[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Śmieć,oczywiście.Żadnego stylu.Prawdziwy portowy szczur, ale szczurjestzawsze szczurem i trzeba go mieć na oku.Pięć minut później natknął sięna czynną przez całą noc kawiarnię.Wszedł, rozmienił przy barzestufrankowy banknot i zajął stojącą w kącie sali budkę telefoniczną;.Nakręcił numer telefonu w Londynie.Powiedział cicho do magnetofonu z drugiej strony przewodu:Panie Smith; tu Jago.- Dwukrotnie powtórzyłnumer telefonu, zktóragadżwonił, odłożył słuchawkę i zapalił papierosa.Zawsze działali w ten sam sposób.Smith miałautomatycznąsekretarki ,,~i najprawdopodobniej również urządzenie informujące, że jest dla niegwiadomość: Dzięki temu telefonował zawsze on.Zadziwiająco prost' 'ednocześnie nie dawał najmniejszej możliwości wytropienisystem, k orygo.Niezawodny.Telefon zadzwonił i Jago podniósł słuchawkę.- Tu Jago.- Smith przy telefonie.- Głos był jak zwykle stłumiony i zni~-~ r.~kształcony.- Jak się pan miewa?- Doskonale.t ~-.Były jakieś problemy?- Żadnych.Wszystko normalnie.Przesyłka opuszcza Vigny Juty ~;o pierwszej.-=- Doskonale.Nasi przyjaciele odbiorą ją jak zawsze.A więcpieniądze powinny być w ciągu tygodnia.30- Dobrze.- Ostatniego dnia tego miesiąca na pański rachunek zostanieprzelana taka sama suma jak zwykle plus dziesięć procent.- To miło z pańskiej strony.- Pracownik wart jest swej zapłaty.-- A wszystko to stara, dobra, brytyjska bzdura -roześmiał sięJago.-- Właśnie.Będę z panem w kontakcie.Jago odłożył słuchawkę i wrócił do baru, przy którym wypił szybkokieliszek koniaku.Gdy wyszedł na ulic,, wciąż jeszcze padało, aleniezwracał na to uwagi.Czuł się doskonale i znowu zaczął pogwizdywaćidąc po nierównym chodniku.Jednak następnego popołudnia pogoda w Vigny nie była dobra.Niskie chmury, deszcz i zalegająca nisko nad ziemią mgła ograniczyływidoczność do czterystu jardów.Lotnisko było niewielkie.Znajdowałysię tam jedynie wieża kontrolna i dwa hangary.Valentin i Agnćssiedzieli w jej Citroenie zaparkowanym na skraju pasa startowegoi widzieli, jak zajechał karawan i jak wstawiono trumnę doniewielkiegosamolotu typu Cessna.Karawan odjechał, a pilot zniknął we wnętrzuwieży kontrolnej.- Nie wygląda to dobrze - stwierdziła Agnes.,-- Wiem.Może potrwać cały dąień --- odparłValentin.-~- Pójdęsprawdzić, co się dzieje.Zarzucił nut ~am;ona płaszczprzeciwdeszczowyi przeszedł przez lotnisko do głównego hangaru.Znalazł w nimsamotnegomechanika w zaplamionym, niegdyś białym kombinezonie, prac4jącegoprzy samolocie Piper Comanahe.- Papierosa? -- Valendn pomstował go Gauloise'em.-- Mójangielski kuzyn oczekuje dziś po południu ciała swego syna.Prosił,żebym wszystkiego dopilnował.Widziałem, że karawan przyjechał,Chodzimi o to, czy lot się odbędzie, czy nie?Chwilowe opóźnienie -.odpowiedział mechanik.- Nie mażadnych problemów ze startem, nle z tamtej strony jest niezbytdobrze.Kapitan mi powiedział, że spod~ewa się dostać pozwolenie na startokoło czwartej.- Dziękuję - Valentin wyjął z kieszeni wypełnioną do połowybutelkę whisky.-.- Proszę się poczęstować.Czy nie miałby pan nicprzeciwko temu, żebym, skorzystał z telefonu?31,nMechanik z zapałem pociągnął z butelki i wytarł usta wierzchem v.dłoni.- Bardzo proszę.To nie ja płacę rachunki.Valentin wyjął skrawek papieru i nakręcił numer.Była to xnw Kent.Zdawał sobie sprawę, że to na południe od Londynu, ale natylce;,;,kończył się jego zasób wiadomości o tajemniczych Braciach Hartley.Głos z drugiej strony zapytał po prostu: - Tak? r'`Valentin odparł złą angielszczyzną: - Bracia Hartley? Tu Vigny.Głos z Anglii zabrzmiał ostro.- Są jakieś kłopoty?- Tak; pogoda, ale spodziewają się wystartować o czwartej.- Dobrze.Proszę zadzwonić ponownie i potwierdzić.~ `,Valentin skinął głową mechanikowi.- Niech pan zatrzyma whisky.Jeszcze tu wrócę.Wrócił do siedzącej w Citroenie Agnes.- To jest to.Mamy wolnedo czwartej.Zobaczymy, jaka jest ta kawiarnia przy szosie.Mężczyzna, który rozmawiał z Valentinem, odwiesiłsłuchawkę i złożyłręce, pochylając się w modlitewnym geście w stronę siedzącej przednim'zapłakanej kobiety.Miał około sześćdziesięciu lat, lekko łysiał, nosiłpince-nez w złotej oprawie i ubrany był w csarną marynarkę i krawat,białą koszulę i nienagannie zaprasowane sztuczkowe spodnie.Złoteliteryna stojącej iia biurku tabliczce głosiły: Asa Bind.- Pani Davies.Mogę panią zapewnić, że tu w Deepdene mąż patd'zóstanie potraktowany z najwięłtszą troskliwością.Jeżeli pani sob~życzy; jego prochy mogą zostać rozsiane po naszym Ogrodzie Więczneg~Spoczynku.;.Tego pochmurnego listopadowego popołudnia pokój był pogrążony;;vir półmroku, ale boazerie z ciemnego dębu i stojące w kącie kwiata,podobnie jak jego dobrotliwy głos przypominający nieco sposóbmówienil~,lrpastora, działały uspokajająco.=- To byłohy w~anałe.- Tylko jeszcze parę formalności - poklepał ją po ręce.- Patyformularay do wypełnienia.Takie są, niestety, przepisy.Praycisnął guzik dzwonka na biurku, usiadł, wyjąłchusteczkę i zacprzecierać binokle.Potem znowu wstał i popatrzyłprzez okno hitnienagannie utrżymany ogród.Widok ten zawsze sprawiał muprzyjetri-ność.Nieile jak na chłopaka spłodzonego na kocią łapę w najgorsz~ł~slumsach Liverpoolu, w dzielnicy, która mogła przysposobić gojedyeuąY32do przestępczego życia.W wieku dwudziestu czterech lat miał jużosiemnaście wyroków.Za wszystko - od drobnej kradzieży po - choćteraz wolał o tym nie pamiętać - męską prostytucję.I to ona właśniedała mu życiową szansę - związek ze starzejącym się przedsiębiorcąpogrzebowym Henrym Brownem, który prowadziłwłasną, cieszącą sięwieloletnią renomą firmę w Manchesterze.Brown wziął młodego Asę, który wtedy nazywał się zupełnie inaczej, dosiebie i wychował go pod każdym względem.Asa od razu pokochał tenpogrzebowy interes.Pociągało go to jak magnes i wkrótce stał sięekspertemw każdej dziedzinie, włącznie z balsamowaniem zwłok.Wkrótce potemstary pan Henry zmarł, pozostawiając jedynie panią Brown, która niemiaławłasnego syna i nie widziała świata poza Asą.Popełniła jednak pewienbłąd.Poinformowała Asę, że uczyniła go swoim jedynym spadkobiercą i ów błądpociągnął za sobą jej przedwczesny zgon spowodowany zapaleniem płuc.Trochę dopomógł jej w tym Asa, który niefortunnym zbiegiemokolicznościpewnej grudniowej nocy, po uprzednim ściągnięciu z niej kołdry,zostawiłw jej pokoju szeroko otwarte okno.Legat zapisany przez paniąBrownumożliwił mu przeniesienie się do Deepdene i pomógłzorganizovyaćwłasneprzedsiębiorstwo, które założył wosiemnastowiecznym dworze.OgródWiecznego Spoczynku miał własne urządzenia kremacyjne.Lepiej niemożna było się urządzić nawet w Kalifornii i jego związki ztajemniczy~npanem Smithem w niczym mu nie szkodziły.Drzwi otworzyły się i wszedł przystojny, czarnoskóry nnłody mężczyzna.Był wysoki, muskularny i w dobrze skrojonej liberii szoferawyglądałświetnie.- Pan dzwonił, panie Bird?- Tak, Albercie.Przesyłka z Francji będzie później, niż przypusz-czaliśmy.- To przykre, panie Bird.- Och, sądzę, że damy sobie radę.Czy samochód jest przygotowany?- W.tylnym garażu, sir.- Doskonale
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates