[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszystkie niespodziewane, pilne sprawy w naszej rodzinie dotyczą Douglasa.Przynajmniej od czasu, kiedy usunięto go z college'u z powodu tych głosów w głowie, które każą mu robić różne rzeczy, na przykład podciąć sobie żyły albo wsadzić rękę w ogień.Póki jednak bierze leki, czuje się dobrze.Powiedzmy, dobrze jak na Douglasa.- Jess! - powiedział.- Och, cześć.Miałam nadzieję, że nie usłyszał w moim głosie rozczarowania, że to on, a nie Rob.- Jak leci? Co to był za palant, który odebrał telefon? Twój szef?Douglas wydawał się w porządku.To znaczyło, że brał lekarstwa.Czasami myśli, że już się wyleczył i przestaje je brać.Wtedy zazwyczaj głosy wracają.- Owszem - powiedziałam.- To był dyrektor Alistair.Nie wolno odbierać prywatnych telefonów w tygodniu, tylko w niedzielę po południu.Wtedy jest w porządku.- Tak właśnie mówił.- Douglas nie był ani trochę przejęty rozmową z panem Alistairem, światowej sławy dyrygentem.- I ty wolisz pracować dla niego, a nie dla taty? Tata przynajmniej pozwalałby ci odbierać telefony w pracy.- Owszem, ale tata nie wypłaciłby mi pieniędzy za czas spędzony na rozmowach telefonicznych.Douglas roześmiał się.Miło było słyszeć, jak się śmieje.Ostatnio nieczęsto mu się to zdarzało.- Z pewnością - powiedział.- Przyjemnie słyszeć twój głos, Jess.- Nie ma mnie dopiero od tygodnia - przypomniałam.- Tydzień to dużo czasu.Siedem dni.A to oznacza sto sześćdziesiąt osiem godzin.To jest dziesięć tysięcy osiemdziesiąt minut.Czyli sześćset tysięcy czterysta sekund.Douglas nie stał się taki pod wpływem lekarstwa ani pod wpływem choroby.Douglas zawsze wygadywał takie rzeczy.Dlatego w szkole nazywano go przygłupem albo świrem, albo jeszcze gorzej.Gdybym go poprosiła, Douglas powiedziałby mi dokładnie, ile sekund zostało do mojego powrotu do domu.Nawet nie musiałby się specjalnie zastanawiać.Ale iść do college'u? Prowadzić samochód? Rozmawiać z dziewczyną spoza rodziny? Absolutnie nie.Nie Douglas.- Czy dlatego dzwonisz, Doug? - zapytałam.- Żeby mi powiedzieć, jak długo mnie nie ma?- Nie.- W jego głosie brzmiała uraza.Przy całym swoim dziwactwie Douglas uważa się za całkiem normalnego.Naprawdę.Douglas twierdzi, że jest, no wiecie, przeciętny.Jasne.Przeciętny dwudziestoletni chłopak przesiaduje całymi dniami zamknięty w swoim pokoju, czytając komiksy.Normalna sprawa.A moi rodzice mu na to pozwalają! W każdym razie moja mama.Tata ma ogromną ochotę zapędzić Douglasa do pracy przy podgrzewanym bufecie, kiedy mnie nie ma, ale mama wtedy zwykle mówi: „Ale Joe, on jeszcze nie doszedł do siebie.”- Dzwonię - powiedział Douglas - żeby ci powiedzieć, że odjechała.Zamrugałam oczami.- Co odjechało, Doug?- No, wiesz - odparł.- Ta półciężarówka.Ta biała.Ta, która parkowała naprzeciwko domu.Odjechała.- Ojej - powiedziałam, nadal mrugając.- Ojej.- Taak - ciągnął Douglas.- Odjechała dzień po tobie.Wiesz, co to znaczy.- Tak?- Owszem.Potem zorientował się chyba, że jednak nie chwytam, o co mu chodzi, i dodał:- To dowodzi, że nie cierpiałaś na paranoję.Oni naprawdę nadal cię śledzą.- Och - powiedziałam.- Aha.- Tak - powiedział Douglas.- To nie wszystko.Pamiętasz, jak mówiłaś, żeby cię zawiadomić, jakby ktoś obcy pytał o ciebie?Ożywiłam się.Siedziałam przy biurku recepcjonistki w dziale administracyjnym obozu.Recepcjonistka wyjechała na jeden dzień do domu, ale zostawiła wszystkie zdjęcia rodzinne.Porozwieszała je w całej wnęce.Musiała naprawdę uwielbiać wyścigi Nascar, bo było tam pełno zdjęć facetów w tych mało efektownych samochodach.- Tak? Kto to był?- Nie wiem.Tylko zadzwonił.To mnie naprawdę zainteresowało.Rob.To musiał być Rob.Moja rodzina go nie znała, nigdy im nie powiedziałam, że chodzimy ze sobą.No bo na dobrą sprawę nie chodzimy.Nie chodzimy ze sobą.Z powodów, o których już wspomniałam.Więc o czym tu mówić?Do tego moja mama zabiłaby mnie, gdyby się dowiedziała, że widuję się z chłopakiem, który nie miał, no wiecie, college'u w swoich planach na przyszłość.Był za to notowany przez policję.- Taak? - odezwałam się podniecona.- Zostawił jakąś wiadomość?- Nie.Zapytał tylko, czy jesteś w domu.- Och.Doszłam do wniosku, że to prawdopodobnie nie był Rob.Włożyłam pewien wysiłek w to, żeby mu uświadomić, że nie będzie mnie całe lato.Udałam się nawet do warsztatu jego wuja, tam gdzie Rob pracuje, i odbyłam długą rozmowę z jego stopami wystającymi spod volvo kombi, w której wyjaśniałam, że znikam na siedem tygodni i w związku z tym to jest jego ostatnia szansa, żeby się ze mną pożegnać.Ale czy on sprawiał wrażenie choć trochę przygnębionego? Czy błagał mnie, żebym została? Czy dał mi sygnet albo łańcuszek, żebym go wspominała? Nie.Absolutnie nie.Wylazł spod volvo i powiedział:- Och, tak? Dobrze ci zrobi, jak na trochę wyjedziesz.Podaj mi ten klucz, dobrze?Mówię wam, zero romantyzmu.- Czy to był jakiś federalny? - zapytałam.Douglas na to:- Nie wiem, Jess.Skąd mam wiedzieć? Brzmiał jak zwyczajny facet.No wiesz.Po prostu jakiś facet.Jęknęłam.Z federalnymi na tym to właśnie polega.Potrafią sprawiać wrażenie normalnych ludzi.Kiedy nie noszą prochowców i słuchawek w uszach, wyglądają zupełnie zwyczajnie.Nie przypominają tych z telewizji - wiecie, jak Mulder i Scully.To znaczy, nie są naprawdę przystojni czy atrakcyjni, nic z tych rzeczy.Wyglądają.przeciętnie.Nie zwrócilibyście na nich uwagi, gdyby szli za wami ulicą - albo nawet stali tuż obok.' Dlatego trzeba z nimi uważać.- I to wszystko?Zauważyłam, że na zdjęciach powtarzał się jeden człowiek.Pewnie chłopak sekretarki, albo ktoś taki.Kierowca Nascar był jej chłopakiem.Pozazdrościłam jej.Tym bardziej że ona też się mu podobała.Poznałam to po sposobie, w jaki uśmiechał się do obiektywu.Zastanawiałam się, jak to jest, kiedy chłopak, którego darzysz uczuciem, odwzajemnia je.Och, na pewno świetnie.- Nie, niezupełnie.- Douglas powiedział to takim tonem, że.no cóż, miałam wrażenie, że nie spodoba mi się dalszy ciąg.- Tak? - spytałam.- Wydawał się.no, chyba mu strasznie zależało, żeby z tobą porozmawiać.Powiedział, że to naprawdę ważne.Pytał w kółko, kiedy wracasz.- Nie powiedziałeś mu.- Wstrzymałam oddech.- W kółko o to pytał - tłumaczył Douglas.- W końcu musiałem mu powiedzieć, że wyjechałaś na sześć tygodni i jesteś na obozie Wawasee.Słuchaj, Jess, wiem, że spieprzyłem sprawę.Nie wściekaj się.Proszę, nie wściekaj się.Nie byłam wściekła.Jak mogłabym się wściekać? Przecież to Douglas
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates