[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Gotów? - ochryple powtórzył Johnny.- Oczywiście, że nie jestem gotów.- Wszyscy to mówią - ostrzyciel noży pokiwał głową, a kosa znów zgrzytnęła na toczydle.Johnny otarł czoło i postanowił przekonać starca.- Widzisz, byłoby lepiej, gdybyś przyszedł wcześniej - rzekł - albo później.Może pomyślisz, że mówię do rzeczy, ale mam teraz żonę i dziecko.- Większość ma żony, niejeden ma dzieci - odrzekł ponuro starzec.Nacisnął pedał toczydła i kosa zazgrzytała znowu.Snop iskier, który trysnął spod ostrza, rozjarzył się na chwilę w zapadającym zmroku.- Och, skończ już z tym piekielnym hałasem! - rozpaczliwie zawołał Johnny - i pozwól mi przez chwilę pomyśleć.Nie mogę iść z tobą, mówię ci.Nie pójdę.Jeszcze nie czas.To przecież.Starzec zatrzymał toczydło i dla podkreślenia swoich słów skierował kosę w stronę Johnny’ego.- Podaj mi choć jeden rozsądny powód.Są ludzie, których innym brakuje, gdy odejdą.Czy jesteś jednym z nich? Czy masz w sobie spryt i pomysłowość, których zniknięcie inni będą opłakiwać?- Nie - Johnny pomyślał o zielarzu.- Mogłem się ich nauczyć, ale dałem spokój.- Raz - pokazał na palcach starzec.- Poza tym pustkę zostawia po sobie bogacz, przynajmniej czasami.Ale ty, zdaje się nie jesteś bogaty?- Nie.- Johnny pomyślał o kupcu.- Nie chciałem.- Dwa - powiedział starzec.- Pomysłowość i majątek już omówiliśmy.Pozostaje bohaterstwo.Mógłbym cię może wysłuchać, gdybyś był dzielnym żołnierzem.Johnny przypomniał sobie Dziki Zachód i pole bitwy po walce, pokryte trupami Indian.Poczuł dreszcz zgrozy.- Nie - odrzekł.- Walczyłem, ale nie zostałem bohaterem.- No cóż, jest jeszcze religia - cierpliwie wyliczał starzec - nauka, ale o czym tu dłużej mówić? Obaj wiemy, jak je potraktowałeś.Mógłbym może czuć jakieś skrupuły, gdybym miał do czynienia z prezydentem Stanów Zjednoczonych.Ale tak.- Och, dobrze wiesz, że nie jestem prezydentem - jęknął Johnny.- Twoja sprawa nie wygląda dobrze - starzec potrząsnął głową.- Zdumiałeś mnie, Johnny.Najpierw przez całe dzieciństwo uciekasz przede głupotą, a co robisz jako dorosły mężczyzna? Bierzesz sobie żonę, osiedlasz się w rodzinnym mieście i chowasz dzieci, nie wiedząc nawet, co z nich wyrośnie.Powinieneś się domyślić, że cię schwytam.Właściwie to sam jesteś sobie winien.- Mogę być głupcem - w głosie Johnny’ego zabrzmiała udręka.- Jeśli tak na to spojrzeć, wszyscy jesteśmy głupcami.Ale Susie to moja żona, a mój syn to mój syn.Co do pracy zaś.cóż, przecież ktoś musi być poczmistrzem, bo inaczej ludzie nie dostawaliby listów.- A gdyby nawet, to czy strata byłaby taka wielka? - zapytał starzec, unosząc nieco kosę.- Chyba nie, wnosząc z tego, co piszą na pocztówkach - odrzekł Johnny.- Ale taką mam pracę, więc będę wykonywać ją najlepiej, jak potrafię.Starzec tak mocno przycisnął kosę do toczydła, że spod ostrza trysnęła długa fontanna iskier, które posypały się daleko na trawę.- Widzisz, ja także mam swoją pracę, którą wykonuję dobrze - odparł.- Powiem ci, co zrobię.Nie ma wątpliwości, przyszedłeś do mnie sam, ale widzę, że nie jesteś jeszcze gotów.Dlatego pozwolę ci odejść na pewien czas.Skoro już o tym mowa - dodał - pozwolę ci odejść na zawsze, jeśli mi odpowiesz na jedno pytanie: jak można być człowiekiem, nie będąc jednocześnie głupcem? Po raz pierwszy darowałbym komuś życie, ale najpierw musiałbyś znaleźć odpowiedź.A teraz możesz odejść, Johnny.Z tymi słowy powrócił do ostrzenia kosy, krzesząc strugę iskier, która przypominała warkocz komety.Johnny odszedł.Zapach łąki nigdy jeszcze nie wydawał mu się równie orzeźwiający.Czuł ulgę, ale nie zapomniał o ostrzycielu noży i Susie musiała czasami prosić dzieci, żeby nie przeszkadzały tatusiowi w rozmyślaniach.Mijał czas i Johnny nawet się nie obejrzał, jak skończył czterdzieści lat.Zdumiało go to, ponieważ w młodości nigdy się nie spodziewał, ze dożyje tego wieku.Była to jednak prawda, choć czuł się przecież zupełnie tak samo jak dawniej, chyba że właśnie się schylał.Stał się solidnym i wpływowym obywatelem miasta, lubiano go i szanowano, jego rodzina rosła, i wszystko to także uświadamiał sobie ze zdumieniem w krótkim czasie jednak zaczęło mu się wydawać, że nigdy nie było inaczej.Spotkał ostrzyciela noży dopiero po tym, jak jego najstarszy syn utonął podczas wędkowania.Odczuwał teraz gorycz i gniew, toteż gdyby mógł dostać starca w swoje ręce, zrobiłby mu śmiertelną krzywdę.Usiłował podjąć z nim walkę, ale przypominało to próbę pochwycenia w dłonie obłoku mgły.Widział iskry, sypiące się spod ostrzonej kosy, ale nie mógł nawet dotknąć wirującego kręgu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates