[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jako szefowa działu reklamy bardzo uważała, żeby nie umawiać się z nikim z redakcji, chociaż wytrwale eksperymentowała na pograniczu.Redaktor z jakiejś gazety, rudowłosy szef drukarni, debiutujący pisarz, któremu towarzyszyła w krajowym tournee promocyjnym.Za każdym razem modliła się, żeby było inaczej.I za każdym razem powalała ją świadomość, że seks zabija w niej całe pożądanie.Dlatego teraz, gdy skończyła trzydzieści lat, coraz częściej dochodziła do przekonania, że jest oziębła.Oziębła.Jakże nie znosiła tego słowa.Jakże nie znosiła wypływającej z niego gorzkiej implikacji, że jej umysł konsekwentnie zdradzał ciało.Przypadłość ta - nie umiała znaleźć na to innego określenia - burzyła jej życie jak oszalały buldożer.Poprawiła górne lusterko i zerknęła na swoje odbicie.Zawsze miała rozmyte źrenice, jakby ktoś upstrzył je tysiącami kropeczek zwątpienia i braku pewności siebie.Czyżby właśnie to zauważył jej szef? Ogarnęło ją oburzenie.Gdyby Isaac był prawdziwym dżentelmenem, siedziałaby z nim w samolocie i to jego by zawiadomiono przez telefon, że ukrywający się gdzieś w górach Jim Gabriel skończył powieść i trzeba ją od niego odebrać.Nie spytała nawet, dlaczego autor nie może wysłać jej do redakcji przez Internet.Wszyscy wiedzieli, że nie używa poczty elektronicznej, że nie znosi komputerów i nie udziela wywiadów.Jego pierwszą i jedyną książkę okrzyknięto najlepszą amerykańską powieścią dwudziestego pierwszego wieku i dostał za nią Pulitzera.Drugą miałskończyć przed ponad trzema laty i mimo licznych prób nikomu nie udało się mu jej wydrzeć.- Czy on chociaż wie, że przyjeżdżam? - spytała.- Wynajmij terenówkę - poradził Isaac.Miejsce spotkania znalazła bez trudu, małą przydrożną restaurację z szyldem z lat pięćdziesiątych.Zza kratek zewnętrznego wentylatora bił kuszący zapach świeżego ciasta, ale w środku zobaczyła brudne plastikowe obrusy.Z kuchni wyjechała kobieta na wózku.- Co podać?Usiana białymi grudami twarz, odpadające strupy wokół ust - było widać, że pije denaturat.Nie, nikt na nią nie czekał.Nikt nie zostawił wiadomości.Była głodna, więc zamówiła kawałek ciasta i usiadła.Kobieta otworzyła kasę i zaczęła liczyć pieniądze.Jej wystające spod taniej bawełnianej sukienki nogi wyglądały jak dwie niedogotowane szynki, jednak sądząc po zdjęciach przypiętych do korkowej tablicy nad telefonem, miała synów w mundurach i dzieciate córki.Na skali normalności -i na krzywej ewolucyjnej - ten pozorny życiowy wrak zaszedł całkiem wysoko, gdy tymczasem ona zatrzymała się w miejscu: była kobietą, która zawiodła, która nie potrafiła przyczynić się do dalszego rozwoju rasy ludzkiej.Kaleka opisała jej drogę, najbardziej charakterystyczne punkty orientacyjne.Sczerniały od pioruna świerk, ozdobiony sztucznymi kwiatami przydrożny krzyż, ciąg bobrowych tam.A na końcu chata.Miała tam być i rzeczywiście była.Co za banał, pomyślała z goryczą Elizabeth.Chatka w lesie.To, że ten cały Gabriel małpował literacką samotność Harper Lee i Thomasa Pinchona, nie schlebiało jego wyobraźni.Kiedy Ze światła i cienia trafiła na pierwsze miejsce listy bestsellerów „New York Timesa", zgodnie z przewidywaniami stałsię przedmiotem gorączkowych spekulacji i domysłów.W zależności od tego, kto się wypowiadał, autor był schizofrenikiem, człowiekiem cierpiącą na psychozę maniakalno-depresyjną lub kompletnym dupkiem.Albo trzykrotnie żonatym, cierpiącym na łuszczycę i głuchym na jedno ucho pustelnikiem, który chętnie żywi się padliną przejechanych przez samochód zwierząt.Kimkolwiek był, nie odpowiedział na pukanie do drzwi.Elizabeth usłyszała w pobliżu jakiś hałas i czując się jak akwizytorka sprzedająca szczotki do włosów albo woluntariuszka zbierająca datki na żony i dzieci poległych na służbie policjantów, przez osty i kępy dzikich stokrotek pod ścianą chaty ruszyła na podwórze.Poznała go od razu.Sprzedał cztery miliony książek, więc jego zdjęcie - całkiem sporych rozmiarów - wisiało w dziale reklamy American Fortress Ltd.Zdjęcie, a dokładniej mówiąc powiększony portret.Bo w przeciwieństwie do Pinchona ludzie znali go jedynie z podobizny wielkości znaczka pocztowego.Niski i przysadzisty miał czuprynę siwych włosów, opadające ramiona zawodowego futboli-sty i dziwnie asymetryczną twarz: bardzo szerokie czoło, lekko skośne oczy i zakrzywiony w lewo nos.Oglądane z osobna były to cechy dość ciekawe, ale razem nadawały mu wygląd złodzieja z topornego portretu pamięciowegosporządzonego na podstawie opisu kobiety, której ktoś wyrwał torebkę na ulicy.Siedział rozwalony w fotelu i strzelał z procy do puszek po piwie.W trawie przy fotelu stała opróżniona do połowy butelka bourbona.U jego stóp leżał pies, koszmarne bydlę z olbrzymim wolem i obwisłym brzuchem, jedno z tych, które muszą wyjść na dwór, żeby poczuć odór nadchodzącej śmierci.- Dzień dobry - powiedziała, przystając.Natychmiast spostrzegła, że jest pijany.Zanim zdążyłotworzyć usta, domyśliła się, że będzie trudny i zrzędliwy i że ona najprawdopodobniej wyjedzie stąd z pustymi rękami.Wiedziała również, że po ewentualnej porażce Isaac jeszcze bardziej zwątpi w jej zdolności.Gabriel wystrzelił i powalił puszkę.- Dzień dobry - powtórzyła z zakłopotaniem, ale przypomniała sobie, że jest głuchy na jedno ucho i podeszła bliżej.- Czego pani chce? - rzucił przez ramię.Przedstawiła się.Mruknął coś pod nosem.- Miał pan czekać na mnie w restauracji.- A pani miała zadzwonić.-1 dzwoniłam.- Aha.- Odłożył procę.- W takim razie mea culpa.Niech pani siada i napije się.- Dziękuję, ale nie przepadam za whisky.- Szkoda.- Pociągnął łyk prosto z butelki i z pijacką czułością spojrzał na naklejkę.Elizabeth podniosła procę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates