[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Pomne, jak raz trzy lata z rzedu mor jakis umyslowy na wladcow byl padl i nikt z nikim nie wojowal.Od barona wzwyz same, lajno i kal, pacyfisty.Tom malo z glodu nie zdechl.A nasz jedyny.Nie dokonczyl.Weszli na poddasze, w gleboka czern.Debren szedl po omacku, majac przed oczami biala od sniegu i blada z urazy Lende.Na jego stanowcze zadanie zostala przed gankiem, w siodle.Gdy odwiazywali pawez, przyjal, ze gospodyni dotrzyma jej towarzystwa.Zawiodl sie: Petunka Vysedelowa, moze zziebnieta, a moze skrepowana polowiczna nagoscia, znikla za kuchennymi drzwiami, nim zdazyl zaprotestowac.Dzuma i syfilis.Wypatrywal pierwszej ludzkiej siedziby niczym rozbitek wyspy; wydawalo mu sie, ze chwyci Boga za nogi.Marzenie sie ziscilo, a on, zamiast miekkiego blasku, znajdzie w oczach Lendy twardosc i chlod.-Cos rzec mialem.- Bylo za ciemno, by stwierdzic, czy oberzysta marszczy z wysilkiem czolo, ale odglos wspomagania pamieci drapaniem sie po kudlatej glowie nie budzil watpliwosci.- Psia jucha, na koncu jezyka to mam.Dopiero co mi Petunka.- Przestal sie czochrac, wymacal skobel.- Tedy, wielmozny panie.Widzi mi sie, ze ten alkierzyk najlepszy bedzie.Maly jest, ciasny.Debren, ktoremu w polowie schodow wrocil normalny wzrok, ruszyl przed siebie - i grzmotnal czolem w belke.Porzadnie, az mu sie gwiazdy pokazaly.Nie upuscil swego rogu tarczy tylko dlatego, ze zaklinowali sie przy skrecaniu w waskie drzwi.-O, juz wiem! - ucieszyl sie Vysedel.- Mialem rzec, by na glowy uwazac.Nasza oberza zabytkowa jest, ze wczesnowiecza jeszcze, a wiadomo, ze wtenczas ekonomia marnie przedla i z ludzi kurduple byli.To i ciut tu przy-nisko dla wspolczesnego czleka, co nieraz i sazen z gora mierzy.Wy, przykladowo, panie.no, panie cywil, musicie uwazac.-Panie magun - dokonal prezentacji Zbrhl.- Co to bylo? Huknelo jak taranem o brame.Henza? To nie tarcza aby? Calys?-Aha - potwierdzil udreczonym glosem tarczownik.- Ale ponawiam prosbe, bysta mi samemu lazic zezwolili.-A, skoro czarodziej, to uwazac nie musicie - ucieszyl sie jeszcze bardziej Vysedel.- Slyszalem, ze z czarodziejow to i najglupszy po cmie jako puchacz widzi.-Zawrzyj gebe, Henza.No to co tak huknelo? Hej, panie oberzysta, czy to aby nie nastepny kawal oberzy wam sie wali? O zabytkach nam nie prawcie, jeno prawde o stanie technicznym tej budy.Bo jak ma nam na lby runac, to szczam na jej zabytkowosc i ide spac do gumna.-Eee.no co tez wy, panie wojskowy? To taki solidny budynek, ze strach gadac.Myszy pewnie.A co sie szczania tyczy, wlasniem sobie przypomnial, to Petunka prosi, by na podworze chodzic.Wygodke mamy, wygodna ze az strach.I nie strach do niej chadzac, bo podworze palisada grodzone, nijaki zwierz ni stwor sie nie przyczai, by po-trzebanta capnac.Debren, klnac w duchu, lecz milczac, krok po kroku wciagnal cale towarzystwo do izby.Na szczescie bylo tu okienko i slaba poswiata odbita od osniezonych drzew rozjasniala jako tako pomieszczenie.Udalo mu sie ulokowac pawez na lozku, nie degradujac sie w oczach gospodarza do poziomu glupszego od najglupszych czarodziejow.-Co wy mi tu o potrzebantach i szczaniu? - skrzywil sie Zbrhl.- Z odwodnienia padam, a ten wygodki reklamuje.Za co wam ten patent partacza dali? Miast o piwie, o moczu gosciom.? Tego was ucza? A mozes ty, Vyse-del, z adresami pokrecil i nie ten cech cie szkolil?-No co tez wy, panie? Pergamin mam, z pieczecia, na niej sie kufel z roznem krzyzuje i wiechciem slomy, bo i do uslug noclegowych nabylem uprawnien.Ale prawiscie - westchnal.- Sam nie wiem, co mnie naszlo.To chyba od tej woni.Moczem tu jedzie, czy mi sie zdaje? - Zbrhl odchrzaknal, szybko wycofal sie az na korytarz, niby to robiac Debrenowi miejsce przy lozu.- Z mojej Petunki straszna czyscioszka, to pewnie stad.Od mydla wech sie wyostrza, a ona do lazni goni i dwa razy w niedziele, a jak ja ochota najdzie na.- Nie dokonczyl, jesli nie liczyc chrzakniecia, dziwnie przypominajacego to w wydaniu rotmistrza.- Eee.to ja juz.-Chce was prosic - przerwal mu lagodnie, ale i stanowczo Debren - byscie ogrzali te izbe.I jeszcze przynajmniej jedna.Ale tamta naprawde dobrze.Panna Branggo przeziebila sie i potrzebuje przyzwoitej stancji.-Panna? - Vysedel jakby sie zdziwil.-Henze trzeba czyms okryc.Zjedlibysmy cos.-I wypili - dorzucil pospiesznie Zbrhl.Vysedel chcial cos powiedziec, ale wyraznie nie umial zaczac.-Aha, wspomnieliscie o lazni.Wlasna macie?-He? A.juzci.Toc mowilem: drzewiej oberza byla okrutnie porzadna.Pewnie, ze mamy.Jeno.-Moze pozniej.Moja.uczennica - Debren zdecydowal sie w koncu, wybierajac sposrod kilku mozliwosci - w siodle czeka.Wybaczcie.Gospodarzowi jakby ulzylo.Debren domyslal sie powodu.I nie liczyl na to, ze pytanie o ciezarze moze nie olowiu, ale jednak metalu, pozostanie dlugo w zawieszeniu.Zyskal tylko odroczenie.O ile pani Petunka nie zdazyla uzupelnic garderoby i wrocic do stolowej.Zbiegl na dol i odetchnal.W bijacym od kominka blasku nie lsnily zlotem ani starannie wyszczotkowane, a potem mocno potargane i lekko przepocone wlosy gospodyni, ani lancuszki na jej smuklych kostkach.Mogl wypasc na ganek i zatrzasnac za soba drzwi.Petunka pozostawila kaganek na podokiennej laweczce, dzieki czemu od razu nadzial sie na spojrzenie Lendy.-Wybacz, ksiezniczko - poslal jej blady usmiech.Ale to kregoslup.Nie moglem.-Prosilam cie o cos - powiedziala cicho.-Pro.? A, tak.Mam cie tak nie nazywac.Wybacz.-O chwile rozmowy na osobnosci.Zszedl z ganku, ujal uzde gniadosza.-Wiesz, o czym chcialam mowic? - bardziej stwierdzi la niz zapytala.Ale pewnosci nie miala.Gdyby uniosl brwi, uwierzylaby mu.I poczula ulge.Wiec zrob to.To nic nie kosztuje.Guz, ktory wlasnie zaczynal mu rosnac z winy niedostatkow wczesnowiecznej ekonomii, byl wyzej.Nie zaboli.To takie proste.Zrob to.-Wiem.- Utrzymal spojrzenie na jej twarzy.Zasko czyla go: nie drgnal jej ani jeden miesien.Nie zaczela na gle ogladac lapci, sciany albo nieba.Zabolalo.-Czytales mysli, czy po prostu.? - Jej glos dorownal beznamietnoscia wyrazowi twarzy, ale na dokonczenie braklo opanowania.Moze dlatego, ze byla chora, slaba i bezradna wobec dreszczy.-Mowilem ci kiedys: czytanie w myslach jest i trudne, i niegrzeczne.- Pomyslal i dodal: - A ja nie chce byc wobec ciebie niegrzeczny.-Ciekawie grzecznosc w okolicach Dumayki pojmuja.- Atak dreszczy minal, ale nie uszedl uwadze Debrena.Pewnie dlatego skryla sie za tarcza kpiny.- Wieszanie dam na drzewach za szczyt kurtuazji tam uchodzi, jak widze.I to w lasach zasobnych w latajace, a wiec pewnie nadrzewne potwory.Nie zdolal zapanowac nad usmiechem.-Czego sie szczerzysz? - warknela.Probowala sie odsunac dalej od stojacego przy strzemieniu Debrena, ale jej gniadosz byl zmeczony i nie zamierzal sie ruszac.-Ciesze sie.- Sapnela, co lepiej od slow oddawalo jej opinie o idiotach, znajdujacych powody do radosci w takich okolicznosciach.Debren owinal wodze wokol kono-wiazu, wrocil pod lewe strzemie i wyjasnil: - Oczy ci ko-cieja.-Slucham?! - Byla tak zaskoczona, ze nie probowala zadnych unikow, choc podniosl obie dlonie.-Pozlosc sie przed zwierciadlem, to zrozumiesz.A teraz chodz.Poki sami jestesmy.-Chcesz mnie w komorce ukryc, by gospodarzy nie straszyc? Wielce rozumnie.Ale jakes taki rozsadny, trzeba bylo Zbrhla przyslac.Tobie sie przeciez rany w karku otwieraja, gdy dziewki za grube nosisz.-W karku? - Przez moment oboje byli zdziwieni, po czym Debren szybko zmienil temat.- A skoro o Vysede-lach mowa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates