[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Byłeś w moim biurze w Ajaccio.Max kiwnął głową.– Żeby wynegocjować porozumienie w imieniu naszego klienta.Pamiętasz, jakimi słowami mnie pożegnałeś?Twarz Chabrola wykrzywił złośliwy uśmiech.– Trapani będzie wkrótce trupem, więc możesz spierdalać z powrotem do Zurychu.– Ma pan doskonałą pamięć, monsieur.– Max sięgnął do kieszeni w gumowym pasie.Wyciągnął szklaną fiolkę wypełnioną białym proszkiem i bezigłową strzykawkę PowerDermic.– Ale kto grozi śmiercią jednemu z naszych klientów, tym samym grozi Kappelom.– Z precyzją i zręcznością snajpera wsunął fiolkę do komory.Na czole Chabrola zalśniły kropelki potu.– Co to takiego?– Twój bilet na tamten świat.– Na pewno możemy dojść do porozumienia – powiedział Chabrol.– W końcu jesteś bankierem.– Za późno.Powinieneś czuć się zaszczycony, monsieur.Gdyby miał ci się przytrafić zwykły wypadek, wykorzystalibyśmy Steina i jego eks-agentów Stasi.Są bardzo skuteczni.Władze NRD dbały o szkolenie swojej tajnej policji.Kiedy jednak używamy jednej z naszych trucizn, wolimy zachować jej sekret w rodzinie.Postukał palcem w szklaną fiolkę i biały proszek wzbił się niczym płatki śniegu od podmuchu wiatru.– To genetyczna trucizna opracowana przez mojego brata w laboratorium naszej firmy Comvec.Wirusowy wektor terapii genowej, który aktywizuje i przyspiesza dziedziczną mutację w DNA, doprowadzając do naturalnego zgonu.Ta wersja skupia się na chorobach serca.Ponieważ wiemy, że nie stronisz od narkotyków, dodaliśmy działkę kokainy, żeby zawał wydał się bardziej prawdopodobny.– Trzymając glocka w lewej dłoni, a pistolet iniekcyjny w prawej, zbliżył się do Chabrola.– To będzie dobra śmierć.Trudno o lepszą.Korsykanin, biały jak proszek w fiolce, spojrzał na strzykawkę, a potem na beznamiętną twarz Maksa.Kiedy zrozumiał, że nie ma co liczyć na litość, jego wzrok powędrował do okienka nad sedesem.– Proszę nie wzywać pomocy – powiedział spokojnie Max i wymierzył glocka w jego krocze.– Ale.– Ciii.Każdy powinien umierać w ten sposób.– Przystawił pistolecik z trucizną do ramienia Chabrola.– Nie bój się.Zostanę z tobą do samego końca.Patrząc w zalęknione oczy Korsykanina, uruchomił urządzenie.Rozległo się ciche syknięcie i fiolka się opróżniła.Gdyby nie to, nic nie wskazywałoby na to, że wystrzelony proszek wniknął do krwi Chabrola.Przez chwilę nic się nie działo.Potem Chabrol zesztywniał i zaczął się trząść.Trucizna sparaliżowała go, a następnie zatrzymała pracę serca.Max przytrzymał konającego, nie pozwalając mu upaść.W jego oczach widział nienawiść i strach.Mało co robiło na Maksie jakiekolwiek wrażenie, ale wciąż poruszał go widok umierającego człowieka.Jakby ostatnia iskierka życia przeskakiwała na ledwo tlące się węgielki jego własnego człowieczeństwa, rozpalając je na moment.Gdy źrenice Chabrola rozszerzyły się, Max westchnął.Ułożywszy ciało Korsykanina na podłodze, opuścił dom.Na plaży zerknął na ekran urządzenia GPS na nadgarstku i zlokalizował pozycję jachtu.Założył płetwy i maskę i popłynął, tnąc wodę miarowymi ruchami ramion.Piętnaście minut później dotarł do jachtu.Wszedł po drabince na pokład, zrzucił kombinezon i stanął nagi na ciepłym nocnym wietrze.Zerknął na zegarek.Nie było go pięćdziesiąt siedem minut.Otworzył lodówkę w kambuzie, wypił małą butelkę evian i spojrzał w lustro.Pamiętał, jak po pierwszym zabójstwie przyglądał się swojemu odbiciu, szukając jakiejś zmiany w twarzy.Nie znalazł jej wtedy i nie znalazł teraz.Ale przez chwilę wpatrywała się w niego para innych błękitnych oczu.Oczu matki.Zamrugał i widmo zniknęło.Zszedł do głównej kabiny i popatrzył na śpiącą Delphine.Kołdra zsunęła się z jej nagiego ciała.Wciąż był nabuzowany adrenaliną i jej widok go podniecił.Uniósł kołdrę i położył się obok niej.– Wstawałeś? – spytała, wyciągając do niego rękę.– Tylko żeby się napić.Musnęła dłonią jego krocze i otworzyła oczy.– Naprawdę wstałeś.Na baczność.Uśmiechnął się.– To przez to ciepłe nocne powietrze.– Naprawdę? – Masowała go teraz.– I nie ma to nic wspólnego ze mną?– Nic a nic.Nawet mi to przez myśl nie przeszło.W końcu jesteś damą.Dosiadła go.– Tak?Znowu się uśmiechnął [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates