[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Drugą tajemnicą był niezwykły talent nieznanego rzeźbiarza, którego zręczne ręce stworzyły te arcydzieła.Posągi wyglądały jak żywe; nawet najdrobniejsze szczegóły oddano nieprawdopodobnie wiernie: każda fałda szaty wydawała siej być z prawdziwego materiału, widoczne były nawet pojedyncze włókna.Ta zdumiewająca wierność odnosiła się także j do samych posągów.Wygląd i ustawienie tych figur z szarawego, podobnego do gipsu kamienia nie miało w sobie nic heroicznego czy majestatycznego.Stały w naturalnych pozach, setkami i tuzinami, tu i tam, bez ładu i składu.Przedstawiały wojowników i szlachtę, dziewczyny i młodzieńców, zgrzybiałych starców i stare baby, dorastające dzieci i niemowlęta.Najbardziej niepokojące było to, że kamienne rysy każdej postaci zastygły w grymasie bezgranicznego przerażenia.Niebawem Vardanes zdał sobie sprawę, że w sali rozchodzi się dziwny szmer, coś jakby wielogłosowy szept, jednak tak słaby, że nie zdołał rozróżnić słów.Ten dziwny chór zdawał się dobiegać z największego gąszczu posągów.W miarę jak Vardanes zbliżał się do środka sali, zaczynał rozróżniać poszczególne odgłosy, które składały się na ten dźwięk: ciche, rozdzierające łkania, słabe jęki rozpaczy, mamrotanie modlitw, ochrypły śmiech, monotonny potok przekleństw.Te odgłosy zdawały się wydobywać z wielu ust, ale Zamoranin nie dostrzegł nigdzie żywej duszy.Mimo że bacznie rozglądał się wokół, nie spostrzegł w sali nikogo; był sam na sam z tysiącami posągów.Pot wystąpił mu na czoło i skronie.Ogarnął go paniczny lęk.Z całego serca zapragnął znaleźć się o tysiąc staj od tej przeklętej świątyni, w której niewidzialne istoty jęczały, płakały, mamrotały i śmiały się niesamowitym śmiechem.Wtem ujrzał stojący na środku sali, górujący nad posągami złoty tron.Pożądliwym okiem złowił złoty błysk.Przecisnął się przez gąszcz posągów.Na wspaniałym tronie spoczywało coś… może pomarszczona mumia zmarłego przed wiekami króla? Piszczele rąk przyciskała do zapadniętej piersi.Od stóp do głów chude ciało spowijał zakurzony całun.Czaszkę okrywała maska z kutego złota przedstawiająca twarz kobiety o nieziemskiej urodzie.W oczach Vardanesa zapalił się chciwy błysk.Zamoranin zapomniał o lęku dostrzegłszy osadzony na czole złotej maski kamień — ogromny czarny szafir lśniący jak trzecie oko w jasnej twarzy.Klejnot niezwykłej urody, wart fortunę.Stojąc u stóp tronu Vardanes patrzył nań pożądliwie.Zamknięte oczy maski nadawały jej wyraz pogrążonej we śnie.Słodko i głęboko spała ta piękność o pełnych wargach.Ogromny, czarny szafir błyszczał kusząco… Zamoranin wyciągnął po niego rękę.Drżącymi palcami zerwał maskę.Ujrzał pod nią brązową, wyschniętą twarz o zapadniętych policzkach, sczerniałą i twardą jak stary rzemień.Zadrżał, widząc złowrogo wykrzywione wargi.Mumia otwarła oczy i spojrzała na niego.Z nieartykułowanym okrzykiem Vardanes zatoczył się w tył; maska wypadła mu z pozbawionych czucia palców i z trzaskiem uderzyła o marmur posadzki.Para nieruchomych oczu patrzyła na niego szyderczo.A potem otworzyło się trzecie oko…8Twarz GorgonyConan cicho jak wielki kot skradał się przez las posągów, zaglądając w pokryte warstwą kurzu, cieniste nawy.Słabe światło lśniło na ostrej klindze wielkiego miecza, który dzierżył w dłoni.Nieustannie zerkał na boki, czując niepokojące mrowienie u nasady karku.To miejsce cuchnęło śmiercią; w powietrzu wisiał opar strachu.Dlaczego dał się namówić Enoshowi na tę szaleńczą eskapadę? Nie był przecież zbawcą, wybawicielem ze starej przepowiedni ani świętym mężem zesłanym przez bogów, aby uwolnić Akhlat od nieśmiertelnego demona.Kierowała nim jedynie chęć zemsty.Jednak mądry, stary szejk mówił tak dużo, że swoją wymową zdołał przekonać Conana, by podjął się tego ryzykownego zadania.Enosh użył dwóch argumentów, które przekonały nieufnego barbarzyńcę.Jednym z nich było to, że znalazłszy się w dolinie, Conan stał się więźniem bogini i nie będzie mógł ruszyć dalej, dopóki jej nie zabije.Drugim był fakt, że zamorańskiego zdrajcę więziono w podziemiach Czarnej Świątyni i niebawem czekał go nędzny koniec, jaki — o ile nie uda się temu jakoś zaradzić — spotka wszystkich mieszkańców doliny.Tak więc Conan dostał się do świątyni sekretnym przejściem, które pokazał mu Enosh.Wszedł drzwiami ukrytymi w ścianie tej rozległej, mrocznej sali — w czasie, gdy Vardanes miał stanąć przed boginią.Podobnie jak Zamoranin Conan także zauważył niespotykany realizm szarych posągów, ale w przeciwieństwie do Vardanesa, znał rozwiązanie tej zagadki.Odwrócił oczy od kamiennych twarzy i ich przerażenia.On również słyszał żałosne płacze i jęki.Gdy zbliżał się do środka ogromnej sali, łkania stały się głośniejsze.Zobaczył złoty tron i spoczywającą na nim mumię.Cicho zaszedł z boku.Jeden z mijanych posągów odezwał się do niego i barbarzyńca o mało nie wrzasnął ze zdumienia.Zimny dreszcz przeleciał mu po plecach i pot wystąpił na czoło.Zrozumiał skąd rozchodziły się żałosne dźwięki i wstrząsnął się z odrazy.Ludzie stojący bliżej tronu nie byli całkiem martwi.Aż do szyi obrócili się w kamień, ale ich głowy żyły własnym życiem.Spoglądali na Cymeryjczyka z rozpaczą, błagając, aby zatopił miecz w ich jeszcze nie skamieniałych czaszkach.Nagle Conan usłyszał przeraźliwy krzyk.Głos był mu znany, należał do Vardanesa.Czyżby bogini zabiła Zamoranina, zanim barbarzyńca zdążył wywrzeć na nim swą zemstę? Conan skoczył naprzód.Ujrzał okropny widok.Vardanes stał przed tronem wybałuszając oczy i bełkocząc coś bez związku.Conan usłyszał zgrzyt kamienia i spojrzał w dół.Zdrajca stał jak przymurowany do posadzki, a jego stopy wolno przybierały szarawą barwę.Na oczach zdumionego Cymeryjczyka żywe ciało bladło i szarzało [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates