[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Z przyjemnością, Lindsey.Zadzwoń, kiedy tylko będziesz miała czas.- Skoro już o dzwonieniu mowa - wtrącił Jared - czymógłbym dostać numer twojego telefonu? W książce telefonicznej jest tylko numer biura senatora.- Numer mojego telefonu? - zapytała, zdziwiona.- Nie udawaj zaskoczonej.Jeśli mam uczyć cię Teksasu,będę musiał spędzić z tobą trochę czasu, prawda? Wiem,że to nie będzie dla mnie łatwe, ale jakoś dam sobie radę.Lindsey stropiła się.Jared w niczym nie przypominałjej dotychczasowych znajomych.- No cóż - powiedziała po chwili - myślę, że mogępodać ci numer mojego telefonu.W imię teksańskiego patriotyzmu, rzecz jasna.SZCZĘŚLIWY TRAF171- Chyba rozgryzła cię, synu - powiedział Joe z uśmiechem.Nim skończyli jeść, Lindsey zaprzyjaźniła się z Cren-shawami.Oczarowali ją bezpośredniością i życzliwością.Już dawno nie śmiała się tak spontanicznie.W pewnym momencie Jared pochylił się ku niej.- Zatańczymy? - spytał.- Raczej nie - odparła ostrożnie.- Nie znam tych tańców.- Pora więc zacząć twoją edukację od teksańskiej kultury.- Ukłonił się szarmancko i wyciągnął ku niej dłoń.- Czy zechce pani ofiarować mi ten taniec, Wasza Wysokość?- Jak mnie nazwałeś?- To przez to twoje królewskie zachowanie.- Jestem staroświecka?Gail i Joe roześmiali się.- Nie.Masz w sobie coś monarszego.Lubię to u kobiet.- Któraż kobieta mogłaby odmówić tak ujmującejprośbie? - Wstała.- Cieszę się bardzo, że tu jestem - zwróciła się do Joego i Gail.- Zadzwonię do pani i porozmawiamy.Lindsey prędko opanowała podstawowe kroki tańca.Jużdawno nie bawiła się tak wspaniale.I mimo pomruków Ja-reda tańczyła przez cały wieczór z różnymi partnerami.Jared był zabawny.Pozornie wiejski chłopak.Ale podtą maską kryła się inteligencja i autentyczna fascynacja zawodem, który sobie wybrał.Chociaż wcale nie musiał pracować.Jak i ona.Czyż mogła nie docenić takiej ambicji?172 ANNETTE BROADRICKOd czasu do czasu dostrzegała ojca.Przyglądał się jejz nieskrywanym zadowoleniem.Zasmuciła się.Czemu byłtaki uparty? Przecież kochał ją szczerze.Wiedziała to napewno.Może powinna okazać mu więcej wyrozumiałości?Cierpliwości? Wszak tylko ona mu pozostała.Potrzebowałjej chyba bardziej nawet niż ona jego.Zrobiło się późno.Ubyło tancerzy na parkiecie.Orkiestragrała powolne melodie.Jared trzymał ją w ciasnym uścisku.Lindsey nie nawykła do takiego tańczenia.Ale gdy rozejrzała się dookoła, dostrzegła, że wszyscy tak czynili.- Naprawdę, bardzo się cieszę, że przyjechałaś - powiedział.- Szkoda, że nie spotkałem cię przed laty.Chociaż wtedy byłabyś zbyt młoda, żeby spotykać się ze mną.Uniosła głowę.- A ile mam lat, twoim zdaniem?- Dwadzieścia jeden.Chyba.- Dwadzieścia pięć.- Żartujesz.Ale i tak jestem sześć lat starszy.W szkolenie mogliśmy się spotkać.Może to i dobrze wyszło?Tańczyli tak blisko, że w pewnym momencie wyraźniepoczuła, że nie tylko ją to podnieciło.Czemu więc nie odepchnęła go natychmiast? Nigdy nikomu nie pozwalała trzymać się w taki sposób.Aż do tej chwili.Po raz pierwszy w życiu Lindsey odkrywała zmysłową stronę swojej natury.Jared Crenshaw uczył ją więcej, niż oczekiwała.Czułasię tym zażenowana.Chociaż musiała przyznać, że było jej dobrze w jegotowarzystwie.Orkiestra przestała grać.SZCZĘŚLIWY TRAF173- Jesteś dziwnie milcząca - powiedział Jared.- Nudziszsię?- Przeciwnie, panie Crenshaw.- Uśmiechnęła się i pokręciła głową.- Już dawno nie bawiłam się tak wspaniale.- Panie Crenshaw, tak? - mruknął.Chwycił ją za rękęi poprowadził na bok, w cień gęstych krzewów.I nim zorientowała się, co się dzieje, ujął jej twarz w dłonie i powiedział: - Chyba muszę zrobić coś z tym, że znowu powiedziałaś do mnie: pan.- Pocałował ją delikatnie.Lindsey mogła bez trudu się odsunąć.Ale odkryła zezdumieniem, że wcale nie chce.Przeciwnie.Wspięła się napalce i odwzajemniła pocałunek.Kiedy w końcu Jared uniósł głowę, oboje dyszeli ciężko.- Jak mi na imię? - szepnął.- Jared.- Uśmiechnęła się.- Właśnie.Ale zdaje mi się, że chyba nie jesteś jeszczecałkiem przekonana.- Jestem, jestem.Już nigdy więcej, nawet w myślach,nie nazwę cię panem Crenshawem.- Dobrze.Jeden cel już osiągnąłem.- Jeden?- Chyba nie sądzisz, że zdradzę ci wszystkie moje sekrety.- Czy to też jest fragment lekcji o obyczajach Teksasu?Roześmiał się głośno.- Jesteś niezwykła, Lindsey Russell.Nawet nie wiesz,jaki jestem szczęśliwy, że przyjechałaś na to przyjęcie.- Ja też.- Rozejrzała się dookoła.- Nie sądzisz, że powinniśmy już wyjść z krzaków?- Możliwe.Jeśli nalegasz.174ANNETTE BROADRICK- Nalegam.Wziął ją za rękę.- Chodźmy się czegoś napić.Muszę trochę ochłonąć.-Zerknął na nią kątem oka.- Po tych tańcach, rzecz jasna.Rzecz jasna.Znaleźli wolne fotele i ze szklankamiw dłoniach przyglądali się tańczącym.- Mieszkasz tutaj? - spytała.- Zmieściłaby się tutaj chyba cała rodzina i nie przeszkadzalibyśmy sobie, ale teraz mieszkają tu tylko mój brat, Jake, i jego żona.Wszyscy Crenshawowie mają domy rozrzucone po posiadłości [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates