[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— A co z relikwiarzem? — drążyłem.— Powiedział ci, co się z nim stało?— Powiedział tylko, że musiał dokonać jakiejś wymiany.— Shatters podniósł się na ręce i kolana.Ramiona mu drżały, ale z każdą chwilą odzyskiwał siły.— Zabrzmiało to tak, jakby sprawa wyszła niespodziewanie.— I załatwił ją moim relikwiarzem?Shatters przytaknął.Athel, ty przeklęty sukinsynu.— Na co go zamienił?— Do cholery, a skąd mam to wiedzieć? — W głosie Shattersa znów pojawiła się wściekłość.— Niech cię szlag, ty mały gnoju — parsknął, podnosząc na mnie wzrok.— Wiesz, co ci za to zrobią moi bracia?Przytknąłem mu do policzka jego własny sztylet.Zamarł, wpatrując się w stal.Klinga była tak ostra, że pojawiła się na niej strużka krwi, choć nawet nie próbowałem wywierać nacisku.— Niech ci nawet nie przychodzi do głowy, żeby zamieniać to w prywatne porachunki — ostrzegłem go.— Próbowałeś oskubać mnie do czysta, a ja złapałem cię za rękę.Interesy to interesy, nic więcej.Sprawa zamknięta.— Opuściłem sztylet, pozwalając, by na chwilę zawisnął przy jego szyi.— A jeśli mimo wszystko wmieszasz w tę sprawę swoich bratnich Katuszników, sprawisz przykrość nie tylko mnie: Nicco też nie będzie zadowolony.Jestem pewien, że jego nie chciałbyś zdenerwować.Shatters zbladł na dźwięk imienia mojego mocodawcy.Nicodemus Alludrus słynął z porywczości, dotkliwej szczególnie wówczas, gdy ktoś próbował nabić go w butelkę.Oszukiwanie mnie nie było równoznaczne z oszukiwaniem Nicco, ale bywały sytuacje, gdy granica dzieląca nasze osobiste interesy zaczynała się rozmywać.Choć nie była to jedna z nich, nie zamierzałem informować o tym Shattersa.— Rozumiemy się? — zapytałem.Shatters kiwnął głową najdelikatniej jak umiał, czując obecność ostrza przy swojej szyi.— Świetnie.— Cofnąłem sztylet i odwróciłem się, zostawiając Shattersa na podłodze.Podczas gdy on zbierał się do kupy, ja podszedłem do Athela.Jeśli miałem jeszcze jakiekolwiek wątpliwości, czy słusznie postąpiłem, traktując Shattersa w tak brutalny sposób, to pierzchły one na widok miazgi do niedawna będącej Roześmianą Gębą.Tym razem Katusznik i jego ludzie nie ograniczyli się wyłącznie do rąk i nóg przemytnika — znalezienie choćby skrawka ciała, który nie byłby rozerwany, pocięty czy okaleczony w taki lub inny sposób, graniczyło niemalże z cudem.Bolało od samego patrzenia, a na domiar złego Athel był przytomny… i spoglądał w moją stronę.Przełknąłem żółć, ale nie ze względu na Athela.Po prostu nie chciałem dawać satysfakcji Shattersowi.Odetchnąwszy głęboko, przeciągnąłem dłonią po wąsie i bródce, po czym przestąpiłem nad beczką.Athel oddychał nierówno i chrapliwie.Jedno oko miał zapuchnięte, ale drugim wodził za mną, gdy zmierzałem w jego stronę.Spodziewałem się, że ujrzę w nim blask nienawiści, gniewu bądź szaleństwa; wszystko, lecz nie to, co ujrzałem — spokój.I to nie ów fałszywy rodzaj wyciszenia, który pojawia się po olbrzymim szoku, i nie bierność skrajnego wyczerpania, lecz milczącą, opanowaną swobodę.Czułem, jak przechodzą mnie ciarki.Gdy nasz wzrok się spotkał, zrozumiałem, że Athel Roześmiana Gęba jest już właściwie martwy.Nie dało się zrobić nic więcej, by zmusić go do gadania, a on przed śmiercią nie zamierzał niczego nam wyjawić.Fakt, że wymsknęło mu się imię Ioclaudia, był prawdopodobnie dziełem przypadku lub czymś w rodzaju podarunku, lecz Athel nie zamierzał dopuścić, by sytuacja się powtórzyła — tyle potrafiłem wyczytać z jego oczu.Przyklęknąłem, starając się nie zamoczyć kolan we krwi rozlanej na podłodze.Poruszył niespiesznie sprawną powieką, a ja dopiero po chwili zrozumiałem, że puszcza do mnie oko.Sięgając po broń, zorientowałem się, że wciąż ściskam w dłoni sztylet Shattersa.Athel podążył za moim wzrokiem, po czym przeniósł spojrzenie pojedynczego oka z powrotem na moją twarz.Gęba mu się śmiała, gdy podrzynałem mu gardło.Shatters i jego chłoptasie czekali kilka kroków od beczki.Jeden z pomocników przyniósł wiadro świeżej wody.Shatters pozbył się poplamionej wymiocinami koszuli i odsłonił tors, będący połączeniem gruzłowatych mięśni i starych blizn.Po głowie i piersi Katusznika ściekała woda.— To było głupie — stwierdził, strzelając palcami.W milczeniu położyłem dłoń na czernionym koszu rapiera i obróciłem go, żeby odbił światło.Zwykły popis brawury — nie poradziłbym sobie z całą trójką.Przy odrobinie szczęścia broniłbym się wystarczająco długo, by zawołać Degana.Shatters zauważył mój ruch i się uśmiechnął.— Co jest, puszczają ci nerwy? I słusznie, ale nie chodziło mi o moją kąpiel.— Wskazał ręką ciemność za moimi plecami.— Miałem na myśli tamto ścierwo.Nie trzeba go było dobijać, wyciągnąłbym z niego więcej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates