[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z radosnym śmiechem zamówili drinki i rozsiedli się przy najbliższym stoliku.Tori minął ich i przysiadł się do dowódcy eskadry i pilotów.- Interesują cię najnowsze wieści ze świata? - Stobb nonszalancko podsunął mu elektroniczny notatnik.- Jak zwykle zwyciężamy na wszystkich frontach, morale armii jest wysokie, a wróg goni resztkami sił.- Tori od niechcenia ujął w dłoń podsunięty mu przedmiot.- Jak zwykle - przytaknął kapitan i wziął następnego drinka.Tori przeglądał serwis.Dokładnie taka sama papka informacyjna, jak co tydzień.Odłożył notes.- A jak jest naprawdę?- zapytał dowódcę.Kapitan spojrzał na pilota znad szklanki.- Do produkcji weszła nowa wersja M-31.Ma mieć oznaczenie D.- Jasne.A my tymczasem wciąż latamy na dwudziestkach piątkach.- Tori nerwowym gestem strzelił palcami.- Dziwisz się? Jesteśmy z dala od strategicznych układów.Chronimy te kilka kopalni, podobnie jak inne eskadry w tym systemie.To nie jest linia frontu.- Kapitan wzruszył ramionami.- Ale i u nas pojawiają się zieloni.W ciągu miesiąca zginęło trzech pilotów.- Tori spojrzał przelotnie na tablicę koło baru.- To nie jest wojna?- Nie musisz mi tego tłumaczyć.- Stobb nie był w nastroju do dyskusji.- Doskonale wiem, co się tu dzieje.Wiem też, że nic na to nie poradzimy.Przez chwilę w milczeniu popijali drinki.W końcu Tori się odezwał:- Wiadomo coś o tych nowych myśliwcach?- To co zwykle.Szybsze, zwrotniejsze, lepiej uzbrojone i o większym zasięgu - parsknął Bogis, jeden z pilotów.- Jak wszystkie ostatnie wersje.Do kantyny weszły jeszcze dwie osoby.Obie miały nowiutkie, nieprzetarte na łokciach i kolanach kombinezony i baretki pilotów na piersiach.Niepewnym wzrokiem lustrowali pomieszczenie.Mężczyzna, a w zasadzie jeszcze chłopak miał kędzierzawe czarne włosy i ciemną karnację, dziewczyna zaś - niższa od niego o pół głowy - krótką rudą fryzurkę, zrobioną „na mokro”.Zielony makijaż podkreślał kolor jej oczu.- Makijaż nie jest wskazany we flocie, sierżancie Quoki.- Stobb próbował się uśmiechnąć.- Może się rozmazać przy większych przeciążeniach podczas lotu - dodał Tori i cała kantyna wybuchnęła śmiechem.Żarty z nowych pilotów były rzeczą normalną, śmiali się nawet mechanicy.- Będę o tym pamiętać, panie kapitanie - odparła Quoki tylko trochę speszona i wraz z towarzyszem siadła przy wolnym stoliku.Kantyna powoli zapełniała się personelem bazy.Pojawiła się większość mechaników i sekcja medyczna.Był również kapelan bazy, ojciec Gottraf.Z pilotów brakowało jedynie Dagmara.Grupki siedzące przy stolikach rozmawiały półgłosem, gdzieś spod sklepienia sączyła się wesoła, beztroska muzyka.Ludzie cieszyli się z kolejnego spokojnego dnia służby.Niewiele mieli ich ostatnio.Ataki orków nasiliły się, kilka razy piloci eskadry starli się nawet z jeszcze groźniejszym przeciwnikiem - upadłymi.Nikt dokładnie nie wiedział, kim byli, a ich monstrualne okręty pojawiały się znikąd siejąc zniszczenie i chaos.Ich armie opadały wprost z nieba na planety Dominium, w krótkim czasie zamieniając kwitnące światy w pola bitew.Tylko z największym wysiłkiem i dzięki znaczącej przewadze liczebnej udawało się dotąd odpierać ich ataki.Nie wątpiono jednak, że od pojawienia się nowego przeciwnika wojna przybrała zły obrót dla Dominium.Tym bardziej, że elfy - odnalezione po dwunastu stuleciach na krańcach galaktyki - zachowywały się powściągliwie, żeby nie powiedzieć nieufnie w stosunku do rodzaju ludzkiego uwikłanego w coraz bardziej beznadziejny konflikt.Dziwił więc fakt obecności w bazie pojedynczego aetiree, elfiego pilota-wojownika.Aeleandril pojawił się ponad miesiąc temu.Dał się poznać jako doświadczony pilot kilkakrotnie uczestnicząc w poważniejszych starciach 316.eskadry z orczymi statkami.Jego myśliwiec „Smok”, mimo że niemal półtora raza większy niż M-25, przewyższał je zwrotnością i szybkością.Początkowa nieufność ludzi ustąpiła miejsca uprzejmej tolerancji, a w niektórych przypadkach nawet lekkiej sympatii.Tym bardziej, że elf starał się być miły dla każdego, z kim się spotykał.Kapitan Stobb cały czas wahał się, czy zgłosić obecność aetiree dowództwu.Obawiał się, że kwatera główna układu nie zaakceptuje elfa.Jak na razie względy praktyczne przeważały nad regulaminem; Aeleandril stał się nieformalnym członkiem eskadry.Jednakże nie wszyscy zaakceptowali elfa.Toress, skrzydłowy Bogisa, ilekroć go widział, zawsze okazywał mu niechęć.Niejednokrotnie w rozmowach z członkami eskadry dawał do zrozumienia, że elfy, podobnie zresztą jak krasnoludy i inne rasy, nie zasługują na szacunek.Więcej, są godne pogardy.Jako jedyny pilot nie zgodził się, by jego mechanikami były gnomy lub krasnoludy.Kilka razy zaczepiał elfa w nieuprzejmy sposób, ale ten ustępował.Nawet rozmowa w cztery oczy Stobba z Toressem nie przyniosła rezultatów.Pilot pozostał niechętny każdemu, kto nie był człowiekiem.Tori tłumaczył to sobie na własny sposób.Obaj pochodzili z Balariosa, jednego z pierwszych światów skolonizowanych przez ludzkość.Toress wywodził się ze szlacheckiej rodziny z tradycjami i to jego duma i poczucie wyższości sprawiały, że nie mógł znieść nie tylko osób innych ras, ale nawet ludzi niższych stanem.Ludzie pokroju Dagmara określali Toressa krótko i dosadnie: nadęta arystokratyczna świnia.W kantynie pojawił się Dagmar odziany w swój wyjściowy mundur, przyciągając wzrok zebranych.- Dag, nie przegiąłeś? To nie defilada! - Tori domyślał się powodu, dla którego jego skrzydłowy ubrał się tak oficjalnie.Zawsze lubił robić wrażenie na kobietach.Teraz liczył na podobny efekt.- W końcu nie co dzień witamy w eskadrze nowych pilotów - odrzekł Dagmar i skinął na barmana.- To co? Zaczynamy?Odpowiedział mu aplauz zebranych.Pośrodku sali ustawiono dwa stoliki.Kapitan Stobb poprosił o ciszę i zwrócił się do dwójki nowo przybyłych pilotów.- W naszej 316.eskadrze Sił Gwiezdnych Dominium mamy zwyczaj, że każdy nowy członek naszej.rodziny.tak, to dobre słowo.poddawany jest specjalnej próbie.Koledzy mechanicy mają swój sprawdzian, łącznościowcy swój, no i my, piloci mamy swoją próbę.Stobb zrobił przerwę.Jak zwykle przy takich okazjach napięcie powoli rosło.Nowi spoglądali to na siebie, to na pozostałych zebranych [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates