[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Co zrobiliśmy.(I.tak.Nadal jestem z tego dumna.)Kobieta z Południowej Afryki mogła sobie mieć niesłychane poglądy na temat Włodzimierza Iljicza, ale okazała się „starą towarzyszką”.Choć Międzynarodówka dawno rozpłynęła się w Unii, jej byli członkowie zachowali dawne kontakty.Masoneria weteranów.Nigdy tego nie pochwalałam, ale tutaj mi pomogło.Kobieta przedstawiła mnie przyjacielowi, który przedstawił mnie swój emu przyjacielowi, no i jakoś poszło.Za milczącą zgodą przekazywali mnie sobie, transportując przez tłum o wiele szybciej, niż zdołałabym tego dokonać o własnych siłach.Zaledwie pół godziny po tym, jak dopiłam kawę, znalazłam się w małej grupce ludzi, w ścisłym pierścieniu otaczającym gości specjalnych: sztuczną kobietę i mężczyznę, który wrócił z gwiazd i spomiędzy umarłych.Jeszcze po pięciu latach od przyjazdu ściągali tłumy — tym bardziej, że rzadko się udzielali.Woleli żyć spokojnie, gawędząc z przypadkowo spotkanymi ludźmi.Sztuczna kobieta nazywała się Meg.Nie wyglądała na sztuczną i rzeczywiście, jej ciało — o ile mi wiadomo, sklonowane z ciała jakiejś od dawna nieżyjącej malezyjsko-amerykańskiej gwiazdy porno — było pod pewnym względem o wiele bardziej naturalne niż moje.Tylko jej osobowość była sztucznym tworem.Była pod każdym dostrzegalnym względem ludzka, lecz — jak sama zawsze podkreślała obdarzona najwyższej klasy autentyczną sztuczną inteligencją.Ta mała, ładna kobietka o parę kroków ode mnie, elegancko ćmiąca papierosa z prawdziwego tytoniu, kobietka z czarnymi włosami sięgającymi pasa, ubrana w długą czarną jedwabną koszulkę i (o ile wzrok mnie nie mylił) absolutnie nic więcej, była jedyną autonomiczną SI na Ziemi.Niepokojąca myśl, gnębiąca mnie od naszego pierwszego spotkania.Autonomiczna SI jeszcze mnie nie zauważyła.Spoglądała na swojego towarzysza, Jonathana Wilde’a — Człowieka, Który Powrócił.Wilde, jak zwykle, gadał, jak zwykle, machał rękami, jak zwykle, palił tytoń, ohydny nałóg, który wrósł na stałe w niego i w Meg.Wysoki, o ostrych rysach i garbatym nosie, z donośnym głosem.Zmienił mu się akcent, lecz nadal wydawał mi się dziwny.—.właściwie go nie spotkałem — mówił — widziałem tylko w telewizji i przeczytałem to, co wydał w czasie Rewolucji Upadku.Szczerze mówiąc, dziwię się, że nadal się o nim pamięta.— Zrobił przerwę i błysnął przelotnym, krzywym uśmiechem.— Zwłaszcza, że o mnie się zapomniało!Słuchacze wybuchnęli śmiechem.Był to jeden z żelaznych kawałów Wilde’a, który twierdził, że idee, jakie wyznawał — on lub raczej istota ludzka, której był kopią — w dwudziestym pierwszym wieku, były w tej chwili znane tylko antykwariuszom, a jego nazwisko przetrwało tylko w krótkiej wzmiance w historii Ruchu Kosmicznego.W jakiś dziwny sposób pochlebiało to jego próżności.Rozejrzał się uśmiechnięty i zauważył mnie.Otworzył szeroko oczy i jakby się wzdrygnął.Meg odwróciła się, też mnie dostrzegła i uśmiechnęła się na powitanie.Wilde skinął lekko głową i podjął przemówienie.Nie wiedziałam, czy mam czuć urazę, czy ulgę.Jako pierwsza osoba, którą ujrzał po wyj ściu z korytarza, odegrałam w jego życiu pewną rolę— ale nie chciałam, żeby to rozgłaszał, żeby wszyscy dowiedzieli się, skąd pochodzę.Meg podeszła i chwyciła mnie za ręce.— Cieszę się, że cię znów widzę, Ellen.— Aha, ja też się cieszę — powiedziałam szczerze.Może i miała syntetyczną osobowość, ale jej urok był całkowicie autentyczny.Czasami zastanawiałam się, co widzi w Wildem, którego słynny czar nigdy na mnie nie działał.— Co cię sprowadza? — spytała.— Trudno cię znaleźć — oznajmiłam lekko.— Postanowiłam skorzystać z okazji.Uśmiechnęła się.— Jesteś zajętą kobietą.Czegoś chcesz.— Och, no wiesz.może porozmawiamy o tym później? Spojrzała na mnie, a na jej gładkim czole pokazała się mała zmarszczka.— Oczywiście.Wkrótce zrobi się spokojniej.Roześmiałam się.— Kiedy już Wilde wszystkich zanudzi?— Mniej więcej.— Zaprowadziła mnie do stojącego opodal krzesła, tuż za tłumem.Razem usiadłyśmy.— To trochę męczące — wyznała z roztargnieniem.Potarła jedną nagą stopą o drugąi zgniotła papierosa.Małpka zeskoczyła z mojego ramienia i chwyciła popielniczkę, błagalnie patrząc na mnie ogromnymi oczami.Pokręciłam głową.Wyszczerzyła zęby, odwróciła się i zostawiła popielniczkę Meg.Donośny głos Wilde’a:—.wszystko to: utrwalenie jego powiedzeń na piśmie, zamienienie jego samego w proroka-męczennika, to chybajedyny absurd, który zostawiliście, wy, ludzie! On pewnie by się roześmiał! — Po tych słowach rozległ się grzmiący śmiech Wilde’a.Słuchacze zawtórowali mu niepewnie.Rozmowa trwała jeszcze parę minut.Potem Wilde wyłonił się z tłumu i usiadł obok mnie.Wszyscy troje wyglądaliśmy, jakbyśmy przycupnęli na kłodzie drzewa pomiędzy wirującymi falami.Wokół nas ludzie bawili się, przechodzili, nie dostrzegali naszej reakcji i szli dalej.Niektórzy zostawali, lecz większość się wycofała, taktownie pozostając poza zasięgiem głosu.Wymieniliśmy powitania, Wilde odsunął się ode mnie i usiadł tuż przy Meg.— No, Ellen — zaczął.— Jesteśmy, tak jak chciałaś.— Zapalił papierosa i przyjął setkę wódki.Przyjrzał się swojemu kieliszkowi.— Tu już coś było — zauważył.— W wódce przyjemne jest to, że jej to nie szkodzi.Im więcej smaków, tym lepiej.Jestem już pijany, więc jeśli zapomniałaś nas o coś zapytać podczas pouczenia.— Przesłuchania.— Nigdy nie lubiłam tego starego eufemizmu.—.to wal prosto z mostu.Masz okazję.— Odchylił się jeszcze bardziej i przyjrzał się mi z wyzywającym uśmiechem.— Wiesz, czego chcę — powiedziałam ciężko.Też byłam trochę pijana i znacznie bardziej niż trochę zmęczona.Grawitacja przygniata (a kosmos to pustka, ale takie jest życie).— Nie każ mi tego wyjaśniać.— Taki głupi nie jestem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates