[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Malutka, jedno ze szczeniąt.Miała wysunięte szpony, dwie piły na wysięgnikach wirujące plamami białej stali.Rosjanin usłyszał ją.Odwrócił się błyskawicznie, wystrzelił.Kula eksplodowała fragmentami metalu.Ale już pojawiła się druga i podążała w ślad za pierwszą.Rosjanin wystrzelił powtórnie.Trzecia kula dopadła jego nogi, zgrzytając i świszcząc.Skoczyła do ręki.Moment i wirujące ostrza zagłębiły się w gardle.Eric rozluźnił się.–Cóż, to by było na tyle.Boże, te przeklęte rzeczy sprawiają, że ciarki chodzą mi po plecach.Czasami myślę, ze lepiej było przedtem.–Gdybyśmy ich nie wynaleźli, oni by to zrobili.– Leone zapalił papierosa, palce mu lekko drżały.– Zastanawiam się jednak, dlaczego Rosjanin przeszedł całą tę drogę sam.Nie widziałem, by ktoś go osłaniał.Porucznik Scott wynurzył się z tunelu i wśliznął do bunkra.–Co się stało? Coś pojawiło się na monitorze.–Jeden Iwan.–Tylko jeden?Eric odwrócił monitor wizjera.Scott spojrzał weń.Widać było liczne metalowe kule pełzające po ciele leżącego; świszczały i zgrzytały, rozcinając Rosjanina na małe fragmenty, które zabiorą ze sobą.–Cała masa szponów – wymamrotał Scott.–Zlatują się jak muchy.Nie mają ostatnio za bardzo na co polować.Scott z wyraźnym niesmakiem odsunął wizjer.–Jak muchy.Zastanawiam się, dlaczego on tu przyszedł.Przecież wiedzą, ze wszędzie pełno szponów.Do kłębiących się kul dołączył większy robot: długa tępa tuba z wystającymi kamerami.Kierował działaniami tamtych.Z ciała żołnierza nie zostało już wiele.To, co zostało, ściągały ze zbocza zastępy szponów.–Proszę pana – zaczął Leone.– Jeżeli wszystko jest w porządku, chciałbym wyjść na zewnątrz i przyjrzeć się mu.–Dlaczego?–Może coś przyniósł.Scott zastanawiał się przez chwilę.Potem wzruszył ramionami.–W porządku.Ale uważaj.–Mam swój identyfikator.– Leone poklepał metalową bransoletę na nadgarstku.– Nie zobaczą mnie.Wziął karabin i ruszył w kierunku wyjścia z bunkra, potem ostrożnie przecisnął się między betonowymi blokami i powyginanymi zębami stalowych konstrukcji.Na górze powietrze było chłodne.Brodząc w nieważkim popiele, podszedł do miejsca, gdzie leżały szczątki żołnierza.Wiatr dmuchnął mu w twarz szarymi drobinami.Zamrugał i poszedł dalej.Szpony cofnęły się, gdy podszedł bliżej, niektóre zamarły bez ruchu.Dotknął identyfikatora.Iwan dużo dałby za coś takiego! Twarde promieniowanie o wysokiej częstotliwości wysyłane przez identyfikator neutralizowało aktywność szponów, powodując ich rozbrojenie.Nawet wielki robot z dwoma ruchliwymi manipulatorami kamer na jego widok wycofał się z szacunkiem.Leone pochylił się nad szczątkami żołnierza.Dłoń w rękawicy pozostawała kurczowo zaciśnięta.Coś w niej było.Leone siłą rozwarł palce.Zapieczętowany aluminiowy pojemnik.Wciąż jeszcze lśnił.Wsadził go do kieszeni i wrócił do bunkra.Za nim szpony wróciły już do życia, podejmując swe dzieło.Wkrótce procesja ruszyła na powrót, metalowe kule pomknęły przez szary popiół ze swym ładunkiem.Słyszał, jak ich bieżniki szurają po gruncie.Zadrżał.Scott popatrzył z zainteresowaniem, kiedy z kieszeni wyciągnął lśniący pojemnik.–Miał to przy sobie?–W dłoni.– Leone odkręcił pokrywkę.– Chyba powinien pan na to spojrzeć.Scott wziął pojemnik.Wytrząsnął zawartość na dłoń.Mały skrawek cienkiego papieru, mocno zwinięty.Podszedł do światła, usiadł i rozwinął go.–Co tam jest napisane, proszę pana? – zapytał Eric.Z tunelu wyszło kilku oficerów.Pojawił się nawet major Hendricks.–Panie majorze – powiedział Scott.– Niech pan spojrzy na to.Hendricks przeczytał karteluszek.–To właśnie nadeszło?–Pojedynczy łącznik.Przed chwilą.–Gdzie on jest? – ostro zapytał Hendricks.–Szpony go dostały.Major Hendricks mruknął coś niewyraźnie.–Proszę.– Podał wiadomość towarzyszom.– Myślę, ze to jest to, na co czekaliśmy.Mieli dość czasu.–A więc chcą omówić warunki kapitulacji – stwierdził Scott.– Czy mamy podjąć rozmowy?–Nie my będziemy o tym decydować.– Hendricks usiadł.– Gdzie jest oficer łącznościowy? Niech mnie połączy z Bazą Księżycową.Leone patrzył zamyślony, jak oficer łącznościowy ostrożnie podnosi zewnętrzną antenę, sprawdzając niebo nad bunkrem, szukając śladu statku zwiadowczego Rosjan.–Proszę pana – zwrócił się Scott do Hendricksa.– To dosyć dziwne, że dopiero teraz przyszło im to do głowy.Wykorzystujemy szpony już niemal od roku.I dopiero teraz, zupełnie nagle, zaczęli się łamać.–Może szpony zaczęły się wdzierać do ich bunkrów.–Taki większy, z rodzaju tych z manipulatorami, dostał się w zeszłym tygodniu do bunkra Iwana – powiedział Eric.– Załatwił cały pluton, zanim udało im się zatrzasnąć właz.–Skąd wiesz?–Kolega mi opowiedział.Maszyna wróciła z… ze szczątkami.–Baza Księżycowa, proszę pana – oznajmił oficer łącznościowy.Na ekranie pojawiła się twarz operatora z Księżyca.Był świeżo ogolony.Jego odprasowany mundur zdecydowanie odcinał się od mundurów mężczyzn zgromadzonych w bunkrze.–Baza Księżycowa.–Tu dowództwo jednostki L-Whistle.Na Ziemi.Proszę mnie połączyć z generałem Thompsonem.Twarz operatora zniknęła.Jej miejsce zajęły grube rysy generała Thompsona.–O co chodzi, majorze?–Nasze szpony dostały jednego rosyjskiego łącznika przenoszącego wiadomość.Nie wiemy, jak się w tej sytuacji zachować… w przeszłości zdarzały się już takie sztuczki.–Jak brzmi wiadomość?–Rosjanie chcą, byśmy wysłali na ich linie oficera w randze upoważniającej do prowadzenia negocjacji.Na naradę.Nie sprecyzowali, jaki ma być temat tej narady.Piszą, że chodzi o kwestie… – zerknął na kartkę -…kwestie pilnej i poważnej natury, wymagające rozpoczęcia rozmów między przedstawicielami sił Narodów Zjednoczonych a nimi.Uniósł wiadomość do ekranu, aby generał mógł sam ją przeczytać.Widać było, jak oczy Thompsona poruszają się w ślad za tekstem.–Dlaczego mielibyśmy im wierzyć? – zapytał Hendricks.–Wyślij kogoś.–Nie sądzi pan, że to pułapka?–Może być i tak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates