[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.” Potem przez okno.w las.Niech się dzieje, co chce!.Nagle od strony sieni dają się słyszeć miarowe kroki.To patrol, a z nim podoficer.Zmieniają straże!Nazajutrz Bartek od rana był pijany.Następnego dnia także.Ale w dalszych dniach przyszły nowe pochody, potyczki, marsze.i miło mi oznajmić, że nasz bohater wrócił do równowagi.Po owej nocy zostało mu tylko trochę zamiłowania do butelki, w której zawsze można znaleźć smak, a czasem i zapomnienie.Zresztą w bitwach bywał jeszcze okrutniejszy niż dotąd; zwycięstwo szło w jego ślady.VIZnów upłynęło kilka miesięcy.Było już dobrze z wiosny.W Pognębinie wiśnie w sadzie kwitły i pokryły się bujnym liściem, a na polach zieleniała ruń obfita.Pewnego razu Magda, siedząc pod chałupą, obierała na obiad marne, kiełkowate kartofle, zdatniejsze dla trzody niż dla ludzi.Ale był to przednówek i bieda zajrzała trochę do Pognębina.Znać ją było i z twarzy Magdy, poczerniałej i pełnej frasunku.Może też dla rozpędzenia go kobieta przymykając oczy śpiewała cienkim, wytężonym głosem:„Oj! mój Jasieńko na wojnie! oj! listy pisze do mnie!Oj! i ja też do niego — oj! bom żoneczka jego”.Wróble na czereśniach świergotały, jakby ją pragnęły zagłuszyć, a ona śpiewając spoglądała w zamyśleniu to na psa, śpiącego na słońcu, to na drogę, przechodzącą koło chałupy, to na steczkę, idącą od dróg, przez ogród i pola.Może dlatego poglądała Magda na steczkę, że wiodła ona na przełaj i do stacji, tak Bóg dał, że tego dnia nie spoglądała na nią na próżno.W dali ukazała się jakaś postać i kobieta przysłoniła oczy ręką, ale nie mogła nic dojrzeć, bo ją blask ślepił.Łysek tylko rozbudził się, podniósł głowę i szczeknąwszy krótko począł węszyć, nadstawiając uszu i przekręcając teb na obie strony.Jednocześnie do uszu Magdy doszły niewyraźne słowa pieśni.Łysek zerwał się naraz i całym pędem skoczył ku zbliżającemu się człowiekowi.Wówczas Magda przybladła trochę.— Bartek, czy nie Bartek?Wstała nagle, tak że aż niecułka z kartoflami potoczyła się na ziemię; teraz już nie było wątpliwości.Łysek tam skakał do piersi przybyłego.Kobieta rzuciła się naprzód krzyknąwszy z całej siły z radości:— Bartek! Bartek!— Magda! To ja! — wołał Bartek, przykładając dłoń do ust i przyśpieszając kroku.Otworzył wrota, zawadził o zaworę, mało nie upadł, aż się zatoczył, padli sobie w objęcia.Kobieta poczęła mówić szybko:— A ja myślała, że już nie wrócisz.Myślałam: zabili go.Cóż ci? Pokaż się.Niech się napatrzę! Bardzoś zmizerowany! Oj, Jezu! Oj, ty, kapcanie!.Oj, najmilejszy!.Wrócił! wrócił!.Chwilami odrywała ręce od jego szyi i patrzyła na niego, i znów je zarzucała.— Wrócił! Chwała bądź Bogu.Mój ty Bartczysko kochane!.Cóżeś?.Chodź do chałupy.Franek w szkole! Niemczysko trochę dzieciom dopieka.Chłopak zdrów.Ino ślepie na wierzchu ma jak ty.Oj, czas ci wracać! Bo ani rady.Bieda, mówię, bieda!.Chałupsko się psuje.Do stodoły bez dach leci.Cóżeś? Oj, Bartku! Bartku! Że też ja jeszcze ciało twoje oglądam! Co ja tu miałam kłopotu z sianem!.Czemierniccy mi pomagali, ale bogać!.I cóżeś ty? zdrów? Oj, raduję ja ci się, raduję! Bóg cię strzegł.Chodź do chałupy.O dlaboga, coś niby Bartek, niby nie Bartek! A tobie co? Rety!Magda w tej chwili dopiero spostrzegła długą szramę, ciągnącą się przez twarz Bartka, przez lewą skroń, policzek, aż do brody.— At, nic.Kiryser mnie ta pomacał, ale i ja jego też.W szpitalu byłem.— O Jezu!— Ej, mucha.— A chudyś jak ta śmierć.— Ruhig — odrzekł Bartek.Był rzeczywiście wychudły, sczerniały, obszarpany.Prawdziwy zwycięzca! Przy tym chwiał się na nogach.— Cóżeś ty, pijany?— Ti.słabym jeszcze.Był słaby, to pewno! Ale był i pijany, bo przy jego wycieńczeniu jedna miarka wódki wystarczała, a Bartek na stacji wypił ich coś cztery.Ale za to miał animusz i minę prawdziwego zwycięzcy.Takiej miny nigdy przedtem nie miewał.— Ruhig! — powtórzył.— Skończyliśmy Krieg! Teraz ja pan, rozumiesz? A to widzisz? — Tu ręką wskazał na krzyże i medale.— Wiesz, com za jeden? — Hę? links! rechts! Heu! Stroh! siano! słoma! słoma! siano! halt!Ostatnie halt! wrzasnął tak przeraźliwie, że kobieta odskoczyła o kilka kroków.— Cóżeś ty oszalał?— Jak się masz, Magda!.kiedy ci mówię: jak się masz, to jak się masz? A po francusku umiesz, głupia?.Musiu, musiu, kto musiu? ja musiu! wiesz?— Człeku, co z tobą jest?— Tobie co do tego! Was? done dine? rozumiesz?Na czole Magdy zaczęła się zbierać burza.— Po jakiemu ty bełkoczesz? Cóż to, nie umiesz po polsku? To ci kasztan! Sprawiedliwie mówię! Co z ciebie zrobili!— Daj mi jeść!— Ruszaj do chałupy.Wszelka komenda robiła na Bartku wrażenie, któremu żadną miarą oprzeć się nie mógł.Usłyszawszy tedy: „ruszaj!”, wyprostował się, ręce wyciągnął wzdłuż bioder i zrobiwszy pół obrotu pomaszerował we wskazanym kierunku.Na progu dopiero ochłonął i począł patrzeć na Magdę ze zdumieniem.— No, co ty, Magda? co ty?.— Ruszaj! Marsz!Wszedł do chałupy, ale upadł na samym progu.Wódka teraz zaczęła mu naprawdę uderzać do głowy.Zaczął śpiewać i oglądać się po chałupie za Frankiem.Powiedział nawet: Morgen, Kerl! — choć Franka nie było.Następnie roześmiał się, dał jeden krok nader wielki, dwa bardzo małe, krzyknął: „hurra!”, i legł jak długi na tapczanie.Wieczorem zbudził się trzeźwy, wypoczęty, przywitał się z Frankiem i wyprosiwszy u Magdy kilkanaście fenigów odbył triumfalny pochód do karczmy.Sława jego czynów poprzedziła go już w Pognębinie, gdyż niektórzy żołnierze innych kompanii tegoż samego pułku, wróciwszy wcześniej, opowiadali jego przewagi pod Gravelotte i Sedanem.Obecnie, gdy się wieść rozeszła, że zwycięzca jest w karczmie, wszyscy dawni towarzysze pośpieszyli go zobaczyć.Siedzi więc nasz Bartek za stołem, nikt by go teraz nie poznał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates