[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ktoś musiał mi pomóc w zidentyfikowaniu graczy.Jeśli zdjęcie zostało opatrzone prawdziwą datą, w Peszawarze przebywał w tym czasie John Millis.John był teraz szefem sztabu Komisji Kongresu do spraw Wywiadu.Zadzwoniłem do niego.Spotkaliśmy się w Tune Inn, spelunce przy Pennsylvania Avenue, parę przecznic od Kapitolu - ja w wypłowiałych spodniach khaki i postrzępionej, wygniecionej błękitnej koszulce, i Millis w lekkim, całorocznym garniturze od Josepha A.Banka z lekkiej wełny.Kiedy kelnerka przyniosła nam burgery i kawę, Millis wyjął fotografię z szarej koperty i spojrzał na nią.- Często przechodziłem koło tego domu - rzekł z uśmiechem.- Mieszkał tam bin Laden.Widywałem go od czasu do czasu.Wyglądał na przyjaźnie nastawionego.Skąd masz to zdjęcie?- Myślałem, że ty mi to powiesz.Wysłano je z Peszawaru, kiedy ty byłeś tam szefem.- Nie przypominam sobie.- Poznajesz tu jeszcze kogoś?- Sam nie wiem.Wyglądają jak normalni szaleńcy, którzy pętali się wtedy po Peszawarze.Millis wyjął okulary z lśniącego metalowego futerału, starannie je założył i spojrzał uważniej.Odwrócił zdjęcie tak, żebym mógł widzieć, i zaczął pokazywać poszczególne osoby, zaczynając od faceta z prawej strony bin Ladena.- Ten to książę z Zatoki.Prawdziwy wyznawca, który spiknął się z bin Ladenem.Nie ma tu więcej niż dwadzieścia lat.A to.- przerwał, przysunął fotografię bliżej, a potem znowu opuścił, żebym mógł zobaczyć.- Tego gościa z prawej w głębi powinieneś znać.- Ja?Spróbowałem wyobrazić sobie faceta bez chusty na głowie, bez AK-47 zasłaniającego mu pół twarzy i bez dwutygodniowego zarostu.- Palestyńczyk - ciągnął Millis.- Najpierw działał z bin Ladenem, a potem przeszedł do Hamasu.Nabil jakiśtam.Wtedy mnie olśniło: Nabil Szahada.Po wojnie w Afganistanie kierował militarnym odłamem Hamasu.To on zaplanował pierwszy samobójczy zamach na autobus w Izraelu.Mistrz zamętu.- A ten bez głowy? To ktoś z naszych?- Dlaczego tak uważasz?- No wiesz, przez tę wyciętą głowę.Kto inny.- Przykro mi.Powiedziałem już, że nie pamiętam tego zdjęcia.Entuzjazm Millisa oklapł.Zaczął ziewać i najwyraźniej miał ochotę sobie pójść.Istnieje zasada, że nie wolno poganiać informatora.Ale ja musiałem zwrócić jego uwagę na jasnowłosego faceta w dżinsach i koszulce polo.Wziąłem fotografię do ręki.- Czy któryś z nich jest Irańczykiem? - spytałem wreszcie, wskazując na mężczyznę w głębi po lewej stronie.Człowieka o wyrazistych rysach.Millis zerknął na zegarek i dopił kawę, chociaż wystygła już dawno temu.- Jak tam twoja córeczka? - spytał.- Sally, dobrze pamiętam?- Rikki.Wszystko w porządku.Uczy się w Anglii, i wtedy mogę sobie z nią pogadać.Podczas wakacji nie jest już tak fajnie.Jej matka wali młotkiem w jej komórkę za każdym razem, gdy dzwonię.Millis nie słuchał.- Myślisz, że ten facet jest Irańczykiem? - spytałem jeszcze raz, wciąż trzymając palec na postaci z lewej strony.Millis przejechał palcem wskazującym po wszystkich twarzach i potrząsnął przecząco głową.- Nie wydaje mi się, ale zdjęcie jest sprzed ponad dziesięciu lat.Nie ma depeszy albo papierka do tego zdjęcia z wyjaśnieniem, kto jest kim?- Jest wzmianka o teczce, ale w archiwum nie mogą jej znaleźć.Ciągle szukają.Millis uśmiechnął się.Wiedział, że są nikłe szanse na odnalezienie teczki.Archiwa CIA to trójkąt bermudzki oficjalnej dokumentacji.Wsunął zdjęcie z powrotem do koperty, potem skinął na kelnerkę, która zaczęła przedzierać się przez salę.- Muszę iść, Max.Mam spotkanie.- Spojrzyj tylko jeszcze jeden raz.- Przepraszam.Może następnym razem.- Kiedy to mówił, uderzył w łyżeczkę.Łyżeczka przewróciła filiżankę.Resztki kawy chlusnęły na stolik.Szybko przyrzuciłem bałagan serwetkami.Millis wstał.- Mogę ją wziąć? - spytał miłym tonem.Trzymał za róg kopertę.- Chciałbym to komuś pokazać.Na pewno masz odbitkę?- Mam, ale zdjęcie należy do teczki operacyjnej.- Przecież masz odbitkę, prawda?Powinienem odmówić.Miałem odbitkę, ale wyniesienie części dokumentacji poza Zarząd Operacyjny stanowiło poważne naruszenie zasad, nawet dla członka personelu Kapitolu, który miał o wiele większy dostęp do poufnych informacji niż ja.Jednak pozwoliłem mu ją wziąć.Może kiedy będzie miał czas do namysłu przypomni sobie coś o facecie z lewej strony zdjęcia.Tłumaczyłem sobie, że Millis praktycznie należy do rodziny.Gdy wieczorem następnego dnia wróciłem do domu, na automatycznej sekretarce miałem wiadomość od Millsa: „Spotkajmy się.Zadzwoń.Mam to nazwisko”.Nie spotkaliśmy się.Zanim zdążyłem oddzwonić, znaleziono go z rozwaloną czaszką w motelu w Fairfax.Rozdział 1Nowy Jork, 21 czerwca 2001, 11.02„Baton Rouge, Baton Rouge, tu Selma.Jak odbierasz?”.„Pół na pół”.„Baton Rouge, nic nie rób.Che jest ciągle tam, gdzie był”.„Przyjąłem, Selmo.Zostań na pozycji.Bez odbioru”.Jedenaste piętro biurowca Deutsche Bank przy Park Avenue nie było najgorszą lokalizacją w centrum: dość blisko chodnika, by widzieć dwudziestoparolatków z dyplomami MBA, z komórkami przyklejonymi do uszu, pieprzących coś o domniemanych interesach; i dość wysoko, żeby docenić regularną siatkę ulic, wielkość i łatwość, z jaką to wszystko można zniszczyć brudną bombą.Ale to już należy do moich spraw zawodowych.Londyn jest bardziej kosmopolityczny.Paryż bardziej odpicowany.Genewa bije inne miasta na głowę pod względem ilości kradzionego mienia na cal kwadratowy.Ale to na Manhattanie są prawdziwe pieniądze.Połowa pieniędzy świata przepływa elektronicznie przez to miasto codziennie przez trzysta sześćdziesiąt pięć dni w roku.Zamknij oczy i prawie usłyszysz, jak biliony brzęczą w lokalnej cyberprzestrzeni.Cała ta kasa daje miastu rodzaj boskiej energii, a Madison Avenue tworzy mody, sprzedając gówno, na które nikogo nie stać, ludziom, którzy go nie potrzebują, od krążowników szos po viagrę i implanty pośladków.Nic dziwnego, że dżihadyści co noc śnią o obróceniu tego miejsca w gruzy (nie martwi ich też zbytnio, że co trzeci mieszkaniec Ameryki to Żyd).Osobiście miałem już po dziurki w nosie gruzu.Bejrut, Chobar, Nairobi - wiem, jak pachnie dym zmieszany z krwią i jak łatwo to tego doprowadzić.Furgonetka ze zbiornikiem wypełnionym do połowy acetylenem i olejem napędowym, i można zrównać z ziemią większość wytworów ludzkiej ręki, do których uda się wjechać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates