[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Szczury przetrwałyby wszystko - skomentował Remigiusz.- Nawet wojnę atomową.A do tego ich wola przetrwania jest nieprawdopodobna.Obrzydliwe zwierzęta.Dobrze, że w naturze są tylko niewiele większe inaczej dawno już byłoby po nas.Prychnęła z dezaprobatą przeszukując resztę szafek.Kwadrans później Remigiusz siedział przy stole, obracając w ręku kryształowe naczynie.Joanna rzuciła ubrania na blat i brała prysznic.Zaparowane szyby rozmyły szczegóły jej anatomii.- Ludzkie porcje jedzenia, kupa przezroczystego tworzywa w formie probówek, szkło, gąbka, pół kontenera ubrań i słój, gówno wie do czego - podsumowywał wpatrzony w refleksy na krysztale.- Niewiele to wszystko zmieniło.- Coo? - Joanna wystawiła głowę nad kabinę.- Nic nie słyszę.Remigiusz powtórzył krótką listę.- Jeszcze szczur, ślimak i prysznic - dorzuciła wesoło.Skinął głową, nawet nie patrząc w jej stronę.Wybiegł myślami w przyszłość, oceniając sytuację jako krytyczną.Ojciec, były pułkownik, powiedział kiedyś, że żołnierzy ceni się tylko wtedy, kiedy się ich potrzebuje.Nie mógł teraz liczyć na pomoc Joanny i pewnie wcale jej nie potrzebowała.Ale wkrótce przejdzie jej euforia i wtedy będzie musiał znowu dźwignąć wszystko samemu.Spojrzał na jej sylwetkę we mgle gorącej wody.Wyłowiła to spojrzenie i figlarnie przytknęła obie piersi do zaparowanej szyby, a pod nimi narysowała palcem szeroką literę „U”.Z kabiny prysznicowej uśmiechała się do Rema twarz o wielkich oczach i wąskich usteczkach.Także się uśmiechnął i pokręcił głową.- Pieprzyć to - powiedział do siebie, odstawił słój i zaczął rozpinać bluzę.***Leżeli na blacie w magazynku, ułożywszy na nim wcześniej warstwę kombinezonów oraz miękkich ocieplaczy.Było tu znacznie milej, niż w laboratorium.Światło dawały zaledwie trzy żarówki w drugim końcu pomieszczenia.- Ja z kolei miałam matkę neurotyczkę - zaczęła Joanna, patrząc w sufit.- W końcu trafiła do zakładu, ale zanim to się stało nigdy nie wiedziałam kiedy strzeli jej do głowy.Któregoś dnia, przed wyjazdem do rodziny okazało się, że mam odpruty guzik w sukience.Tak się wściekła, że zamknęła mnie w pokoju i pojechała sama.Na dwa dni.Bałam się strasznie.Siedziałam na łóżku, ale dałabym głowę, że ktoś tam wtedy ze mną był.Pilnował mnie.Uroiłam sobie, że to anioł i modliłam się do niego.Wściekałam się, bo nic do mnie nie mówił.Ale dzisiaj sądzę, że może to i dobrze.Lepszy chyba taki bóg, który za często nie nawiązuje kontaktu.Wtedy szukasz sił w sobie.Remigiusz mruknął przeciągle.- Wiara kończy się tam, gdzie zaczynają się dowody.Wtedy już jest pewność.Zupełnie co innego.- Z tamtego czasu został mi też w pamięci zapach róż - Joanna jeszcze nie skończyła.- Stały w bukiecie, który miałam zabrać.Ich zapach przez dwa dni wypełniał pokój.Teraz, ilekroć je czuję, tamta sytuacja staje mi przed oczami.Naznaczyło mnie to do końca życia.- Pewnie masz rację, tylko.- Tylko? - uniosła się i usiadła na nim.- Znowu chcesz się z czymś wymądrzyć, co?Remigiusz chwycił jej nadgarstki i chciał przyciągnąć do siebie, ale nagle zwiotczała w jego uścisku.Mięśnie na twarzy stężały, przez ciało przebiegł pojedynczy dreszcz i Joanna osunęła się na kombinezony.- Jezu! - syknął, wysuwając się spod niej.- Jezusie Nazarejski - powtórzył bezwiednie.Zrzucił spod niej ubrania i położył na gołym blacie.Jego wzrok wylądował na chwilę na słoju, stojącym w kącie.Naczynie emanowało dziwnym, ciemnofioletowym światłem, ale ledwie odnotował to w pamięci.Joanna wciąż leżała nieruchomo.Zbadał tętno.Brak.Masaż serca.Siedem uciśnięć, trzy wdechy.Tak to było?Siedem uciśnięć trzy wdechy.Brak tętna.Czemu aż do tego stopnia się przeraził? Przecież powinien podświadomie chcieć, żeby to się już skończyło.Siedem uciśnięć trzy wdechy.Kręci się w głowie.Za głębokie wdechy.Siedem.Będzie powtarzał, aż padnie.Aż umrze! Potrzebował jej, Boże jak bardzo!Siedem uciśnięć.Za słabo.Mostek ledwo się uginał.Martwy.Siedem i trzy.Co się stało? Przecież gdyby zabrakło tlenu sam też pewnie padłby bez ducha.I szczur także.Spojrzał na klatkę obok.Bazyl leżał na jej dnie z nienaturalnie wykrzywionymi łapkami.Kurwa mać! Odruchowo przeciągnął dłońmi po twarzy.Nie ma chwili.Siedem i trzy.Bolą go ręce.Tętno.Ciągle.Nie! Jest! Dzięki Bogu! Głowa dziewczyny drgnęła lekko i osunęła się na bok.Piersi opadały i unosiły się rytmicznie, mozolnie pompując powietrze.Remigiusz przytulił się do nich.- Dziękuję.- chwycił blat drżącymi rękoma.Powoli się budziła.- Widziałam motyle - jęknęła.- Piękne, kolorowe.Stres schodził falami pozostawiając za sobą pustkę.Remigiusz usiadł na podłodze i patrzył na swoje nagie stopy.Zdał sobie sprawę jak bardzo był już tym wszystkim zmęczony.***- Wymyśl coś, szybko - Joanna zagryzła wargi, wpatrzona w szczura, który właśnie poruszył łapką.- Wymyśl coś szybko, żeby to wytłumaczyć.Remigiusz włożył ręce do kieszeni i odchrząknął.- Nie jestem weterynarzem.Może to jakiś gaz, albo wyładowanie, albo.eeech - żachnął się.- Straciłaś przytomność, zwierzę też.Tyle pamiętam i tyle wiem.Szczur rozprostował kończyny, wstał i niezdarnie usiadł w kucki, mrużąc oczy.Dziewczyna podniosła kryształowy słój.Coś grzechotało w środku.- „Lecz wyjść z domu dla ślimaka, to jest rzecz nie byle jaka.” napisał pewien poeta.- Widziałem - warknął Rem.- Może wyparował? Uciekł, kurwa.Daj mi spokój na razie, dobrze? To, że byłem przytomny, wcale nie znaczy, że świetnie się czuję, tak? Jasne?.Przepraszam - dodał po chwili.- Nie jasne - odstawiła naczynie i podeszła do Remigiusza.Pogładziła go palcami po policzku.- Nie powiedziałam ci wszystkiego.Kiedy byłam nieprzytomna widziałam łąkę pełną motyli.Trawa była miękka.Leżałam na niej.Słońce mieniło się wszystkimi barwami.Rozmawiało ze mną: pytało mnie o to kim jestem, co wiem, co chciałabym wiedzieć.Pytało mnie nawet czy cię kocham.Kochasz mnie, Rem?Uniósł brwi.Nie nadążał za tymi mistycznymi przeżyciami.Tym bardziej, że podobne stany u kobiet zawsze napawały go strachem.- To słońce było jak anioł, albo nie - jak bóg! I najważniejsze: miało kształt cylindra.Kryształowego cylindra, załamującego światło, rozumiesz? Jeśli mnie kochasz, Remiku, to błagam cię, do cholery, zdradź mi czym jest ten słój, bo wierz mi, że niewiele jest teraz rzeczy, które bardziej poprawiłyby moje samopoczucie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates