[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To znaczy wyprzedzałem, bo w końcu ją stuknąłem.- Przez tira.- Przez tira.Tir wyprzedzał półciężarówkę, gdy poszła mu guma.Mondeo było za tirem na środkowym pasie, a ja na zewnętrznym, właśnie chciałem wyprzedzić mondeo, ale wtedy oba zjechały na mój pas, więc wróciłem na środkowy, stuknąłem mondeo, zakręciło mną, zjechałem na lewo, skasowałem znak drogowy, walnąłem w barierkę i wylądowałem na boku w rowie.- Podkreślał słowa ruchami zdrowej ręki.- Mogę zapalić?- Nie.Teraz rozumiem.- Nie, nie rozumiesz.- Masz rację.Nie rozumiem.- A ta suka.ta suka chyba im powiedziała, że jechałem przeszło setką.- Przeszło setką?- Tak, przeszło setką.To oczywiście nieprawda, bo twój samochód tyle nie wyciąga.Owszem, wyciąga.- Ale jechałeś za szybko.Najwyraźniej tak właśnie było.Spojrzał na mnie, starając się przybrać skruszoną minę.- No, tak.Chyba jechałem za szybko.- O Boże.- Odruchowo zwolniłam.- Więc policja uważa, że gdyby nie ty, sytuacja nie byłaby tak skomplikowana.Zdenerwował się.- Właśnie.Ale nie o to chodzi.To znaczy, o to, jeśli chodzi o punkty karne, ale najważniejsze jest ubezpieczenie.- Twoje?Skinął głową.- Jeśli ubezpieczyciel tira dowie się, że jechałem za szybko, staną na głowie, żeby zapłacić jak najmniej.- Za mój samochód?- Jeśli w ogóle coś zapłacą.- W takim razie musi zapłacić twój ubezpieczyciel.Tak jest.Czyli szlag trafi moje zniżki za bezwypadkową jazdę.Co za pech, pomyślałam.Cholera, co za pech.- A właściwie w jakim stanie jest mój samochód? Dużo trzeba naprawiać? Ile mniej więcej wyniosą koszty naprawy? I gdzie on w ogóle jest?Mijała nas akurat ciężarówka pełna beczących jagniąt, więc nie słyszałam ani słowa z tego, co mówił.Ale zaraz powtórzył.- Jest do kasacji.- Do kasacji? Jak to: do kasacji? Mój ukochany samochodzik?- Posłuchaj, to nie twoja sprawa.- Jak to nie moja sprawa? Jak to nie moja?!- Bo nie.Kupimy ci nowy.- Ale mój jest jedyny w swoim rodzaju! Poza tym.Boże, dopiero co wydałam sześćset funtów na przegląd!- No to pech.- Był wyjątkowy, z limitowanej serii.Perełka! Drugi laki sam znajdziesz za.bo ja wiem, może nawet trzy miesiące!- No i co z tego? Do tego czasu wynajmiemy ci ten.- Ten? O nie! Zresztą nie o to chodzi! To był samochód mojego ojca! A ty.ty.- Powoli do mnie docierało.- Ty go zniszczyłeś.Rozbiłeś! Tak po prostu!Chyba reagowałam z opóźnieniem; nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam równie wściekła.Utkwiłam wzrok w przedniej szybie.Na niebie, jakże odpowiednio, kłębiły się czarne chmury.Jak on śmiał jechać przeszło setką moim samochodzikiem?- Jestem na ciebie wściekła, słyszysz? Wściekła.- To nie moja wina.- Owszem, twoja.Gdybyś nie jechał z niedozwoloną prędkością.- Nie jechałem!- Jechałeś.- Sto dwadzieścia na godzinę, nie więcej.- Sto dwadzieścia? Sto dwadzieścia kilometrów na godzinę w moim samochodziku?- Jezu, posłuchaj siebie, gadasz jak moja babka.Lu, odpuść sobie, dobrze? Załatwię to.- Nie o to chodzi.Chodzi o samą zasadę.Pożyczyłam ci mój samochód w dobrej wierze i teraz dowiaduję się, że potraktowałeś go jak.jak.cholerny bolid formuły 1!- Jechałem nim.- Rozwaliłeś go!- No dobrze, rozwaliłem.Ale to tylko samochód, Lu, a nie żywe stworzenie!- To był samochód - poprawiłam.- I to mój.Nie twój, tylko mój!- Był - powtórzył z naciskiem.Zdaje się, że usiłował w ten sposób rozluźnić atmosferę.Próżne wysiłki.- Mężczyźni! Za grosz w was odpowiedzialności! I jeszcze sobie z tego żartujesz? Masz na sobie tonę gipsu, twarz jak czarnobrody.- Sinobrody.- Pęknięte żebro i.Poruszył się na fotelu i zdrową ręką walnął w deskę rozdzielczą.- No właśnie! - ryknął.- Właśnie, Lu! To tylko głupi samochód!2Planowanie nigdy nie było moją mocną stroną.Nigdy na przykład nie planowałam, że będę uczyła francuskiego, podobnie jak nie planowałam zakochać się w draniu.A już z pewnością nie planowałam zajść z nim w ciążę.Kiedy już do tego doszło, żywiłam przez pewien czas, przyznaję to ze wstydem, młodzieńcze marzenia z serii „Żyli długo i szczęśliwie”.Ale niedługo się łudziłam.Bo on miał inne plany.Inną panią.- Mam plan - powiedziałam do siostry.Teraz, dziesięć lat później.A dokładnie mówiąc, powiedziałam to pół roku temu, w pochmurne listopadowe popołudnie.- Plan? - Zmrużyła oczy.- Jaki plan?Siedziałyśmy u niej w kuchni.Szykowała, o ile dobrze pamiętam, paszteciki z mięsem.Tylko Del mogła się zabrać do czegoś tak pracochłonnego.- Plan na życie - wyjaśniłam.- Podjęłam decyzję.Odchodzę z pracy.Przestała wycinać kółka z francuskiego ciasta.Spojrzała na mnie znad okularów.- Boże drogi.To dosyć radykalny plan, Lu.Odejdziesz z pracy i co dalej? Poszukasz sobie innej?- No, nie.Pomyślałam.cóż, pomyślałam, że mogłabym wrócić na studia.- Na studia? A niby po co?- Właściwie sama nie wiem.Chciałabym robić coś twórczego.Coś.och, nie wiem.Po prostu czuję, że nie pozwoliłam mojej kreatywności rozwinąć skrzydeł, rozumiesz? I pomyślałam sobie, że mogłabym studiować malarstwo.- Malarstwo? - Zamrugała szybko i ponownie zajęła się pasztecikami.- No tak.To rzeczywiście zmiana planów, Przepraszam, że o to pytam, ale z czego razem z Leo będziecie żyli, podczas gdy ty, hm, rozwiniesz skrzydła?Nerwowo żułam kawałek surowego ciasta.- Pewnie uznasz, że to głupota, ale przemyślałam to dokładnie i moim zdaniem rzecz jest do wykonania.Naprawdę.Oczywiście najpierw muszę się dostać, a pierwszym krokiem do tego jest skompletowanie teczki moich prac.Wydaje mi się, że najlepiej będzie, jeśli znajdę sobie inną pracę, taką normalną, od dziewiątej do piątej, a poza tym zapiszę się na kurs przygotowawczy.Sprawnie układała gotowe paszteciki na blasze.- Hm.Strasznie dużo dziur w tym twoim planie.Nie lepiej, żebyś na razie została w szkole i zapisała się na kurs wieczorowy? Żeby zobaczyć, jak ci się to podoba?Energicznie pokręciłam głową.- Nie, właśnie tego nie chcę.Nie mogę.Widzisz, jeśli teraz nie zaryzykuję, nigdy nie zdobędę się na odwagę.Wiem to.Znam siebie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates