[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.− Auu – syknęła.Popatrzyłem nieco zmieszany, co rzadko, albo nawet wcale mi się nie zdarzało, zwłaszcza w towarzystwie lasek.Ale ona nie byłą laską.To znaczy, była atrakcyjna, ale jakoś nie pasowało do niej takie kolokwialne określenie.− Sorry - mruknąłem.- To gdzie masz to swoje auto? - spytałem ponuro.Uśmiechnęła się…z triumfem?− Na dole, chodźmy, bo Douglas zabije i mnie.I kto wtedy napisze te zajebiste teksty? -mruknęła.Ona była…niemożliwa.W jej towarzystwie czułem się jakoś dziwnie.Tak jakoś słabo…cholera…To pewnie przez tę wódę.I pobudkę.I imprezę.I dziewczyny.Tak… nie widziałem innego powodu…Rozdział 3T.Jechaliśmy w windzie.Ona utkwiła wzrok w przyciskach umieszczonych na ściance, a ja patrzyłem na nią.Małe pomieszczenie, w którym znalazłem się z tą dziewczyną, dziwnie na mnie oddziaływało.Czułem jakieś takie… napięcie… elektryczne wręcz… Dziwne.Ona oczywiście była czerwona jak piwonia, co mnie strasznie zdenerwowało, bo miałem nieodpartą chęć dotknięcia tych purpurowych policzków dłońmi.Wkurzony sam na siebie, podniosłem wzrok ponad nią i, przeklinając wolno posuwającą się windę, patrzyłem w drzwi, czekając, aż w końcu się otworzą.Wreszcie wyszliśmy i minęliśmy portiernię, w ogóle się do siebie nie odzywając.Wyszliśmy na ulicę.Spojrzałem na nią i zapytałem:– Gdzie masz auto?– Tam – powiedziała, wskazując na jakiegoś obdrapanego grata.– Chyba żartujesz! – parsknąłem.– Słuchaj, Tommy, jeśli chcesz, to jedź swoim autem.Naprawdę mam już dosyć, chcę wreszcie dojechać do studia i wziąć się do pracy.– Odgarnęła kasztanowe włosy z czoła i popatrzyła na mnie nieco zmęczonym wzrokiem.– No dobrze, wsiadajmy.Mam nadzieję, że dojedziemy – mruknąłem.Jechaliśmy w milczeniu.Po chwili włączyła nawet nieźle wyglądający, jak na takie auto, odtwarzacz CD.– Słuchasz takiej muzyki? – uniosłem brwi.– Słucham różnej muzyki.– Uśmiechnęła się.– A co, mam słuchać tylko Semtexu? – Zerknęła na mnie.– Noo, powinnaś.– Uśmiechnąłem się krzywo.Westchnęła i pokręciła głową, patrząc uważnie na drogę.Jechała ostrożnie, ale pewnie.Zerkałem na jej małe dłonie – lewa trzymająca kierownicę, prawa na gałce biegów.Znowu musiałem powstrzymywać tę dziwną pokusę, żeby przykryć jej drobną rękę swoją.Zaczynało mnie to wkurwiać.Wreszcie dojechaliśmy do studia.Z drugiej strony nadchodził Douglas z Trevorem wyglądającym, jakby całą noc grał w tenisa.– No, wreszcie jesteście – powiedział Douglas.– Może uda nam się przed dwudziestą nagrać chociaż jeden part – dodał wkurzony.Pracowaliśmy cholernie ciężko.Skończyliśmy około dwudziestej pierwszej i dziękowaliśmy sobie wzajemnie za wykonany kawałek naprawdę dobrej roboty.Douglas poinformował nas, że w sobotę musimy wziąć udział w charytatywnym party dla szpitala dziecięcego.Średnio się nam to uśmiechało, ale była to też swoista promocja zespołu i musieliśmy występować na takich imprezach.Cały skład zespołu miał się pokazać.Zbieraliśmy się do wyjścia, a ponieważ byłem bez samochodu, stanąłem i zastanawiałem się, z kim mam jechać.Problem rozwiązał się sam.– Jedziesz? – mruknęła do mnie Kati i poszła w kierunku swojego rozklekotanego auta.– Ok.– Poszedłem za nią, starając się nie widzieć idiotycznego uśmiechu mojego brata.Gdy jechaliśmy zadzwoniła jej komórka.Spojrzała na wyświetlacz i – zaniepokojona – odebrała.– Stało się coś…? – zmarszczyła brwi.– Dobrze, daj go.– Nastąpiła chwila ciszy.– Kochanie, nie bądź uparty i pojedź z Amelią.Załatwicie to szybko i wrócicie – mówiła łagodnym głosem.– Kocham cię, pa.– Odłożyła słuchawkę.Nie wiem, czemu, ale jak usłyszałem, że rozmawia z kimś tak miło i mówi do niego „kochanie”, poczułem dziwny żal… no i złość… jak zawsze.– Chłopak? – spytałem, wskazując głową na telefon.– Siostra – mruknęła.– Hmm, do siostry mówisz w rodzaju męskim? – zerknąłem na nią.Nic nie powiedziała, tylko pokręciła głową.– Dobra, nie moja sprawa.– Podniosłem ręce w obronnym geście.– A twoje kochanie nie jest zazdrosne, że jeździsz i pracujesz z Cordellem? – uśmiechnąłem się krzywo.Spojrzała na mnie przez chwilę.– Nie jest – mruknęła.– Możemy już skończyć tę głupią rozmowę.Dobrze powiedziałeś – nie twoja sprawa – dodała ostrzej.– No pewnie, że nie moja.Ciekawy tylko jestem, jak koleś z tobą wytrzymuje.Chyba musisz go krótko trzymać – zaśmiałem się, chociaż chciałbym zobaczyć tego dupka, do którego mówiła „kochanie” takim ciepłym i miłym głosem.Dojechaliśmy przed mój dom i popatrzyła na mnie z wyczekiwaniem.Gdy wysiadałem, sam nie wiem, co strzeliło mi do głowy, że zapytałem:– Wejdziesz na górę?Spojrzała z niedowierzaniem i pokręciła głową.– Jest już późno, dzięki.– Aaa, boisz się pana „kochanie”? – zaśmiałem się szyderczo.– Nikogo się nie boję, Tommy.– Potarła nos u nasady swoimi szczupłymi palcami.– Po prostu jestem zmęczona, a poza tym nie jestem… – nie dokończyła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates