.Wydało mi się jednak ważnym określenie, na ile w strasznych wydarzeniach owych dziesięciu fatalnych lat orientuje się sam autor.Poszukiwanie „hemingwayowskiej prawdy”, na które powoływałem się w akapicie otwierającym powyższy tekst, dało konkretne rezultaty.Jakkolwiek dziwne mogłoby się to wydawać, doszedłem do prawie jednoznacznego wniosku.Wszystko wskazuje na to, że autor żył w Rosji w tamtych czasach i brał aktywny udział w wydarzeniach.A rozrzucone w tekście wyraźne znaki pozwalają postawić hipotezę – podkreślam, że to tylko hipoteza! – iż jego działalność miała zupełnie określony charakter.I być może niektóre zniekształcenia, jakich dopuszcza się autor, są tylko kamuflażem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates