[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wie pani, żona jest nerwowa, kapryśna, nie można jej zbyt surowo osądzać.Maszunia milczała.– Jeżeli pani czuje się dotknięta – ciągnął Nikołaj Sergieicz – proszę bardzo, jestem gotów panią przeprosić.Przepraszam.4Maszunia nie odpowiedziała, tylko jeszcze niżej schyliła się nad walizką.Ten mizerny, nieśmiały człowiek nic w domu nie znaczył.Nawet służący odnosili się do niego jak do żałosnego darmozjada i osoby nikomu niepotrzebnej; jego przeprosiny też nic nie znaczyły.– Hmm.Milczy pani? Nie wystarczy to pani? No to przepraszam zamiast żony.Wimieniu żony.Postąpiła nietaktownie, przyznaję to jako szlachcic.Nikołaj Sergieicz przeszedł się po pokoju, westchnął i mówił dalej:– Wygląda na to, że chce pani, żebym jeszcze bardziej się męczył.Chce pani, żeby mnie sumienie ruszyło.– Wiem, Nikołaju Sergieiczu, że to nie pańska wina – powiedziała Maszunia, patrząc mu prosto w twarz swymi dużymi, zapłakanymi oczami.– Więc po co ma się pan zamartwiać?– To prawda.Ale wszystko jedno.niech pani zostanie.Proszę panią.Maszunia pokręciła przecząco głową.Nikołaj Sergieicz zatrzymał się koło okna i zabębniłpo szybie.– Dla mnie takie nieporozumienia – prawdziwa męka – powiedział.– Mam przed panią na kolana paść czy jak? Pani duma została urażona, więc pani się popłakała i teraz odchodzi, ale ja też mam dumę, a pani ją nie szczędzi.Może chce pani, żebym wyznał to, o czym i na spowiedzi nie powiem? Chce pani? Proszę mnie posłuchać, chce pani, żebym przyznał się do tego, do czego nawet na łożu śmierci się nie przyznam?Maszunia milczała.– To ja wziąłem broszkę! – szybko powiedział Nikołaj Sergieicz.– Jest pani teraz zadowolona? Tak? No, wziąłem.Oczywiście, liczę na pani dyskrecję.Błagam panią, nikomu ani słowa, żadnej aluzji!Zdziwiona i przerażona Maszunia pakowała się dalej; chwytała rzeczy, gniotła je i wrzucała do walizki i kosza.Teraz, po szczerym wyznaniu Nikołaja Sergieicza, ani chwili nie mogła tu zostać i nie rozumiała, jak wcześniej wytrzymywała w tym domu.– Nie ma czemu się dziwić.– rzekł Nikołaj Sergieicz po chwili milczenia.– Zwyczajna historia! Potrzebuję pieniędzy, a ona.nie daje.Przecież i tego domu i reszty mój ojciec się dorobił, Mario Andriejewno! Przecież to wszystko moje! A ona przywłaszczyła sobie, zawładnęła wszystkim.Do sądu nie pójdę, zgodzi się pani ze mną.Bardzo panią proszę o wybaczenie i.i niech pani zostanie.Tout comprendre, tout donner.* Zostanie pani?– Nie! – powiedziała Maszunia zdecydowanie cała drżąc.– Niech pan mnie zostawi, błagam pana!– Jak pani sobie życzy – westchnął Nikołaj Sergieicz siadając na taboreciku obok walizki.– Przyznam, że podobają mi się tacy, co potrafią obrażać się, pogardzać i temu podobne.Wieki bym ot tak siedział i patrzył na pani twarz.Wygląda więc na to, że nie zostanie pani?Rozumiem.Inaczej i być nie mogło.No tak.Pani to dobrze, a co ja mam robić?! Nie ma wyjścia z tej ciemnicy.Mógłbym pojechać do któreś z naszych posiadłości, ale i tam wszędzie siedzą ci łajdacy żony.zarządcy, agronomowie, cholera by ich wzięła.Wszystko po stokroć zastawione.Ryby nie łowić, trawy nie deptać, drzew nie łamać.– Nikołaju Sergieiczu! – rozniósł się z bawialni głos Fedosii Wasylewny.– Agnieszka, zawołaj pana!– Więc nie zostanie pani? – zapytał Nikołaj Sergieicz szybko się podnosząc i idąc do drzwi.– Zostałaby pani, jak Boga kocham.Wpadałbym wieczorami do pani.pogadać.Co?Niech pani zostanie! Odejdzie pani i w całym domu ani jednej ludzkiej twarzy nie będzie.Przecież to okropne!Na bladej, zmizerowanej twarzy Nikołaja Sergieicza rysowało się błaganie, ale Maszunia pokręciła przecząco głową, machnął więc ręką i wyszedł.Pół godziny później była już w drodze.1886* Wszystko zrozumieć, wszystko wybaczyć ( fr.).5DARMOZJADYMieszczanin Michaił Zotow, staruszek koło siedemdziesiątki, niedołężny i samotny, obudził się z zimna i, jak to w jego wieku się zdarza, łamania w całym ciele.Świeczka przed świętym obrazem już zgasła i w pokoju było ciemno.Zotow podniósł zasłonę i wyjrzał przez okno.Gęste chmury na niebie zaczynały blednąć i powietrze robiło się przezroczyste –musiało więc być po czwartej, nie później.Zotow pochrząkał, pokaszlał i wstał kuląc się z zimna.Jak zwykle długo stał przed obrazem i modlił się.Odmówił "Ojcze nasz", "Matkę Boską", "Wierzę" i pomodlił się za spokój duszy wielu zmarłych.Kim byli ci zmarli, już od dawna nie pamiętał i modlił się wyłącznie z przyzwyczajenia.Tak samo z przyzwyczajenia pozamiatał pokój i przedsionek i nastawił pękaty samowar na czterech nogach z czerwonej miedzi.Bez tych codziennych czynności nie wiedziałby, czym wypełnić swoją starość.Nastawiony samowar rozgrzewał się powoli, aż nagle zadudnił drżącym basem.– O, zadudnił! – burknął Zotow.– A pocałuj ty mnie w nos!I tu przypomniał sobie, że śnił mu się tej nocy piec, a to oznacza zmartwienia i troski.Tylko sny i przepowiednie mogły pobudzić go jeszcze do myślenia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates