[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Może wreszcie pozwoli mi robić co trzeba! Clarissa parsknęła śmiechem.- Od dziś Jane będzie się dopraszać o twoje usługi, Par-son! A teraz prosimy o kostium Iris.Nie mogę się doczekać chwili, gdy Jane włoży tę kreację!Pokojówka pospieszyła po suknię i stroik na głowę do sypialni Jane.Clarissa podniosła się z szezlonga i podeszła do ławeczki, na której siedziała jej przyrodnia siostra.Uśmiechnięta Jane przesunęła się, robiąc miejsce dla Rissy.Przez dłuższą chwilę siedziały w milczeniu, obejmując się nawzajem w talii.Clarissa oparła główkę na ramieniu siostry.Obie przyglądały się swemu odbiciu w lustrze: był to naprawdę uroczy obrazek.W końcu Rissa uściskała Jane z całej siły i szepnęła jej:- Musimy cię koniecznie sportretować w tym uczesaniu, żeby wnuki lorda Quentina.- uścisnęła ją jeszcze raz -.i twoje mogły się zachwycać, jaka piękna była w młodości ich babunia!Jane napotkała w lustrze błyszczące oczy Rissy i uśmiechnęła się w zadumie.- Może jestem niemądra, ale mam jakieś dziwne przeczucie, że dziś zdobędę serce mojego pięknego lorda.- Z pewnością je zdobędziesz! - oświadczyła Rissa.- Wszystkiego można dokonać, jeśli ma się dość wiary w siebie.Zawsze ci to mówiłam, może nie?- Racja.Ale mój oporny język nie dał się jakoś przekonać.- Jane westchnęła.- Och, Risso! Co ja powiem Quen-tinowi, jeśli mnie zauważy i wyrazi swój podziw? Wiesz, jak głupieję i jak się jąkam w jego obecności!Clarissa kichnęła, a potem prychnęła z lekceważeniem.- Wielkie rzeczy! Nie musisz nic mówić.Stój spokojnie, trzymaj głowę wysoko i przyjmuj wszystkie komplementy jak należną ci daninę.- Przecież w końcu będę musiała coś powiedzieć!Jej przyrodnia siostra wytarła nos.- No.chyba tak.Ale pozwól mu się najpierw wygadać.Niech wylicza wszystkie twoje zalety! Wtedy trzepniesz go lekko wachlarzem po ramieniu i skromnie zaprotestujesz.O, coś takiego: „Zbyt pan dla mnie łaskaw, milordzie.” albo „Spalę się ze wstydu, jeśli pan nie przestanie.”Jane rozważała przez chwilę te instrukcje, po czym skinęła głową.Chyba zdobędzie się na tych kilka słów i uderzenie wachlarzem.jeśli jej całkiem nie zamuruje, co - niestety - było całkiem możliwe.Jakby czytając w myślach Jane, Clarissa uspokoiła ją:- Z pewnością doskonale sobie poradzisz! Jestem tego pewna.Ale gdybyś była zbyt zdenerwowana i potrzebowała chwili na zebranie myśli, zacznij się wachlować, jakby ci się nagle zrobiło gorąco, i poproś lorda Quentina, by ci przyniósł szklaneczkę ponczu.- A jeśli nadal będę w paskudnym stanie, kiedy wróci? - spytała Jane w pełni świadoma, jaki paraliżujący efekt wywiera na nią bliskość idola.- Wtedy łyknij sobie ponczu i powiedz sobie: „Nie jestem wcale tą nieśmiałą, kryjącą się po kątach Jane Went-worth, tylko mężną i olśniewającą Iris, boginią tęczy!” Przecież Iris.- Dalsze słowa Clarissy zagłuszył przeraźliwy wrzask, po którym nastąpiły gniewne okrzyki: - Podle kocisko! Wstrętne, paskudne kocisko!- Drapcio! - jęknęła Jane i obie z Clarissą wybiegły z sypialni.Drapcio był chudym, czarnym kotkiem, którego kucharka z sąsiedztwa wyrzuciła przed miesiącem na ulicę, nazywając go „czarcim nasieniem” i „cholernym, szkod-nym drapundrem”.Jane w obawie, że zwierzątko zginie z głodu lub pod kołami przejeżdżających powozów, bez namysłu przygarnęła kota.Choć okazał się rzeczywiście tak „szkodny”, jak twierdziła kucharka, Jane natychmiast go pokochała i odtąd prawie się nie rozstawali.Kiedy jednak zobaczyła, co zbroił tym razem, omal nie pożałowała swego miłosiernego czynu.Jej maskaradowy kostium został nieodwracalnie zniszczony.Jedwabna suknia w kolorze odświeżonego deszczem nieba, ozdobiona mnóstwem sztucznych brylancików, przypominających kropelki wody, leżała na podłodze koło kominka, straszliwie wymięta, ze stanikiem poszarpanym na strzępy przez długie kocie pazurki.- Och, Drapciu! Jak mogłeś?! - jęknęła Jane, biegnąc w tym kierunku, gdzie kot i panna Parson wydzierali sobie nawzajem nakrycie głowy boskiej Iris.Pokojówka zdobyła na przeciwniku iskrzący się od klejnotów tęczowy diadem, Drapcio zaś szukał schronienia pod łóżkiem, unosząc dwie trzecie welonu we wszystkich kolorach tęczy, który spływał z owego diademu na dobre sześć stóp.Mamrocząc złowieszcze pogróżki pod adresem kota, panna Parson opadła na kolana, schwyciła Drapcia za kark i wyciągnęła go spod łóżka.Z puchatym wandalem w jednej ręce, a resztkami diademu i welonu w drugiej pokojówka podniosła się i wykrzyknęła:- Może panienka wreszcie mnie posłucha i pozbędzie się tej.tej.- potrząsnęła Drapciem z całej siły - zarazy?!Przerażony kociak miauknął żałośnie.Chude łapki młóciły powietrze w daremnej próbie ucieczki.Na widok kociej trwogi serce Jane stopniało, a gniew wyparował.Odebrała Drapcia pokojówce, opiekuńczym gestem przytuliła kocię do piersi i głaszcząc drżące ciałko, odpowiedziała:- Nie powinnaś się gniewać na biednego Drapcia, Par-son, bo to nie jego wina.Naprawdę!- Czyżby? - Pokojówka wzięła się pod boki i obrzuciła swoją panią ironicznym spojrzeniem.- A kto według panienki zawinił, jeśli nie biedny Drapcio?- Ja sama.Bezmyślnością i niedbalstwem.Zostawiłam kostium na łóżku, choć dobrze wiem, że Drapcio atakuje wszystko, co się błyszczy i migocze.Powinnam była schować strój z powrotem do szafy, kiedy się już nim nacieszyłam.Panna Parson wydała pomruk zniecierpliwienia.- Ładne czasy nastały, kiedy cały dom musi się liczyć z fanaberiami podłego kota!- Drapcio nie jest podłym kotem! A roztropne zapobieganie ewentualnemu złu to nie grzeszne pobłażanie! - odcięła się Jane.Miała już wprawę w podobnych utarczkach słownych z pokojówką.- W gruncie rzeczy nie proszę o żadne specjalne względy dla Drapcia.Musimy tylko postępować jak osoby, które chowają niebezpieczne przedmioty poza zasięgiem ciekawskich rączek, jeśli w domu są małe dzieci.- No, dobrze.Ale małym dzieciom daje się w skórę, jeśli się dobiorą do tych przedmiotów! - odparowała pokojówka.- Temu zwierzakowi też by się to przydało!Jane jeszcze mocniej przytuliła kotka.- Nie ma mowy! W żadnym wypadku nie uderzę Drap-cia, podobnie jak nie pozwoliłabym bić moich dzieci, choćby nie wiem co zbroiły! Ja.- Włożysz po prostu mój kostium - przerwała im Rissa.Jane oderwała wzrok od panny Parson i spojrzała tępo na przyrodnią siostrę.- O czym ty mówisz?Rissa podniosła zniszczoną szatę Iris.- Musisz ubrać się w mój balowy kostium.Ten się nadaje tylko do wyrzucenia.A, prawda.bal.Jane całkiem o nim zapomniała, walcząc w obronie swego ulubieńca.- Powinien nieźle pasować - mówiła dalej Rissa, mierząc siostrę badawczym spojrzeniem.- Jesteśmy tego samego wzrostu, a w tym kolorze będzie ci chyba do twarzy.Jane odniosła się sceptycznie do słów siostry.- Kolor i długość może i będą odpowiednie, ale.- spuściła nieco oczy rzucając wymowne spojrzenie na pokaźny biust Rissy - nasze figury wcale nie są do siebie podobne!Clarissa wzruszyła ramionami.- Trzeba będzie dokonać kilku niezbędnych poprawek, i tyle [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates