[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jego fotel natychmiast przeobraził się w ogromny, nadymany śpiwór podobny trochę do koko-na monstrualnej poczwarki.Iluminator przekazujący dotąd obraz czarnego nieba, haftowanego bezładnymi ściegami gwiazd, raptownie pojaśniał.Przeleciały płomieniste, żółtofioletowe obłoki.Nieruchome konstelacje oszalały i zaczęły tańczyć.Irek poczuł, że żołądek podchodzi mu pod gardło.- Proszę się nie niepokoić - przemówił głośnik.-Statek hamuje i schodzi z kursu.Otrzymaliśmy polecenie, aby pozostawić wolny tor ekipie badawczej lecącej z misją specjalną.Nasze drogi przecinały się, więc musieliśmy wykonać gwałtowny manewr.Na pierwotny kurs wrócimy za minutę.Przepraszam.Dziękuję'.Jedynie z brzmienia tych dwóch ostatnich stów, zbyt uprzejmych jak na okoliczności, w których zostały wypowiedziane, obecni w kabinie ludzie mogli wywnioskować, że wyjaśnienia złożył im nie żywy pilot, tylko pokładowy komputer.„Cóż to za dziwna ekipa, że pasażerskie statki muszą jej ustępować z drogi, i to w taki sposób? - pomyślał z mimowolną urazą Irek.Leżał zupełnie nieruchomo, a mimo to czuł, że jego ręce i nogi ważą po kilkadziesiąt kilogramów.Przeciążenie trwało.Widać rakieta wciąż jeszcze hamowała, zataczając równocześnie ostry łuk.- Zaraz będzie po wszystkim - głos ojca zadudnił w sąsiednim kokonie jak echo bardzo dalekiego grzmotu.l rzeczywiście.Nie upłynęła zapowiedziana minuta, a w iluminatorze gwiazdy znowu znieruchomiały, fotele rozchyliły się i uwolniły uwięzionych w nich pasażerów.- Panie profesorze! - zabrzmiał gorączkowy szept Boba Longa.- Panie profesorze? To na pewno oni! Ale czemu nie czekali na nas.na pana?! - poprawił się.- Tsss!.- wielki uczony położył palec na ustach.-Ja także mam głowę, co zdaje się uszło dotąd twojej uwagi, i także umiem się nią posługiwać w celu kojarzenia oczywistych faktów.Ale ta sama głowa mówi mi, żeby nie mleć językiem przy.- zerknął wymownie na siedzących za nim nadprogramowych pasażerów i umilkł.Irek zmarkotniał.„Oni wiedzą, co to była za ekipa i dlaczego nasz statek musiał ustąpić jej z drogi - pomyślał.-Wiedzą, ale nie chcą nam powiedzieć.Zatem tam, na Ganimedzie, dzieje się coś bardzo dziwnego".- Tato - rzekł umyślnie głośno - czy komputer nie mógłby nam teraz powiedzieć czegoś więcej o tym, co się przed chwilą stało?Ojciec wyjął malutki mikrofon ukryty w poręczy.- Kto to leciał, skąd i dokąd? - spytał zwięźle.Odpowiedź przyszła stanowczo zbyt późno, jak na dobre obyczaje pokładowych komputerów.Ale kiedywreszcie głośnik ożył, usłyszeli odrobinę zachrypnięty baryton żywego pilota.- Minęła nas rakieta wioząca członków grupy specjalnej.„Mówi jak ktoś, kto nie lubi kłamać, a nie może powiedzieć prawdy" - pomyślał zniechęcony Irek.- Aha, rakieta - powtórzył ojciec.- To coś nowego- uśmiechnął się ironicznie.- Niestety, nic więcej nie wiemy - odrzekł pilot.-Nie nawiązaliśmy bezpośredniego kontaktu z ekipą.Jej statek nadawał tylko sygnały namiarowe.Polecenie zejścia z kursu otrzymaliśmy prosto z bazy.- Na miejscu przekonamy się, co zaszło i, rzecz jasna, przy najbliższej okazji zaspokoimy waszą ciekawość -uznał za stosowne wkroczyć profesor Bodrin.- Zdaje się, że jesteśmy już na orbicie? - skwapliwie zmienił temat.- Tak - tym razem odpowiedź była błyskawiczna.-Podali nam dane korytarza, którym zejdziemy do lądowania.- Tylko nie zapomnij, że najpierw siadamy przy „Pięciu Księżycach".- Oczywiście.Nawiasem mówiąc, twoi goście, profesorze, przybłędą tam w samą porę.Akurat dziś w „ Pięciu Księżycach" odbędzie się wielki bal maskowy czy kostiumowy.Początek sezonu turystycznego.Pierwszy dzień wakacji.Wzmianka o balu odwróciła na moment uwagę chłopca od tajemnic Ganimeda tak zazdrośnie strzeżonych przez badaczy zdążających do bazy.Jeszcze nigdy nie był na prawdziwym balu.Do rzeczywistości przywołał go znowu głos pilota.- Odebrałem nowe polecenie.Niestety, musimy lecieć bezpośrednio do bazy.Profesor Bodrin i Robert Long są tam pilnie oczekiwani.- No, a my?! - wyrwało się Irkowi.Natychmiast za-mknął sobie dłonią usta, ale było już za późno.Gdyby siedział cicho, może w pośpiechu ten statek zawiózłby ich od razu tam, gdzie czekało wyjaśnienie zagadki dziwnej ekipy? Ale nie.Pilot bowiem mówił dalej:- Astroport „Pięć Księżyców" wysyła po naszych gości prom orbitalny.Za dwie minuty przystąpimy do operacji cumowania.Doktor Skiba z córką i synem są proszeni o przygotowanie się i przejście do śluzy.Dziękuję za wspólny lot - zakończył oficjalnie.Ojciec trącił Irka łokciem i podniósł się.Profesor Bodrin wstał także.- Widzicie, jak to bywa - powiedział, rozkładając ręce.- Ale na pewno wkrótce się spotkamy.A na razie życzę wam wspaniałych sukcesów wysokogórskich i pysznej zaba.- urwał pochwyciwszy wzrok Ini.Chrząknął, poprawił palcem okulary, po czym westchnął i bez słowa wrócił na swoje miejsce.Minutę później trójka Skibów stała przed zamkniętymi jeszcze zewnętrznymi drzwiami śluzy, czekając, aż zapali się zielona lampka na znak, że tunel cumowniczy między statkiem a promem wypełnia już powietrze.Niebawem klapa włazu bezszelestnie uciekła w górę, odsłaniając krótki, owalny korytarz, za którym widniało wejście do promu.- Witam miłych gości gwiaździńca „Pięć Księżyców" - powitał ich zaraz za śluzą szczupły, niewysoki brunet o lekko skośnych, ciemnych oczach i brązowej cerze.-Proszę dalej - odsunął się, wskazując przybyłym niedużą, komfortowo urządzoną kabinę.- Dzień dobry - doktor Skiba uścisnął dłoń uprzejmego pilota promu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates