[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Dziś byłoby świetnie – rzucił, odpowiadając na inne.– Przynajmniej dwóch – odparł w końcu na ostatnie.– To duży facet.* * *Reacher rozmienił w recepcji jednego ze swych dolarów na ćwiartki i ruszył w stronę budki.Z pamięci wybrał numer banku, podał hasło i poprosił o przesłanie pięciuset dolarów do filii Western Union w Atlantic City.Miały tam dotrzeć przed zamknięciem.Następnie wrócił do pokoju, odgryzł wszystkie metki i włożył nowe ubranie.Przełożył śmieci z kieszeni, wepchnął letnie ciuchy do kubła i przejrzał się w długim lustrze obok drzwi szafy.Wystarczyłaby broda i okulary przeciwsłoneczne, a mógłbym ruszyć pieszo aż na biegun północny, pomyślał.* * *Froelich dowiedziała się o przelewie jedenaście minut później.Na moment przymknęła oczy, z poczuciem triumfu zacisnęła pięści, po czym sięgnęła na półkę za plecami i zdjęła z niej plan samochodowy Wschodniego Wybrzeża.Przy sprzyjającym ruchu trzy godziny.Może zdążę, pomyślała.Złapała kurtkę i torebkę, i pobiegła do garażu.* * *Reacher zmarnował godzinę w pokoju, po czym wyszedł, żeby wypróbować swoją nową kurtkę.Próba polowa, tak to nazywali w dawnych czasach.Ruszył na wschód, w stronę oceanu, pod wiatr.Po chwili bardziej poczuł, niż ujrzał kogoś za swymi plecami.Charakterystyczny dreszczyk u dołu kręgosłupa.Reacher zwolnił i zerknął w witrynę niczym w lustro.Dostrzegł ruch pięćdziesiąt metrów z tyłu.Za daleko, by wyłapać szczegóły.Szedł dalej.Kurtka okazała się całkiem niezła, ale powinien kupić do niej czapkę, dostrzegł to jasno.Ten sam kumpel, który zdradził mu swe zdanie co do kurtek, powtarzał też często, że połowę ciepła człowiek traci przez czubek głowy, i Reacher zdecydowanie tak się czuł.Zimny wiatr unosił mu włosy i sprawiał, że do oczu napływały łzy.Listopad na wybrzeżu Jersey wymagałczapki wojskowej.Reacher zapisał w pamięci, żeby w drodze powrotnej z filii Western Union poszukać sklepu z towarami z demobilu.Z doświadczenia wiedział, że zwykle mieszczą się w tych samych okolicach.Dotarł do molo i ruszył na południe.Cały czas czuł lekkie swędzenie w krzyżu.Odwrócił się nagle, niczego jednak nie ujrzał.Pomaszerował z powrotem na północ.Solidne deski pod jego stopami poskrzypywały lekko.Po drodze dostrzegł znak informujący, że zrobiono je ze specjalnego drewna, najtwardszego drewna na świecie.Cały czas nie opuszczało go uczucie, że jest śledzony.Skręcił i poprowadził swych niewidzialnych prześladowców na molo główne.Była to oryginalna stara konstrukcja, doskonale zachowana i pusta.Nic dziwnego, zważywszy na pogodę.Brak ludzi podkreślał jeszcze aurę nierzeczywistości otaczającą to miejsce.Zupełnie jakby nagle znalazł się na zdjęciu ze starego podręcznika architektury.Jednakże kilka starych budek było otwartych i oferowało swe towary.W jednej sprzedawano zupełnie nowoczesną kawę w styropianowych kubkach.Reacher kupił dużą czarną.Kosztowała go resztę gotówki, lecz mocno rozgrzała.Popijając gorący płyn, dotarł do końca molo, wrzucił pusty kubek do kosza i stał przez chwilę, wpatrując się w szary ocean.Następnie zawrócił na pięcie, skierował się w stronę brzegu i ujrzałmaszerujących ku niemu dwóch mężczyzn.Byli mocno zbudowani, niscy, lecz szerocy w ramionach.Ubrani niemal identycznie w niebieskie marynarskie kurtki i szare drelichowe spodnie.Obaj mieli na głowach czapki – małe, szare, wełniane czapki, wciśnięte na okrągłe czaszki.Niewątpliwie doskonale wiedzieli, jak się ubrać w taką pogodę.Ręce trzymali w kieszeniach, toteż nie mógł stwierdzić, czy włożyli też rękawiczki.Ponieważ kieszenie w kurtkach były dość wysoko, ich łokcie sterczały na boki.Na nogach mieli ciężkie wysokie buty z rodzaju tych, jakie mogliby nałożyć robotnicy, pracujący na rusztowaniach bądź w porcie.Albo mieli krzywe nogi, albo też próbowali przybrać groźną postawę.Nad ich brwiami Reacher dostrzegłjasne blizny.Mężczyźni wyglądali niczym para wykidajłów z wesołego miasteczka albo nadzorców portowych sprzed pół wieku.Zerknął za siebie, nie dostrzegł nikogo.Droga wolna aż do Irlandii.Zatem po prostu przystanął.Nie zadał sobie nawet tyle trudu, by się oprzeć o poręcz.Obaj mężczyźni szli dalej, zatrzymali się dwa metry przed nim.Reacher rozprostował lekko palce, sprawdzając, jak bardzo zmarzły.Dwa metry to ciekawa odległość.Oznaczała, że zanim cokolwiek zrobią, chcą porozmawiać.Poruszył palcami u stóp i kolejno napiął mięśnie łydek, ud, pleców, ramion.Przekrzywił głowę z boku na bok, potem odchylił nieco w tył, by rozluźnić mięśnie karku.Odetchnął przez nos.Wiatr wiał mu w plecy.Mężczyzna po lewej wyjął ręce z kieszeni.Nie miał rękawiczek.Natomiast albo cierpiał na paskudny artretyzm, albo też trzymał w dłoniach rulony ćwierćdolarówek.– Mamy dla ciebie wiadomość – oznajmił.Reacher zerknął na poręcz i dalej na ocean.Morze było szare i wzburzone, temperatura bliska zeru.Gdyby ich tam wrzucił, praktycznie równałoby się to zabójstwu.– Od kierownika klubu? s– pytał.– Owszem, od jego ludzi.– On ma ludzi?– To Atlantic City – powiedział tamten.– Logiczne, że musi mieć ludzi.Reacher skinął głową.– Niech zgadnę.Mam wynieść się z miasta.Zjeżdżać, spadać, znikać, nigdy nie wracać.Nigdy więcej nie przestąpić waszego progu, zapomnieć, że kiedykolwiek tu byłem.– Nieźle ci idzie.– Umiem czytać w myślach.Kiedyś pracowałem w lunaparku.Miałem własny namiot tuż obok kobiety z brodą.Wy tam nie dorabialiście? Trzy minuty dalej? Najbrzydsze bliźniaki świata?Mężczyzna po prawej wyjął ręce z kieszeni.Cierpiał na to samo schorzenie dłoni albo też ukrywał w nich kolejne rulony ćwierćdolarówek.Reacher się uśmiechnął.Lubił rulony ćwierćdolarówek.Porządna, staroświecka technika [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates