[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ten wiejski Figaro, były farbiarz, cieszył się siedmioma czy ośmioma tysiącami franków renty, ładnym domkiem na wzgórzu, małą tłuściutką żonką i wybornym zdrowiem.Od dziesięciu lat nie miał już innych trosk, jak tylko myśleć o swoim ogrodzie, o swojej żonie, o tym, aby córkę wydać za mąż, i o partyjce wieczornej.Znał wszystkie plotki w okolicy, maczał palce w wyborach, wojował z wielkimi właścicielami i dawał dobre obiady; człapał na koniu zajrzeć, co się dzieje w Tours, i dokuczał proboszczowi; wreszcie - jedyny dramat tego życia - czekał, aż dojrzeje do kupna kawałek ziemi wcinający się w jego winnicę.Krótko mówiąc, wiódł życie tureńskie, życie małomieszczańskie na wsi.Była to zresztą najwybitniejsza figura z całego mieszczaństwa, głowa małej gminy zazdrosnej, zawistnej, wysmażającej i obnoszącej plotki przeciw arystokracji, rzucającej z radością potwarze, ściągającej wszystko do swego poziomu, wrogiej wobec każdej wyższości, gardzącej nią zgoła z cudownym spokojem ignorancji.Pan Vernier (tak się nazywał ten mały wielki człowiek swej wioski) kończył właśnie śniadanie w towarzystwie żony i córki, kiedy Gaudissart zjawił się w izbie, przez której okna widać było Loarę i Cher, w jednej z najweselszych jadalni w całej okolicy.- Czy z samym panem Vernier.- rzekł komiwojażer zginając kręgosłup z takim wdziękiem, że wydawał się niemal elastyczny.- Tak, panie - przerwał mu szczwany farbiarz, rzucając nań badawcze spojrzenie, którym natychmiast przeniknął, co za gatunek człowieka ma przed sobą.- Przychodzę - podjął Gaudissart - prosić o pańską światłą pomoc w rozpatrzeniu się w tym powiecie, gdzie, jak mi powiedział Mitouflet, zażywa pan tak znacznego wpływu.Szanowny panie, objeżdżam prowincję jako reprezentant przedsięwzięcia niezmiernej wagi, stworzonego przez finansistów, którzy chcą.- Którzy chcą nas naciągnąć - rzekł śmiejąc się Vernier, znający się z dawnych czasów z komiwojażerami i zwąchawszy od razu pismo nosem.- Bezwzględnie - odparł hardo znakomity Gaudissart.- Ale musi być panu wiadomo, skoro pan posiada orientację tak bystrą, że ludzi można naciągnąć tylko o tyle, o ile znajdują oni swój, interes w tym, aby się dać naciągać.Proszętedy, aby mnie pan nie mieszał z owymi pospolitymi agentami, którzy budują swoje sukcesy jedynie na bladze lub natręctwie.Nie jestem już komiwojażerem, byłem nim, szanowny panie, i szczycę się tym.Ale dziś mam misję najwyższej doniosłości, misję, która winna mi jednać szacunek wyższych umysłów, jako człowiekowi, który się poświęca dla oświaty kraju.Niech mnie pan raczy wysłuchać, a ujrzy pan, że zyska pan wiele w tej pół godzinie rozmowy, o której użyczenie śmiem prosić.Najsławniejsi finansiści paryscy wzięli udział w tym przedsiębiorstwie nie fikcyjnie, jak bywa w owych haniebnych spekulacjach, które ja nazywam „łapkami na szczury”; nie podjąłbym się za żadną cenę kolportować tego rodzaju podrywek.Nie, panie; najlepsze i najszacowniejsze firmy paryskie biorą udział w tym przedsiębiorstwie i jako zainteresowani, i jako rękojmia.Tu Gaudissart rozwinął tasiemce swoich frazesów, a pan Vernier pozwolił mu mówić, słuchając go z pozornym zainteresowaniem, które zwiodło Gaudissarta.Ale począwszy od słowa „rękojmia”, Vernier przestał zwracać uwagę na elokwencję komiwojażera, a myślał już tylko o wyplataniu mu dobrego figla, aby uwolnić okolicę od tych gąsienic paryskich: okolicę słusznie nazywaną barbarzyńską przez spekulantów, którzy nie mogą jej ukąsić.Ponad tą lubą okolicą, zwaną Doliną Zalotną, dla jej falistości, dla jej zakrętów odsłaniających się za każdym krokiem i coraz milszych oku, w miarę jak się nią posuwać, czy to się wstępuje w górę, czy schodzi w dół rozkosznymi ścieżkami, w domku otoczonym winnicą mieszkał człowiek wpółobłąkany nazwiskiem Margaritis.Z pochodzenia Włoch, Margaritis był żonaty, nie miał dzieci, a żona pielęgnowała go z poświęceniem, które zyskało jej powszechne uznanie.Nie było zresztą bez niebezpieczeństwa pożycie z człowiekiem, który wśród innych manii, nosił przy sobie dwa długie noże i groził jej nimi czasem.Ale któż nie zna cudownego poświęcenia, z jakim mieszkańcy prowincji poświęcają się dla istot cierpiących, może z obawy przed hańbą, jaka czeka kobietę, która odda dziecko albo męża do szpitala.Któż nie zna zarazem wstrętu, jaki żywią mieszkańcy prowincji do tego, aby opłacać dwa albo trzy tysiące franków wymagane w Charenton albo w domu zdrowia? Kiedy ktoś wspominał pani Margaritis o doktorze Duboisson, Esquirol, Blanche albo innych, wolała ze szlachetnym oburzeniem oszczędzić swoje trzy tysiące franków, trzymając biedaka w domu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates