[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.–Pluszowy miś dla młodej kobiety pracującej nad doktoratem? – zdziwił się Haldane.–Mówiłam panu, że był staroświecki.Pisał wiersze i podpisywał się: „Tajemniczy wielbiciel”.Banalne, wiem, ale to działało na dwudziestosześcioletnią kobietę, która właściwie nigdy się nie całowała i spodziewała się zostać starą panną.On był pierwszym mężczyzną, przy którym poczułam się… doceniona.–Przełamał pani opory.–Cholera, zawrócił mi w głowie.W trakcie opowiadania tamte wyjątkowe chwile i uczucia powróciły, boleśnie silnei wyraźne.Wraz ze wspomnieniami napłynął smutek, żal za zmarnowaną szansą, niemal przytłaczające poczucie utraconej niewinności.–Później, kiedy się pobraliśmy, dowiedziałam się, że Dylan nie rezerwował swoichnamiętnych uczuć wyłącznie dla mnie.Och, nie chodziło o inne kobiety.Nie było innych kobiet.Ale on gonił za każdym pomysłem tak zażarcie, jak dawniej gonił za mną.Jego badania modyfkacji behawioralnej, fascynacja okultyzmem, miłość do szybkichsamochodów… wkładał w te zainteresowania tyle pasji i energii, ile dawniej wkładałw zaloty.Pamiętała, jak martwiła się o Dylana i o to jaki wpływ może wywrzeć na Melanie jego wymagająca osobowość.Zażądała rozwodu częściowo z powodu obawy, że Dylan zarazi Melanie swoim obsesyjno-kompulsywnym zachowaniem.–Na przykład zbudował skomplikowany japoński ogród za domem i poświęcał na29to każdą wolną chwilę przez wiele miesięcy.Z fanatyczną determinacją dążył do doskonałości.Każda roślina i kwiat, każdy kamień na każdej ścieżce musiał wyglądać idealnie.Każde drzewko bonsai musiało mieć tak wspaniałe proporcje i harmonijny, niepowtarzalny kształt, jak w książkach o klasycznej orientalnej sztuce ogrodowej.Oczekiwał ode mnie, że będę równie gorliwie jak on uczestniczyła w tym projekcie… w każdym projekcie.Ale ja nie mogłam.Nie chciałam.Poza tym on był takim fanatycznym perfekcjonistą, że cokolwiek razem robiliśmy, prędzej czy później zmieniało się w zwykłą ciężką pracę, a nie zabawę.Nigdy nie spotkałam takiego obsesyjno-kompulsywnego typa.Był jak opętany i chociaż co chwila wpadał w dziki entuzjazm, właściwie nic mu nie sprawiało przyjemności, nic go nie cieszyło, bo zwyczajnie nie miał czasu na radość.–Zdaje się, że małżeństwo z nim było dość wyczerpujące – zauważył Haldane.–Boże, jeszcze jak! Po kilku latach jego wieczny, uniwersalny zapał przestał być zaraźliwy, ponieważ żadna normalna osoba nie może ciągle miotać się w gorączce.Dylan nie był już intrygujący i ożywczy.Był… męczący.Denerwujący.Nigdy ani chwili spokoju czy odprężenia.Wtedy właśnie robiłam doktorat z psychiatrii, przechodziłam psychoanalizę, co jest wymagane od wszystkich podejmujących praktykę psychiatryczną, i wreszcie zrozumiałam, że Dylan cierpi na zaburzenia psychiczne; nie nadmiar entuzjazmu, nie przesadne wymagania, tylko ostry przypadek nerwicy obsesyjno-kompul-sywnej.Próbowałam go przekonać, żeby poddał się analizie, ale do tego wcale się nie zapalił.W końcu powiedziałam mu, że chcę rozwodu.Nawet nie zostawił mi czasu na wypełnienie dokumentów.Następnego dnia wyczyścił nasze wspólne konta bankowe i zniknął razem z Melanie.Powinnam była to przewidzieć.–Dlaczego?–Miał obsesję na punkcie Melanie, jak na punkcie wszystkiego.W jego oczach była najpiękniejszym, najmądrzejszym, najcudowniejszym dzieckiem pod słońcem.Zawsze pilnował, żeby była idealnie ubrana, idealnie zadbana, idealnie się zachowywała.Miała dopiero trzy latka, ale już uczył ją czytać, próbował ją uczyć francuskiego.Dopiero trzy latka.Mówił, że nauka najłatwiej przychodzi najmłodszym.Co jest prawdą.Ale on nie robił tego dla Melanie.O nie.Wcale nie dla niej.Chodziło mu tylko o siebie, o posiadanie idealnego dziecka, ponieważ nie mógł znieść myśli, że jego córeczka nie będzie najładniejszym, najmądrzejszym, najwspanialszym dzieckiem na całym świecie.Zapadło milczenie.Deszcz stukał w okno, bębnił po dachu, bulgotał w rynnach i rynsztokach.Wreszcie Haldane powiedział cicho:–Człowiek taki jak on mógł…–Mógł eksperymentować na własnej córce, mógł poddać ją torturom, jeśli uważał, że w ten sposób ją ulepszy.Albo jeśli miał obsesję na punkcie eksperymentów, które wymagały dziecka jako podmiotu.30–Jezu – mruknął Haldane tonem, który wyrażał częściowo niesmak, częściowopotępienie i częściowo litość.Ku własnemu zdziwieniu Laura zaczęła płakać.Detektyw podszedł do stołu.Przysunął krzesło i usiadł obok niej.Osuszyła oczy chusteczką.Położył rękę na jej ramieniu.–Wszystko będzie dobrze.Kiwnęła głową, wydmuchała nos.–Znajdziemy ją – obiecał.–Boję się, że nie znajdziemy.–Znajdziemy.–Boję się, że ona nie żyje.–Żyje.–Boję się.–Nie trzeba.–Nic nie poradzę.–Wiem.Przez pół godziny, kiedy porucznik Haldane zajmował się innymi sprawami gdzieśw domu, Laura przeglądała ręcznie pisany dziennik Dylana, który zawierał dokładny opis każdego dnia Melanie.Zanim detektyw wrócił do kuchni, Laura skamieniała ze zgrozy.–To prawda – powiedziała.– Spędzili tutaj co najmniej pięć i pół roku, tak długo, jak prowadził ten dziennik, i przez ten czas Melanie chyba ani razu nie wyszła z domu.–I co noc spała w komorze deprywacji sensorycznej, jak podejrzewałem?–Tak.Na początku osiem godzin na dobę.Potem osiem i pół.Potem dziewięć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates