[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podczas ostatnich miesięcy wszystko się zmieniło i nie udało się ukryć tej zmiany.Lidka przestała chodzić na zajęcia pozalekcyjne, co więcej, ośmielała się opuszczać ostatnie lekcje.W liceum czuła się jak karaś na zimnej patelni – niby nie piecze, ale i przyjemne to też nie jest.Lepiej już na ławeczce przed domem…Ale najważniejsze było to, że ze Swietką można było rozmawiać o dziewiątym czerwca.Swietka nie wybuchała histerycznym śmiechem, dając całą postawą do zrozumienia, jak ją śmieszy głupota Lidki i nie kręciła palcem przy skroni.Swietka zdobywała nawet jakieś nowe wiadomości – okazało się, że istniały całe organizacje poświęcone Ostatniej Apokalipsie.Jakby dwa przeciwstawne nurty – jedni poświęcali ostatek życia na „wyzwolenie duszy”, rzucając picie, palenie opuszczali rodziny i poświęcali się pracy z ludźmi.Inni – przeciwnie, nie zamierzali niczego rzucać, a chcieli po prostu na koniec poużywać sobie życia; sprzedawali mieszkania, a za otrzymane pieniądze organizowali orgie, zabawy, hulanki, kupowali bilety na morskie podróże i w ogóle oddawali się uciechom.Jeżeli idzie o morskie podróże, to Lidka sama chętnie by się w taką wybrała, ale o tym, czym ludzie zajmowali się na orgiach, pojęcie miała dość mętne.Urodziny Swietki wypadały w niedzielę.Dwudziestego drugiego stycznia – obliczyła Lidka, kierując się starym nawykiem.Goście zebrali się około pół do ósmej.Chłopaków było sześciu, dziewcząt – razem z Lidką – tyle samo.Najwyraźniej był w tym jakiś zamysł – wypiwszy po lampce mocnego, mętnawego płynu, goście podzielili się na pary – jak w przedszkolu.Miejsce obok Lidki zajął blady, niezdrowo wyglądający dryblas, mniej więcej osiemnastoletni i najwyraźniej krótkowidz, ale wstydzący się noszenia okularów.Po pierwszym toaście Lidce zakręciło się w głowie i od razu jej ulżyło; nie musiała już o niczym myśleć – a w każdym razie o niczym nieprzyjemnym.W nowym towarzystwie licealiści nie cieszyli się najmniejszym szacunkiem.Wszyscy goście, oprócz Lidki, byli uczniami szkoły dwieście piątej z młodszej i średniej grupy, a siedzący obok Lidki chłopiec był ze starszej i na dodatek powtarzał rok.Mówiono o nauczycielach – wyjątkowo głupich, paskudnych i prymitywnych typach.Każdy z nich miał jakieś przezwisko.Lidce dość szybko wszystko się pomieszało i nie mogła się zorientować, kto kogo dokąd posłał i kto komu przygrzał linijką.Naiwnie przyznała się do tej nieświadomości – i natychmiast znalazła się w centrum uwagi.Jeden przez drugiego goście zaczęli jej wyjaśniać:–…chemica – Decha Przysecha.A matematyczka – Fenia Chrzanowna.A peowiec…Pozostałe przezwiska nie nadawały się do druku, były jednak śmieszne.Lidka wybuchała końskim śmiechem i głośno powtarzała najbardziej smakowite przezwiska.Z niemałą satysfakcją przymierzała je do licealnej zastępcy, matematyczki i dyrektorzycy; dopiero teraz zrozumiała, jak bardzo nienawidzi całą trójkę.Za ponure gęby na progu muzeum, za patetyczną odżywkę: „W tym świętym dla nas miejscu…” I za to, że jej nie wylali.Niechby ją wydalono ze szkoły… ale nie, zmarszczyli się z pogardą, popatrzyli z obawą na Zarudnego i zostawili.Żeby za każdym razem, wzywając ją do tablicy, sceptycznie zaciskać wargi.A w dwieście piątej, której numerem straszono licealistów aż do dygotu w kolanach, nikt warg na zaciskał.Tam nauczyciele klęli, krzyczeli, rzucali podręcznikami, tłukli linijkami po łbach i wzywali rodziców – ale warg zaciskać nikt by tam nie zaciskał.Po pierwsze, dlatego, że wszyscy uczniowie byli uważani za zepsutych z definicji i nikt się po nich nie spodziewał niczego dobrego.A po drugie, uczciwiej jest raz dać dziewczynie w gębę, niż miesiąc po miesiącu pogardliwie się marszczyć na jej widok.–A tamten chłopak podwędził starszemu klucze od wozu i zaprowadził Angelikę do garażu.Uruchomili silnik, żeby ogrzać budę i wleźli na tylne siedzenie.A wóz taki, że nie daj Boże! I zaczęli się kotłować – a garaż zamknięty! Zasnęli oboje i się otruli… znaczy, nawdychali się spalin.Pochowano ich razem…–Tobie śmiech, a mnie stara teraz kluczy nie chce dać…–A co, na tamten świat ci się zachciało?–Wszystko lipa, chłopaki, jeden gościu z naszej klasy postawił w piwnicy obok rury rozkładane łóżko, cieplutko tam…–…zdejmuję siostruni tę torbę z głowy, a ona już sina, ledwo ją obudziłem.Pogotowia nie wzywałem, żeby rachunku nie wystawili.–… no dobra, myślę, forsę jakoś skombinuję, nie pierwszy raz, ale żeby mu tyłka nadstawiać…–…kupiłem petardę i psorce do szuflady.Ale wrzeszczała!Lidka popijała i chichotała coraz głośniej.Każde słowo wydawało jej się niezwykle zabawne, ale nie wiadomo czemu, natychmiast ulatywało z pamięci.Całe towarzystwo już po godzinie uznało ją za swojaka.Blady drugoklasista zaczął śpiewać, akompaniując sobie na gitarze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates