[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przyszło mu na myśl, że sąsiad mógł zachorować nagle; zbliżył się więc do drzwi, przyłożył oko do dziurki od klucza i zajrzawszy w głąb pokoju, spostrzegł starca zajętego dziwną pracą.Zajęcie jego wydało się Eugeniuszowi tak występnym, że postanowił wyświadczyć społeczeństwu przysługę, śledząc nocne sprawki mniemanego fabrykanta makaronu.Ojciec Goriot przytwierdził do listwy przewróconego stołu półmisek srebrny wyzłacany i takąż wazę, następnie wziął sznur i okręciwszy nim oba naczynia wspaniale rzeźbione, zaczął je ściskać z nadzwyczajną siłą, jak gdyby chciał zrobić z nich jednolitą bryłę metalu.— Cóż to za człowiek, u licha! — szepnął Rastignac, spoglądając na żylaste ramiona starca, który, otoczywszy sznurem kawał srebra, gniótł je jak ciasto, nie sprawiając najmniejszego szmeru.— Może to złodziej lub spólnik złodziejski, który żyje jak żebrak, udając głupotę i niedołęstwo, aby tym bezpieczniej oddać się swemu rzemiosłu.— Student wyprostował się przy tych słowach, lecz po chwili przyłożył znów oko do dziurki od klucza.Ojciec Goriot odwinął szpagat, rozesłał na stole kołdrę i zaczął taczać bryłę srebrną robiąc z niej walec podłużny; czynność tę wykonywał z niepojętą łatwością.— Chyba ten człowiek posiada siłę Augusta, króla polskiego — szepnął Eugeniusz, widząc, że walec coraz bardziej się wydłuża.Ojciec Goriot popatrzył ze smutkiem na swe dzieło, łzy zabłysły mu w oczach i zdmuchnął stoczek, który przyświecał jego pracy, po czym nowe westchnienie obiło się o uszy Eugeniusza.— To wariat — pomyślał student.— Biedne dziecię! — zawołał głośno ojciec Goriot.Na te słowa Rastignac postanowił zamilczeć o nocnej przygodzie i nie sądzić zbyt srogo swego sąsiada.Chciał już powracać do siebie, gdy posłyszał nagle szmer dziwny: zdawało się, że ktoś w skarpetkach wełnianych stąpa po schodach.Eugeniusz nadstawił ucha i rozpoznał rzeczywiście oddech miarowy dwóch ludzi.Nie słyszał ani skrzypnięcia drzwi, ani wyraźnego stąpania, tylko światełko słabe nagle zabłysło na drugim piętrze u pana Vautrin.— Ile tu tajemnic w tej gospodzie mieszczańskiej! — powiedział student, schodząc o kilka stopni niżej.Zaczął się przysłuchiwać i po chwili dźwięk złota obił się o jego uszy.Światło zagasło wkrótce i znowu dał się słyszeć podwójny oddech, przy czym.nie można było rozróżnić ani otwierania, ani zamykania drzwi.Szmer stawał się coraz słabszy, w miarę jak się dwaj mężczyźni oddalali.— Kto idzie? — zawołała pani Vauquer, otwierając okno.— To ja powracam, mamo Vauquer — ozwał się gruby głos Vautrina.— Jednak to coś dziwnego! Krzysztof pozasuwał przecie rygle — mówił Eugeniusz, wracając do swego pokoju.— W Paryżu trzeba czuwać, żeby wiedzieć wszystko, co się dzieje dokoła.To, co słyszał, przerwało wątek miłosnych i ambitnych rozmyślań.Postanowił zająć się pracą, lecz nie mógł odegnać podejrzeń obudzonych postępkiem ojca Goriot, nie mógł zapomnieć twarzy pani de Restaud, która stawała przed nim co chwila niby wróżka świetnej przyszłości i skończył na tym, że upadłszy na łóżko zasnął snem kamiennym.Na dziesięć nocy, które młodzież obiecuje poświęcić pracy, siedem odpadnie z pewnością na sen.Trzeba mieć więcej niż dwadzieścia lat, żeby móc czuwać.Nazajutrz rano gęsta mgła pokryła Paryż.W taką pogodę ludzie najbardziej punktualni mylą się co do czasu, spóźniają się na spotkania, które naznaczyli we własnym interesie, a o południu myślą, że to dopiero ósma rano.Było już wpół do dziesiątej, a pani Vauquer nie myślała jeszcze ruszyć się z łóżka.Krzysztof i gruba Sylwia wstali też później niż zwykle i zapijali najspokojniej kawę zabieloną wierzchnią warstwą mleka przeznaczonego dla stołowników.Zdjąwszy najgęstszą śmietankę, Sylwia gotowała mleko bardzo długo, żeby pani Vauquer nie mogła się domyśleć owej dziesięciny nieprawnie pobieranej.— Sylwio — rzekł Krzysztof, biorąc pierwszą grzankę — pan Vautrin, który, trzeba wam wiedzieć, jest bardzo dobry, dzisiejszej nocy przyjmował znów dwie osoby.Jeżeli się pani niepokoi, to nic mówić nie trzeba.— Czy dostaliście co od niego?— Dał mi sto sous na miesiąc, to znaczy tyle, jakby powiedział: Trzymaj język za zębami.— Tylko on i pani Couture nie drżą nad każdym groszem — rzekła Sylwia — zresztą wszyscy radzi by wyciągnąć nam z lewej ręki to, co w dzień nowego roku wkładają do prawej.— Jeszcze żeby choć co dobrego dawali! — dorzucił Krzysztof — wielkie mi dziwy, jakieś nędzne sto sous.Goriot na przykład już od dwóch dni sam czyści swoje obuwie.Ten obdartus Poiret obchodzi się wcale bez szuwaksu, a gdyby go miał, to wypiłby go pewnie, nie oczyściwszy swoich pantofli.Albo ten smyk student.Cóż on mi daje? czterdzieści sous, to mnie i szczotki więcej kosztują, a stare odzienie sprzedaje i nie wie sam, co za nie wypraszać.— Ba — odpowiedziała Sylwia, pijąc z wolna kawę — z tym wszystkim lepiej jest służyć w tym domu niż gdzie indziej w naszej dzielnicy: tu przynajmniej dobrze się żyje.Ale czekajcie no, Krzysztofie, czy nie mówił z wami ktokolwiek o grubym jegomości Vautrin?— I owszem.Przed kilku dniami spotkał mnie na ulicy jakiś pan i zapytał: Czy to nie u was mieszka gruby jegomość, który czerni sobie faworyty? A jam odpowiedział: „Nie, proszę pana, on nie czerni faworytów.Gdzie by też taki wesoły człowiek miał czas po temu?” Otóż powtórzyłem wszystko co do joty panu Vautrinowi, a ten mi na to: „Dobrześ zrobił, mój chłopcze! Odpowiadaj zawsze tak samo.Bardzo to nieprzyjemnie, gdy ludzie poznają nasze słabości.To może przeszkodzić zawarciu małżeństwa.”— Otóż to! i mnie na rynku chciano wyciągnąć na słówko, żeby się dowiedzieć, czy nie widziałam kiedy, jak Vautrin odmieniał koszulę.Oto komedia! Masz tobie — zawołała nagle — na Val-de-Grâce bije trzy kwadranse na dziewiątą, a nikt nie myśli ruszyć się z łóżka.— Zachcieliście! przecie wszyscy powychodzili.Pani Couture poszła o ósmej ze swą panną spożyć Pana Boga w Saint-Etienne.Ojciec Goriot wyszedł z jakimś pakietem.Student powróci z lekcji dopiero o dziesiątej.Zamiatałem właśnie schody, gdy wszyscy wychodzili.Ojciec Goriot trącił mnie tym, co niósł w ręku, a było to coś twardego jak żelazo.Jednak to ciekawość, czym się ten nieborak zajmuje? Musi zawsze tańczyć, jak mu inni każą, pomimo to najpoczciwszy jest ze wszystkich i więcej wart od innych.Niewiele się u niego pożywić można, ale za to owe panie, do których mnie czasami posyła, postrojone są jak lalki i nie żałują dać człowiekowi na piwo.— Jakież to? Te, które nazywa córkami? Jest ich, zdaje się, cały tuzin.— Ja ci tam nie byłem u innych, tylko u tych dwóch, które tutaj przychodzą.— Słyszę, że już pani zaczyna się ruszać; to dopiero zacznie sodomę wyprawiać; trzeba iść co prędzej.Pilnujcie mleka, Krzysztofie, żeby się tu kot nie zawinął.Sylwia poszła do pokoju swej pani.— Co to ma znaczyć, Sylwio, biło już trzy kwadranse na dziewiątą, a ja z waszej łaski spałam jak bobak.Nic podobnego jeszcze nie bywało.— To, proszę pani, z powodu mgły dzisiejszej, którą choć nożem krajać, tak jest gęsta.— Ale cóż będzie ze śniadaniem?— Ba, wszyscy nasi lokatorowie mieli chyba diabła za skórą, bo wszyscy zemknęli równo z brzaskiem.Śniadanie więc może być dziś o dziesiątej.Michonnette i Poireau ani myśleli jeszcze wstawać.Tylko oni oboje są w domu i śpią jak prawdziwe bałwany
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates