[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A do tego wewnętrzny spokój i pewność siebie, już wtedy, kiedy przybyła do Hallasholm jako niewolnica, schwytana przez Skandian podczas wyprawy do Araluenu.Od razu wpadła w oko Mikkelowi, jednemu z największych skandyjskich wojowników.Mikkel odkupił Karinę od człowieka, który ją przywiózł, i natychmiast zwrócił jej wolność.Właściciel Kariny szybko zauważył determinację w jego oczach i podwyższył cenę o jedną trzecią.Mikkel zapłacił bez mrugnięcia okiem.Nawet teraz, ponad dziesięć lat później, Karinę wciąż uważano za piękność, tylko w ciągu poprzedniego roku odrzuciła czterech zalotników.Popatrzyła zimno na syna, on zaś przestąpił niespokojnie z nogi na nogę.Domyślał się, że czymś ją uraził, ale nie miał zielonego pojęcia, co to mogło być.Prawdopodobnie to właśnie jego brak taktu przypieczętował los Thorna, niszcząc resztki współczucia, jakie być może nadal żywiła dla niego Karina.Pokazała kciukiem wiadro pełne lodowatej wody.– Polej – poleciła.Hal zawahał się, powiódł wzrokiem od Kariny do Thorna, a potem zatrzymał go na wiadrze.– Ale… co? – zapytał dla pewności.Karina oparła dłonie na biodrach.„Sześćdziesiąt parę, jasne”, pomyślała.– Wodą.Jego.Chluśnij mu… w twarz.Pochyliła się i odsunęła połę zniszczonego futra z twarzy Thorna, który znów usiłował ją odepchnąć.– Mamo… – zaprotestował słabo Hal.Owszem, Thorn był stary, brudny i zaniedbany, był cieniem człowieka, krążącym po wsi, stracił prawe ramię do łokcia.Jednocześnie był jednak potężnym mężczyzną znanym z krewkiego temperamentu.Może to niezbyt dobry pomysł, żeby drobna sześćdziesięcioletnia kobieta i dziesięcioletni chłopiec oblewali wodą kogoś takiego – a może przynajmniej powinni najpierw ustalić trasę ewentualnej ucieczki.Karina zaczęła postukiwać stopą o pokrytą śniegiem ziemię.Hal wiedział, że to zły znak.Znów pokazała mu wiadro.– Lej.Hal wzruszył ramionami i podniósł wiadro.– Teraz.I tak zrobił.Thorn od razu odzyskał przytomność i wydał z siebie przeraźliwy wrzask, łudząco podobny, zdaniem Hala, do ryku wściekłego morsa, którego słyszał latem – tyle że mors nie mógł dorównać Thornowi pod względem siły dźwięku.Thorn podniósł się z trudem do pozycji siedzącej, machając rękami dla odzyskania równowagi.Karina spostrzegła, że w wiadrze nadal jest sporo wody.– Teraz reszta – rozkazała.Hal posłusznie wylał zawartość wiadra na wrzeszczącego, wymachującego rękami mężczyznę.Kiedy ktoś ryczy jak ranny samiec morsa, to, rzecz jasna, jego usta są przy tym szeroko otwarte.W każdym razie usta Thorna były na pewno, kiedy Hal wylał na niego cztery litry wody.Kiedy woda dostała się do gardła, ryk przeszedł w odgłosy dławienia i desperackiego chwytania powietrza.Thorn kaszlał i pluł wodą, odsunąwszy się przy tym nieco, zapewne ze strachu przed kolejnym prysznicem.Jednakże wiadro było puste i po chwili Thorn zdał sobie sprawę, że niebezpieczeństwo minęło.Otworzył oczy, mętne i przekrwione, zmrużył je, porażony ostrym porannym światłem odbitym od śniegu.Wreszcie dojrzał stojące obok dwie drobne figurki.Hal nadal trzymał w ręku puste wiadro.Kiedy padło nań spojrzenie Thorna, usiłował schować je za plecami.– Oblałeś mnie wodą – powiedział Thorn oskarżycielsko.– Dlaczego?– Bo ja mu kazałam – odparła Karina.Ton jej głosu nie zachęcał do dalszych dyskusji.Thorn postanowił więc wywołać w niej współczucie i wydał z siebie żałosny jęk, który miał na celu poruszyć jej zimne serce:– Mogłem się utopić! Jestem przemoczony do suchej nitki.Pewnie przeziębiłem się i teraz umrę.Jak mogłaś być tak… okrutna?Serce Kariny okazało się jednak nieczułe.Była wściekła – niewypowiedzianie wściekła na Thorna, że doprowadził się do takiego stanu, zmienił się w cień samego siebie.– Wstawaj, Thorn! – zarządziła energicznie.Zamachał rękami, próbując znaleźć punkt oparcia w śliskim śniegu.– Polewać wodą biednego schorowanego człowieka – mruczał.– Jaka kobieta jest zdolna do czegoś takiego? Jak można być tak pozbawionym serca? Jestem chory.Znikąd pomocy.Teraz umrę na zapalenie płuc, przemoczony, na mrozie.Ale czy kogoś to obchodzi? Nie.Na pewno nie tę wiedźmę, przez którą o mało się nie utopiłem…– Jak na tonącego to strasznie dużo gadasz – wtrąciła Karina, po czym zwróciła się do Hala: – Pomóż mu wstać.Hal zbliżył się ostrożnie, nadal nie do końca pewien, czy przebywanie w pobliżu Thorna jest bezpieczne.Ale w końcu chwycił mężczyznę za lewą rękę, położył ją sobie na ramionach, ugiął kolana, by nabrać siły, i pomógł mu się podnieść.Gdy poczuł w nozdrzach mocny odór, odwrócił głowę.Próbował oddychać przez usta.– Łoa! – wykrzyknął, walcząc z mdłościami.– Mamo, on naprawdę cuchnie!Thorn stanął wreszcie, chwiejąc się niepewnie, i chwycił ramię chłopca, by nie stracić równowagi, przez co Hal znalazł się w samym środku mdlącego oparu, który tworzyło niemyte od ponad pół roku ciało.Odskoczył, lecz Thorn wczepił się w niego desperacko.Stali tak obaj, kołysząc się w przód i w tył i szukając oparcia dla stóp w śliskim śniegu.– Na nozdrza i pazury Gorloga, mamo! On śmierdzi! Naprawdę śmierdzi! Gorzej niż stary cap Skarlsona! -skarżył się Hal.Karina, choć wściekła, nie mogła powstrzymać uśmiechu.W konkurencji paskudnych odorów cap Skarlsona wydawał się nie do pobicia.Karina już miała pospieszyć im z pomocą, lecz po namyśle zmieniła zdanie.– Nie klnij – powiedziała z roztargnieniem.Gorlog był skandyjskim bogiem drugiej kategorii, podobnie jak Ullr Myśliwy i Loki Łgarz, lecz w odróżnieniu od nich nie posiadał żadnych szczególnych zdolności.Karina nie była pewna, czy przywoływanie jego nozdrzy i pazurów można uznać za przekleństwo, lecz wiedziała, że takie wyrażenia stanowczo nie powinny znaleźć się w słowniku dziesięciolatka.– Zaprowadź go do kuchni.Hal powoli powiódł mężczyznę krętą ścieżką prowadzącą do tylnych drzwi gospody.Z trudem wspięli się po trzech stopniach i weszli do środka.Znalazłszy się w ciepłym pomieszczeniu, Thorn uniósł głowę z wyrazem wdzięczności na twarzy.Hal pomógł mężczyźnie dojść do paleniska, na którym buzował ogień, i usadowić się na szerokim drewnianym krześle, po czym cofnął się pospiesznie.Ciepło panujące w kuchni z pewnością przypadło Thornowi do gustu, wywołało jednak dodatkowy skutek – zdwoiło moc otaczających go gęstych wyziewów.Karina, która weszła do kuchni tuż za nimi, pobladła i na chwilę odwróciła głowę w drugą stronę.Zaraz jednak zebrała w sobie siły i podeszła do żałosnej postaci skulonej na jej ulubionym krześle.– Możesz iść, Hal – powiedziała i chłopiec z ulgą czmychnął do części mieszkalnej, znajdującej się obok sali jadalnej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates