[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.] browca.Jak dobry Bóg da, to może i sędziwy Orejmus by się zjawił, a wtedy nie skończyłoby się na piątym.Zajrzałby All Żaro - człowiek z planety ludzi-ptaków, magicznego miejsca, gdzie wszystko wolno i dlatego nic się nie robi.Wpadłby Wiecznie Uśmiechnięty Gigant i znów żona pogoniłaby go, jak każdego innego pantoflarza, który nie potrafi zrozumieć, że miejsca obok prawdziwych mężczyzna dla niego nie ma i jeszcze długo nie będzie.Zjawiłby się człowiek-cytryna, o żółtej skórze, żółknącej duszy i bliżej niesprecyzowanych poglądach.A jak zaszedłby do O’Hary John Namoln’y, to dopiero by było.Kto wie, może nawet BooBoo by zajrzał i przyniósłby jakąś stareńką płytę, nad którą dyskutowaliby do fioletowego świtu* [*Taki właśnie świt wstaje na Karakanie - planetoidzie, gdzie mieści się osławiony pub O’Hary, do którego zawsze warto zajrzeć.].Gdyby zaś Didżeja zabrakło, to gadaliby o meczach kosmicznego futbolu, o meczach kosmicznej koszykówki, o meczach kosmicznego tenisa i wszystkich innych kosmicznych meczach.Gadaliby o dupie, o Marynie i o dupie Maryny.O innych dziewuchach też by gadali.O miłości, o tej zdradliwej i o tej sprzedajnej, i o takiej, co trafia się raz.Może by się nawet pokłócili, ale tylko tak, po przyjacielsku.Przypomnieliby sobie, jak to kiedyś byli piękni i młodzi.Wspomnieliby te wszystkie kursy do odległych miejsc, z których mieli wrócić tak bogaci, że szkoda gadać.Jak zwykle, nie wspomniałby ani słówkiem o swoim nieślubnym synu.Jeszcze by kto obu porwał na kosmiczny targ niewolników.Rozprawialiby długo, bo piloci rakietowych szlaków tak mają w zwyczaju i nikt im tego zabronić się nie odważy.Nie chce się wierzyć, ale o tym wszystkim śnił właśnie Cezary.I były to piękne sny człowieka, który - kiedy śni - jest niewinnym dzieckiem miłosiernego Wszechświata.nie trać ani chwili spokoju,a uśmiech pewności cię nie opuściłotewskieJej zdaniem za ostatnimi wydarzeniami krył się jakiś wyjątkowo wredny pasożyt.Jakiś gigantyczny galaktyczny kałmuk-darmozjad albo jeszcze co gorszego.Dlatego rozważnie odmówiła wzięcia udziału w tej całej łapance.Niech inni bawią się w żołnierzyków! Ona tam swój rozum ma.Michelangelo nie mógł jednak w tak krytycznej sytuacji pozwolić komukolwiek na niesubordynację.Wyznaczył jej rejon do patrolowania i miała obowiązek utrzymywać stałą łączność.Przygotowała się wyjątkowo starannie.Gdy szła korytarzem, jej sprzęt pobrzękiwał tak, że słychać ją było na milę, a kolby, lufy i rękojeści obijały boleśnie biodra.Niech ten przeklęty Obcy wie, że będzie miał do czynienia z nie byle kim.Niech no tylko się zbliży, a już ona mu pokaże.Uzbrojona więc od stóp do głów, to za mało powiedziane, gotowa każdego, kto stanie na jej drodze rozerwać na strzępy, spacerowała po pokładzie F jak Front i pilnowała porządku.Bo porządek, kurna, musi być.Gdy przechodziła obok jednej z licznych grodzi, wydało jej się, że usłyszała szelest.Mógł to być pokładowy kot albo jakiś szczur, albo złudzenie, albo.Poszła tam śmiało, bo czas obaw już się skończył, zresztą dodała sobie animuszu odciągając zamki, przekręcając bębenki, wyciągając zawleczki i wysuwając (także z cholew) liczne ostrza bagnetów.W pozycji bojowej czekała na najgorsze, w myślach gotując się na bój straszliwy.Najgorsze jednak nie było aż tak uprzejme.Zastąpił je śmiech.Prymitywny rechot z kiepskiego horroru rodem.Na to jedno nie była przygotowana.Cała krew odpłynęła Boyeen’ie z twarzy, serce się zakotłowało, a potem postanowiło nadrobić straty.I nim Boyeen’a coś postanowiła, drzwi prowadzące w głąb statku zamknęły się bezszelestnie.Na nic zdało się walenie kolbą, na nic histeryczne krzyki.Była uwięziona i żaden plazmomiot nie mógł tu pomóc, bo drzwi grodziowe to drzwi grodziowe i nic nie ma prawa ich ruszyć.Śmiech po drugiej stronie brzmiał głucho i jeszcze bardziej szyderczo, a drzwi, te prowadzące do kosmicznej pustki, zaczęły się powolutku uchylać.Skrzypiały przy tym niemiłosiernie.Boyeen’a zemdlała* [*Doprawdy, straszliwe mięczaki z tych kosmonautów i kosmonautek.Co krok to mdleją.] szybciej, niż na to zasługiwał ten tani chwyt [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates