[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poza tym nie chciał bombardować separatystów.Jego specjalnością była walka w przestrzeni – atakował, rozbijał i zajmował statki powstańców.Megadestroyery zaś waliły z kosmosu w powierzchnię, nie sprawdzając, czy atakują cywilów, czy wojsko.Tak więc po przyjęciu dowództwa nad „Starkiem” świeżo upieczonego commandera nie czekała sława i on doskonale o tym wiedział.Wtedy dowódca Raszyna, wiceadmirał König, podniósł na niego głos.Przy świadkach wygłosił swoją historyczną mowę, w której mniej więcej dziesięć razy powtórzył: Ach, ty ruski tapeciarzu! Przy tych samych świadkach Raszyn mu odpowiedział: Zgadza się.Nie przeczę, że jestem tapeciarzem.I nie przeczę, że ruskim.I jestem dumny ze swojej rosyjskiej krwi.Jako rosyjski oficer oświadczam panu, że zawsze walczyłem w zgodzie z zasadami honoru i będę tak postępował również w przyszłości.Proszę mi dać dobry statek i wysłać do eliminowania złych statków.A tą chujozą niech pan sobie dowodzi sam.I w przyszłości, panie admirale, proszę zapomnieć o moim prawdziwym nazwisku.Proszę mówić po prostu: „commander russian”.Będę zobowiązany.König najpierw złapał się za serce, potem za pistolet.Raszyn był w speckostiumie i już zamierzał palnąć przełożonego w łeb, co pewnie skończyłoby się żałośnie, ale w tym momencie zabrał głos admirał floty, nieboszczyk Hunter.Odczep się od chłopaka, König – polecił.– Nie masz racji.A pan, commanderze – baczność.Regulaminowo, jasne? Czyli zrobimy tak: niedługo kończą się polowe testy jeszcze jednej „setki”.Miała być dla mnie.Ale oddam ją panu.Statek nazywa się „Paul Atrydes”.Taka nazwa zobowiązuje.Na takim statku nie wolno sobie robić jaj.Proszę więc iść i szykować się do objęcia jednostki, a przy okazji przejmuje pan wszystkie siły osłony Grupy F.I niech pan skleci mi z nich takie skrzydło, żeby ani jedno marsjańskie bydlę nie odkleiło się od powierzchni.A jeśli za miesiąc jakieś czerwonodupskie ścierwo będzie jeszcze latało, zdegraduję pana i posadzę.Czy wszystko jasne?Tak jest, panie admirale floty - wyskandował Raszyn.– Proszę o pozwolenie zameldowania.Jedno ścierwo będzie latało.Ale źle i niedaleko.A jakież to? – zdziwił się Hunter.„Enterprise”.Stary astronauta zarechotał i śmiał się długo, czerwieniejąc na twarzy i klepiąc się dłońmi po kolanach.Dobra - powiedział, z trudem łapiąc oddech.– „Enterprise” niech sobie na razie lata.Nie mamy do niego głowy.Odmeldować się… i walczcie przykładnie… commanderze Raszyn.Tym sposobem Raszyn zdobył ksywkę, która przylgnęła do niego na stałe.„Enterprise” dokuśtykał do Marsa dopiero pod sam koniec wojny i pojawił się na orbicie całkowicie już lojalny, z zamkniętymi w karcerze oficerami, a z poszyciem pokrytym demaskującą białą farbą.Przez jakiś czas działał pod ziemską flagą i w zasadzie miał już być przemianowany, zdecydowano jednak, że okręt jest przestarzały, zaniechano remontu kapitalnego i postanowiono opchnąć go na rynku wtórnym.Rynek wtórny jednak „Enterprise” olał – na statku z tak zniszczoną częścią napędową nie warto było wozić nawet śmieci.Wtedy zrujnowany battleship zwrócono Marsjanom, którym udało się go posztukować i uzbroić.Na samym początku nowej kampanii został jednak przejęty przez grupę dywersyjną Ziemian, przeprowadzony na Wenus i to był – jak się okazało – mało szczęśliwy ruch.Wenusjanie ogłosili wkrótce suwerenność i jeszcze długo straszyli tym statkiem Ziemię.Potem „Enterprise” przekazano z powrotem Marsjanom, jeszcze jakiś czas walczył w pasie asteroidów, ale po raz drugi napotkał wojowników Raszyna i musiał się poddać.Wprawdzie pozostawiony przez powstańców zaawansowany wirus komputerowy nieźle dopiekł master-nawigatorowi Ivetcie Kendall, niemniej na tym historia „Enterprise’a” już się skończyła.Teraz „Skoczek” przeleciał w odległości stu kilometrów od „Gordona”.Gigant śmierci rzucił Ive na terminal dyżurne: OK? Komputer potwierdził sam, że OK, pomyślnej służby – na tym wymiana uprzejmości się skończyła.A na SDO wkroczył Fox w otoczeniu kłębów siwego dymu.Z ust sterczała mu kwadratowa w przekroju hawana o wprawiającej w zdumienie długości.Pod lewym okiem kanoniera widniał fioletowy siniec.Buty oczywiście gdzieś zgubił.–Cześć, Cukiereczku! – rzucił, wyjął cygaro z ust i zbliżył się do kapitan-porucznik.– Niech cię, słoneczko, ucałuję!Ive roześmiała się, pozwoliła, by po ojcowsku cmoknął ją w czubek głowy, i sama potarmosiła go za tłusty policzek.Przez ostanie kilka miesięcy mający pewne skłonności do tycia Fox przybrał na wadze bardzo wyraźnie.Kombinezon niemal na nim trzeszczał.Oficjalna nazwa jego stanowiska brzmiała: starszy ekspert ogniowego współdziałania.Dlatego nikt nie mówił o nim inaczej jak kanonier.–Czołem, Andre! Co u ciebie? – zapytał Fox Wernera.Powiedział to po francusku, żeby podkreślić poufałość i zwracanie się na ty.Ive uniosła brwi, nie przyszło jej do głowy, że ktoś na „Skoczku” może znać nowego technika długo i dobrze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates