[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W końcu… jak pan sam mówi: mogłoby to stanowić materiał dowodowy.A nie przypuszczam, aby MacFarlane’owi zależało na zostawianiu śladów.– Bo nie myślisz tak jak ja czy MacFarlane.Sam prowadzę taki kalendarz.Zapisuję w nim każde pieprzone spotkanie, każdą rozmowę z Murphym czy Cohenem.Jak sam powiedziałeś: materiały dowodowe.Przydadzą się, gdybym kiedyś miał być świadkiem koronnym.Cohen i Murphy robią to samo.Taka polisa ubezpieczeniowa, kumasz? Poza tym wiem, że MacFarlane miał, kurwa, głowę jak sito… W każdym razie jeśli chodzi o tego typu szczegóły.Bo jako bukmacher potrafił bez namysłu powiedzieć, co, gdzie i kiedy biegło i jakie były notowania.Natomiast w ogóle nie miał pamięci do takich rzeczy jak terminy spotkań i musiał je zapisywać.– Chyba na nic się tu nie przydam.Gliniarze powynosili z jego gabinetu całe kartony różnych materiałów i pewnie już położyli łapę na tym kalendarzu.– Pomyśl chwilę, Lennox.– Sneddon utkwił we mnie surowe spojrzenie.– Przecież Bilon nie trzymałby tego kalendarza w żadnym rzucającym się w oczy miejscu, a gliniarze są zbyt głupi, żeby szukać dokładniej.Wiesz co, gdybym był podejrzliwy, to mogłoby mi przyjść do głowy, że tak naprawdę wcale nie chcesz mi pomóc.Mógłbym nawet pomyśleć, że od dłuższego czasu starasz się mnie unikać.Tak samo jak Murphy’ego i Cohena.Co się dzieje, Lennox… przeszedłeś do wyższej ligi, czy co?– Już wykonałem dla pana kawał roboty, Sneddon… – Odstawiłem szklaneczkę na kontuar.Za chwilę mogły mi być potrzebne wolne ręce.Choćby po to, żeby Pedikiurek mógł mi je skrócić o palce.– Jeśli dobrze pamiętam, to właśnie do mnie pan zadzwonił, kiedy w zeszłym roku odwieźli pana na komendę przy placu St.Andrew’s.Nie wydaje mi się, abyście wraz z Murphym i Cohenem mieli na co narzekać.Poza tym nie jesteście moimi jedynymi klientami.Sneddon rzucił mi szydercze spojrzenie.– Dobra, dobra, Lennox, już łapię – twardziel z ciebie.Znajdź terminarz Bilona albo jakikolwiek inny notes, w którym zapisywał terminy spotkań, i dostarcz mi go, a zapłacę ci trzysta funtów.Niezależnie od tego, czy znajdę w nim swoje nazwisko, czy nie.– Rozejrzę się tam, jeśli tylko nadarzy się sposobność.– Powiedziałem wcześniej Sneddonowi, że poważnie bym się zastanowił, zanim bym go okłamał, ale gdy przyszło co do czego, poszło mi to jak z płatka.Ani mi było w głowie myszkować dla Sneddona po domu MacFarlane’a.Z drugiej strony, trzysta funtów piechotą nie chodzi, więc wolałem nie stawiać kropki nad i.– Czy chciał się pan ze mną spotkać tylko w tej sprawie?– Jest coś jeszcze.Przyklejony uśmiech nie schodził mi z twarzy.Ale Sneddon mnie przejrzał.– Jeśli oczywiście nie jesteś ponad to, żeby przyjąć ode mnie jeszcze jakieś zlecenie – powiedział złośliwie.– Jasne, że nie.– W każdym razie nie musisz martwić się o to, że zabrudzisz sobie rączki.To legalna robota.– A konkretnie?– Jak już wspominałem, zaczynam wchodzić w biznes bokserski.Razem z mośkiem Jonnym zainwestowaliśmy w pewnego zawodnika.– Z Przystojniakiem Jonnym Cohenem?– Tak, z Cohenem.Masz z tym jakiś problem?– Ja? Żadnego.Ma pan bardzo ekumeniczne podejście.– Nie mam uprzedzeń.Mogę robić interesy z każdym.Absolutnie każdym.– Zamilkł na chwilę.– Oczywiście poza fenianami3.W każdym razie ten młody zawodnik, którego finansujemy… zaczyna już odnosić sukcesy.Ma zabójczy prawy hak.Tylko że ostatnio ktoś próbuje napsuć mu krwi.– W jakim sensie?– A, takie, kurwa, różne głupoty.Ktoś mu podrzucił martwego ptaka do skrzynki na listy, potem oblał farbą samochód – tego rodzaju gówniane numery.– Wygląda na to, że komuś nadepnął na odcisk.Zgłaszał to na policji?Sneddon obrzucił mnie kpiącym spojrzeniem.– Taa… biorąc pod uwagę, w jakiej świetnej jestem z nimi komitywie, od razu mu to poradziłem.Myśl trochę, Lennox.Jeśli gliny zaczną węszyć, to prędzej czy później zapukają do moich drzwi albo do Jonny’ego Cohena.A my wolimy się nie afiszować z tą inwestycją.To Cohen zasugerował, żebyśmy cię zaangażowali do zbadania tej sprawy.Tylko sam rozumiesz: dyskretnie.– Dyskrecja – odparłem sentencjonalnie – to moja specjalność.No więc kogo wkurzył na tyle, żeby narazić się na wendetę?– Nikogo.W każdym razie nikt taki nie przychodzi mu do głowy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates