[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na dziedzińcu pojawił się dy Ferrej; dziewczyna rozpieczętowała kanclerski worek pocztowy i przewróciwszy go do góry dnem, wytrząsnęła jeden, jedyny list.Dy Ferrej otwarł go niecierpliwie, z czego Ista wywnioskowała, że jest to prywatne przesłanie od jego ukochanej córki, Betriz, damy dworu królowej Iselle.Może zawierało nowiny o jego wnuku, bo twarz wyraźnie mu się rozpogodziła.Czy już czas na pierwsze ząbki? Jeśli tak, Ista w stosownej chwili usłyszy o tym osiągnięciu.Chcąc nie chcąc, musiała się uśmiechnąć.Dziewczyna na dziedzińcu przeciągnęła się, schowała worek, sprawdziła nogi oraz kopyta konia i przekazała zwierzę zamkowemu stajennemu wraz z długimi pouczeniami.Ista uświadomiła sobie, że dworka stoi obok i wygląda przez okno zza jej ramienia.– Chcę porozmawiać z tą dziewczyną.Przyprowadźcie ją do mnie – poleciła wiedziona nagłym impulsem.– Milady, przecież ona miała tylko jeden list.– W takim razie będę musiała wysłuchać nowin z dworu bezpośrednio od niej.Dworka prychnęła pogardliwie.– Mało prawdopodobne, aby taka prostaczka cieszyła się zaufaniem dworskich dam w Cardegossie.– Tak czy owak przyprowadźcie ją.Po jakimś czasie tupot pewnych kroków wraz z silnym zapachem konia obwieścił Iście przybycie dziewczyny, zanim jeszcze dworka rzuciła niepewnie: „Milady, oto kurier, tak jak prosiłyście”.Ista, która wciąż jeszcze siedziała w okiennym wykuszu, gestem odprawiła dworkę.Dziewczyna ni to skłoniła się, ni to dygnęła niezgrabnie.– Roino, jak mogę wam służyć?Ista nie miała zielonego pojęcia.– Jak się nazywasz, dziewczyno?– Liss, milady.– Po chwili niezręcznego milczenia dodała: – To zdrobnienie od Annaliss.– Skąd przybywasz?– Dzisiaj? Odebrałam swoją przesyłkę ze stacji w.– Nie, w ogóle.– Ach tak.hm.Mój ojciec ma niewielką posiadłość w pobliżu miasta Teneret, w prowincji Labra.Hodował konie dla zakonu Ojca oraz owce na wełnę.Nadal się tym zajmuje, o ile mi wiadomo.Wynikało z tego, że był dość zamożny, nie uciekła więc przed dotkliwym ubóstwem.– Jak to się stało, że zostałaś kurierem?– Nawet bym o tym nie pomyślała, gdyby nie to, że pewnego dnia z siostrą dostarczałyśmy konie do świątyni i zobaczyłam wtedy dziewczynę w stroju kuriera, która galopem wiozła jakieś listy do zakonu Córki.– Uśmiechnęła się jak do szczęśliwego wspomnienia.– Od tamtej pory już nie zaznałam spokoju.Dziewczyna, choć bardzo uprzejma, nie wydawała się skrępowana w obecności roiny, co Ista odnotowała z wyraźną ulgą.– Nie boisz się jeździć zupełnie sama?Dziewczyna zarzuciła głową, wprawiając w ruch długi warkocz.– Jestem szybsza niż wszystko, co mogłoby mi zagrozić.W każdym razie jak dotąd.Ista uwierzyła w to bez trudu.Dziewczyna była od niej wyższa, ale i tak niższa oraz szczuplejsza od przeciętnego mężczyzny, nawet od tych chudych, żylastych, jakich zwykle wybiera się na kurierów.Nie stanowiła dla wierzchowca dużego obciążenia.– A.nie jest to zbyt trudne? Musisz jeździć w upale, w deszczu, przy każdej pogodzie.– Nie jestem z cukru, nie rozpłynę się na deszczu.A kiedy jadę, jest mi ciepło, nawet gdy pada śnieg.Jeśli muszę, śpię pod jakimś drzewem, zawinięta w pelerynę.Albo i na drzewie.Wprawdzie prycze na stacjach pocztowych są cieplejsze i mniej nierówne.– W jej oczach błysnęły iskierki humoru.– Ale tylko odrobinę.Ista westchnęła w podziwie dla tak niezmiernej energii.– Od jak dawna jeździsz dla królewskiej kancelarii?– Będzie już ze trzy lata.Odkąd skończyłam piętnaście lat.A co robiła Ista w tym wieku? Pewnie przygotowywano ją do roli żony wielkiego pana.Kiedy zwrócił na nią wzrok roją Ias, a była wówczas mniej więcej w wieku tej dziewczyny, sukces tych przygotowań przeszedł najśmielsze oczekiwania całej rodziny – dopóki ten spełniony sen nie przeistoczył się w długoletni koszmar Iasowej klątwy.Teraz już dzięki bogom i lordowi Cazarilowi przerwanej, przed trzema laty.Wtedy to zniknęła z jej myśli dławiąca mroczna mgła.Uciążliwa nuda, już wówczas wierna towarzyszka, nadal pozostała.– Czemu rodzina pozwoliła ci opuścić dom w tak młodym wieku?Rozbawienie rozświetliło twarz dziewczyny jak przeświecające przez liście promienie słońca.– Coś mi się wydaje, że zapomniałam spytać.– A dyspozytor przyjął cię do służby bez zgody ojca?– Zdaje mi się, że i on zapomniał spytać, bo wtedy akurat brakowało mu jeźdźców.To zdumiewające, jak prawo potrafi się zmienić w okamgnieniu.Niemniej raczej się nie spodziewałam, że ojciec i bracia siłą powloką mnie z powrotem, skoro trzeba wywianować jeszcze cztery inne córki.– Uciekłaś tego samego dnia? – zdumiała się Ista.Dziewczyna błysnęła w uśmiechu białymi, zdrowymi zębami.– Oczywiście.Doszłam do wniosku, że oszaleję, jeśli będę musiała wrócić do domu i uprząść jeszcze jeden motek wełny.Zresztą matka nigdy nie była zadowolona z moich motków.Mówiła, że są bardzo nierówne.Ista doskonale wiedziała, jak to jest.Odpowiedziała dziewczynie niepewnym uśmiechem.– Moja córka doskonale jeździ konno.– Wie o tym cały Chalion, milady.– Oczy Liss rozbłysły.– Z Valendy do Taryoonu w jedną noc, i to unikając wojsk wroga.Ja nigdy nie przeżyłam takiej przygody.Ani też nie otrzymałam potem takiej nagrody.– Miejmy nadzieję, że skrzydła wojny nigdy więcej nie musną Chalionu z tak bliska.Dokąd udajesz się teraz?Liss wzruszyła ramionami.– Kto wie? Wrócę do swojej stacji, żeby poczekać na kolejny worek, który wyda mi dyspozytor, a potem pojadę tam, dokąd mnie skierują.Szybko, jeśli ser dy Ferrej napisze jakąś odpowiedź, lub wolno, żeby oszczędzić konia, jeśli nie napisze.– Dziś wieczorem raczej nic nie napisze.– Ista nie miała ochoty pozwolić jej odejść, lecz dziewczyna nadal była brudna i potargana po podróży.Z pewnością chciałaby się umyć i posilić.– Wróć do mnie jeszcze, Liss z Labry.Za godzinę czy dwie na zamku będziemy jeść obiad.Przyjdź do mnie i zjedz przy moim stole.Dziewczyna uniosła brwi w zdumieniu.Znów wykonała niezgrabny dyg.– Jak rozkażecie, roino.Główny stół w jadalni starej prowincjary był zastawiony dokładnie tak samo jak dziesiątki tysięcy razy przedtem, kiedy żadne święto nie mogło zburzyć monotonii ponurych dni.Owszem, był wygodny, ustawiony w niewielkiej jadalni w nowszej części zamku, z kominkiem i przeszklonymi oknami.Zasiadało przy nim zawsze to samo towarzystwo: lady dy Hueltar, która była wiekową krewną matki Isty oraz jej długoletnią towarzyszką, sama Ista, ważniejsze z jej dworek oraz poważny dy Ferrej.Za milczącą zgodą wszystkich krzesło prowincjary stało puste.Ista nie objęła po matce głównego miejsca przy stole, nikt też – może z powodu źle pojętego szacunku dla jej smutku – na to specjalnie nie nalegał.Przyszedł dy Ferrej, prowadząc Ferdę i Foixa, którzy prezentowali się jak prawdziwi dworacy.A do tego wyglądali młodo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates