[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie zabiłaś człowieka, który miesiąc temu zmarł w twoim łóżku.Wszyscy obecni w celi, z wyjątkiem Sędziego, wciągnęli ze świstem powietrze.Potem staruszek zakaszlał, złodziejaszek zaskomlał, rozbójnik zasyczał przez zęby, a kobieta zamarła z szeroko otwartymi ustami i wytrzeszczonymi oczami, oszalałymi ze szczęścia.Milcząc, coraz bardziej czerwieniała na policzkach.Nie śmiała nawet odetchnąć.–Ostatecznie jednak – podjął Sędzia skrzypiącym, lekko ironicznym tonem – popełniłaś szereg wykroczeń: ograbiłaś nieboszczyka, kupczyłaś ciałem.Wiedz, że od dzisiejszej nocy objęcia mężczyzny będą ci przynosić cierpienie.Jeśli zechcesz wrócić do swego procederu, on sam stanie się twoją karą.Rzekłem, a ty słyszałaś, Tiso zwana Materacem.To wszystko.Kobieta wyglądała, jakby zapomniała oddychać.Jej twarz z czerwonej zrobiła się purpurowa, w końcu sina.Nikt nie domyślił się, by ją trzepnąć w kark, by wykrztusiła Wyrok tkwiący kością w jej gardle.Nikt nawet na nią nie spojrzał.Wszyscy, w tym ja, myśleli tylko o sobie.Sędzia zmienił pozę.Ciężkie buty głucho stuknęły o posadzkę.W fałdach togi na chwilkę błysnął masywny zloty łańcuch i natychmiast znikł pod aksamitem.–Kto chce być następny?Sędzia uśmiechał się otwarcie.Maleńka główka zakołysała się, peruka ostatecznie zjechała na czoło.Poprawił ją niedbałym gestem, jakby poprawiał czapkę.–Może ty, Kliwi Młynarczyku?Złodziejaszek drgnął.Poderwał się, opadł na kolana i podpełzł na kamieniach bliżej sędziowskich trzewików.Zawył żałosną śpiewkę:–Ja… a… przyzna… kradł…Utalentowany chłopaczek.Mógłby zarabiać na życie wiązankami popularnych piosenek.–Kradłeś – potwierdził beznamiętnie Sędzia.– Doigrasz się kiedyś stryczka.A zresztą, nie.Odtąd cudze pieniądze będą cię parzyć jak ogień.Jeśli cię kiedyś powieszą, to za coś innego… Rzekłem, a ty słyszałeś, Kliwi.To wszystko.W celi znów zrobiło się cicho.Poszukałem oczami stonogi, ale już jej nie było.–Teraz ty.Sędzia znowu przestąpił z nogi na nogę, zatrzymując spojrzenie na rozbójniku.Do jakże żałosnego położenia można doprowadzić barczystego, silnego mężczyznę.Kto to widział, żeby leśny zbój kurczył się ze strachu jak mała sierotka.Sędzia milczał chwilę.Dość długo studiował wykrzywioną zbójecką fizjonomię, w końcu oświadczył w zadumie:–Dziwnym jesteś człowiekiem, Aharze, zwany Ropuchem.Każda twoja zbrodnia ma liczne okoliczności łagodzące.Sporo ludzi jednak ubiłeś, więc musisz być ukarany.Po celi przebiegło zdławione westchnienie.–Poszukiwałeś swej drogi i cierpiałeś…Zadumany Sędzia odsunął kosmyk peruki z ramienia na plecy.–Żałowałeś za grzechy… Dlatego dostaniesz jeszcze miesiąc życia przed kaźnią.Rzekłem, a ty słyszałeś, Ropuchu.To wszystko.Rozbójnik bezwiednie uniósł dłoń ku opasce zakrywającej pusty oczodół.I tak już pozostał, w pozie człowieka oślepionego jasnym światłem.Sędzia znowu poprawił perukę, choć nie wydawało się to potrzebne.Przesunął po kamieniach posadzki noskiem ciężkiego trzewika, westchnął głęboko i jego kłujące oczka spoczęły na mnie.Do dziś nie wiem, czemu nie udławiłem się własnym językiem.Ciemne oblicze Sędziego zmarszczyło się, jakby zjadł coś kwaśnego.Usta miał półotwarte, jakby zamierzał coś powiedzieć, lecz w tym momencie poczciwy staruszek zatrząsł się, jak w ataku padaczki.Wzrok Sędziego spełznął ze mnie jak stado robactwa.Przepłynął całą celę w stronę miejsca, gdzie jeszcze niedawno tulili się do siebie moi współwięźniowie.Teraz każde z nich żyło własnym życiem.Kobieta nadal próbowała wykrztusić duszące ją powietrze, złodziejaszek przewracał mokrymi oczami, nie wiedząc, śmiać się, czy płakać, zbój siedział na boku, zasłaniając nieistniejące oko przed światłem Nocy Sądu.Starzec pozostał sam.Jego twarz była bielsza niż wielka peruka Sędziego.„Czy widma mogą mieszać się do ludzkich spraw?" Najwidoczniej miły staruszek miał się w końcu o tym przekonać.Sędzia zapomniał o mnie chwilowo, a jego oblicze pociemniało.Cienkie wargi zacisnęły się, pozostawiając cieniutką szczelinę.–Nie okłamuj sam siebie, Koch.Nie zdołasz się wykręcić.–Potwarz – odparł ledwie słyszalnie stary.– Potwarze i plotki, nie ma żadnych dowodów.Ona była rozpustna i chorowita, stąd pomówienie…Sędzia uniósł szpiczasty podbródek.Nagle okazało się, że maleńka postać z wielką peruką rzuca cień od razu na cztery strony i wszyscy siedzimy w tym cieniu i wydało mi się, że białe pukle peruki zaraz zatkają mi usta, nie dając oddychać.Kaszlnąłem.Wrażenie znikło.Sędzia stał jak poprzednio pod ścianą, niewysoki i czarny, na pajęczych nogach.Złowieszcza cisza celi została zakłócona tylko moim nieprzyzwoitym chrząknięciem.Akurat musiałem się wychylić w złą godzinę, gdy lepiej było zachować milczenie.–Zapłacisz za to szybko i strasznie, Koch.Twoje serce przegniło, zepsucie stało się widoczne.Pisana ci bolesna śmierć w ciągu doby [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates