[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— No, cóż zobaczymy jak te dwanaście lat nieróbstwa wpłynęło na sprawność barbarzyńcy.ROZDZIAŁ SZÓSTY— Nie mogę odmówić temu człowiekowi, Conanie — rzekł zakłopotany Hrodwig — mówi, że spaliłeś jego dwór i wybiłeś rodzinę.Ustawy Vanirów dają mu prawo do wróżdy kimkolwiek by nie był krzywdziciel.Przykro mi Conanie, ale musisz stawić mu czoła.Cimmeryjczyk wzruszył ramionami.— Powtarzam ci, że nigdy nie widziałem tego człowieka.Być może jednak kiedyś go skrzywdziłem.Tyle wędrowałem po świecie.Ale czuję, władco Vanirów, że tu kryje się jakaś zdrada.Któż mógł odnaleźć mnie w Vanaheimie?Hrodwig westchnął.— Wiem, Conanie.I mnie wydaje się to dziwne i niepokojące.Najchętniej wziąłbym go na spytki, ale wierz mi nie mogę tego uczynić.Musisz z nim walczyć.— Nie zabiłem człowieka od dwunastu lat — rzekł Conan patrząc gdzieś ponad głową króla.— Najwyższy czas abyś się znów przyzwyczaił — odparł szorstko Hrodwig.Conan wstał.Skrzywił wargi w okrutnym uśmiechu.— Dobrze.Kiedy i gdzie?— Dziś wieczór — zadecydował król — to miała być uczta pożegnalna.Będziecie się potykać w halli na oczach moich wojów.Rzekłem.Po chwili podszedł do Conana i położył mu dłonie na ramionach.— Postaraj się, Cimmeryjczyku — poprosił — nie chciałbym abyś stracił życie właśnie teraz.— Jeszcze nie wybiła moja godzina — odparł Conan.— Też tak myślę, ale pilnuj się.Ten człowiek wygląda na kogoś, kto umie trzymać miecz w ręku.Halla króla Hrodwiga pełna była ucztujących wojów.Siedzieli przy czterech, długich dębowych stołach, a pośrodku tak aby każdy mógł dobrze widzieć przygotowano arenę.Podłogę posypano piaskiem i rozrzucono słomę, aby walczący nie poślizgnęli się na rozlanym piwie.Conan i jego przeciwnik stanęli przed obliczem władcy.— Chcę wiedzieć — rzekł donośnym głosem Hrodwig — czy twoja wola jest nieodwołalna? — zwrócił się do wroga Cimmeryjczyka — zapłacę każdą sumę, jeżeli tylko poniechasz wróżdy.— O nie, królu — warknął Conan nim jego przeciwnik zdołał odpowiedzieć — honoru nie da się kupić za złoto.Ten śmieć mnie obraził, a więc da głowę przed tobą i twą dzielną drużyną.— Tak! Tak jest! Dobrze gada! — rozbrzmiały głosy podpitych i chciwych widowiska wojów króla Hrodwiga.Władca rozłożył dłonie.— Skoro nie doszło do ugody, a doszło do zniewag, to i ja nic nie poradzę.A więc zaczynajcie i niech Thor sprzyja lepszemu!Conan uważnie przyglądał się przeciwnikowi.Był on niższy co najmniej o głowę, ale za to szeroki w barach, a jego nogi i ręce przypominały sękate konary.Cimmeryjczyk wiedział, że nie będzie miał lekkiej przeprawy z tym człowiekiem zwłaszcza, że poznał po jego ruchach i po sposobie trzymania oręża, iż jest to ktoś, kto ma na co dzień do czynienia z walką.— Chodź, kochaniutki — poprosił przybysz strasznie kalecząc język Vanirów — no chodź, chodź poznasz jak smakuje ostrze Elkostasa Pytona.Conan milcząc okręcał się wokół własnej osi, tak aby być zawsze twarzą zwróconym w stronę wroga.Na razie czekał.Wiedział, że pojedynek dwóch równych sobie graczy jest często walką cierpliwości.Ale Elkostas też nie był pochopny.Krążył wokół Conana jak drapieżnik osaczający zdobycz, a na jego twarzy wciąż gościł radosny i triumfalny uśmiech.— No co jest, tańczą czy się biją? — krzyknął pijanym głosem któryś z wojów Hrodwiga.I wtedy, gdy tylko zdołały przebrzmieć te słowa Elkostas zaatakował.Jego wypad był tak szybki, iż Conan z najwyższym tylko trudem zdołał odskoczyć.Ale ostrze zawadziło o jego lewe ramię i drasnęło lekko.— Puściłem ci trochę posoki, co? — spytał szczerząc zęby Elkostas — nie takiś znowu dobry jak mówią, Cimmeryjczyku.Hrodwig z niepokojem przyglądał się tej walce.— Na Thora, on jest całkiem zręczny.Może lepszy od Conana — szepnął.Ymisferd dosłyszał te słowa i pokręcił głową.— Nie, mój panie — rzekł — zobaczysz.Zginie zaraz.Ale jak dotychczas nic na to nie wskazywało.Elkostas krążył wokół Conana, a jego miecz śmigał co chwila jak srebrna błyskawica.Cimmeryjczyk nie dał się już jednak zaskoczyć.Zręcznie parował tarczą uderzenia, ale sam jeszcze nie zadał ciosu.Walka przedłużała się.Woje Hrodwiga milczeli i tylko w zdumieniu popatrywali po sobie.Elkostas wciąż zadawał ciosy, wciąż próbował sztychów, krążył, skakał, zmieniał nagle pozycje, markował uderzenia, ale nic mu to nie dawało.Tarcza Cimmeryjczyka wciąż uparcie wychodziła naprzeciw jego ostrzu, a on sam stał spokojnie prawie bez ruchu, jak skała.— Walcz psie! — wydyszał Elkostas.Conan skrzywił wargi w lekkim uśmiechu i od niechcenia sparował uderzenie i sztych.Walka trwała.Coraz dłużej i dłużej.Ruchy stygijskiego gladiatora nie były już tak szybkie.Z piersi co chwila dobywał się chrapliwy oddech.Grube krople potu pokryły jego czoło.I nagle Ymirsferd wybuchnął śmiechem.Woje Hrodwiga przez chwilę patrzyli na niego w milczeniu, aż po chwili jeden, drugi i trzeci zawtórowali mu.Niedługo cała halla ryczała ze śmiechu.Kilku przewróciło się pod stoły i trzymało za brzuchy nie mogąc opanować dławiącej ich radości z tak udanego widowiska.— Kończ już, Conanie — zawołał śmiejąc się na równi z innymi władca.Cimmeryjczyk skinął głową.Szybkim ruchem, wręcz niezauważalnym dla oka odrzucił tarczę i pochwycił nadgarstek prawej ręki Elkostasa.Trzask łamanej kości oraz ryk bólu, który wydarł się z gardła gladiatora, zabrzmiały prawie jednocześnie.Miecz wypadł ze zgruchotanej dłoni Pytona i z hukiem uderzył o podłogę.Conan pchnął przeciwnika w pierś, lekko i jakby od niechcenia, a ten zwalił się na plecy jak kukła.— Ot i wszystko — rzekł Cimmeryjczyk, a w jego głosie nie było nawet cienia zmęczenia — możesz go teraz przesłuchać, królu.Usiadł na ławie i wypił jednym tchem dzban piwa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates