[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.JOHN BELLAIRSJohny Dixon i zaklęcie czaszki czarnoksiężnikaTHE SPELL OFTTHEOSORCERER’S SKULLDla Iwony, dobrej przyjaciółkiRozdział 1Do licha! Co komu po takiej zimie?! W piosenkach śpiewają o śniegowym puchu, dzwoneczkach sań, spacerach po zimowej krainie czarów! Phi! W ogóle nie powinniśmy tu przyjeżdżać!Był mroźny lutowy wieczór.Płatki śniegu wirowały wokół malowniczych białych domków i dużego, starego zajazdu FitzwiUiam Inn w pięknym małym miasteczku Fitzwilliam w stanie New Hampshire.Śnieg bielił dachy domów i trawniki prostokątnego parkowego skweru, wokół którego skupiły się zabudowania miasteczka.Białe płatki osiadały na głowach i ramionach dwóch wędrowców, którzy powoli brnęli przez park.Niski rumiany starszy pan, profesor Roderick Childermass, nosił bezkształtny, zniszczony filcowy kapelusz i podniszczony, niezbyt czysty tweedowy płaszcz.Nos zaczerwienił mu się jak truskawka, twarz okalały nastroszone gęste bokobrody.Ręce wcisnął głęboko w kieszenie i przytupując ze złością, nie przestawał kląć pod nosem.Obok niego szedł Johnny Dixon, blady chłopiec w okularach, czerwonej czapce z pomponem, niebieskiej kurtce i śniegowcach.Johnny był nieśmiały i niezbyt pewny siebie.Popatrywał na profesora z niepokojem i co jakiś czas otwierał usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili rezygnował.- Zimowy raj, też coś! - parsknął pogardliwie profesor, tocząc wkoło wściekłym spojrzeniem.- Chętnie powiedziałbym coś do słuchu zakutym łbom, które osiedlają się w takiej zapadłej głuszy i skąpiradłom, które rządzą tym stanem i żałują pieniędzy na odśnieżanie i posypywanie dróg piaskiem!- Panie profesorze! - odezwał się Johnny łagodnie - niech pan się nie denerwuje, bardzo proszę.Wszystko będzie dobrze.Naprawdę, zobaczy pan.Na dzisiejszą noc mamy pokój w zajeździe, a pana samochód już holują do warsztatu.Niech mi pan wierzy, wcale nie jest aż tak źle.Ja tam się bardzo dobrze bawię.Miasteczko jest śliczne i podoba mi się w zajeździe.I lubię jeździć z panem na wycieczki.Proszę się nie martwić.Profesor rozpogodził się nieco.Spojrzał na chłopca z życzliwym uśmiechem i poklepał go po ramieniu.- No cóż, skoro ty nie jesteś rozczarowany.- powiedział.- Przepraszam.Poniosło mnie.Ale ile razy pomyślę o tej śliskiej drodze, po której zniosło nas prosto do rowu, ogarnia mnie wściekłość! Chciałem pokazać ci New Hampshire zimą, bo jest takie piękne okryte śniegiem.Dobrze się bawiliśmy, a tu musiał się, psiakość, wydarzyć ten wypadek!Profesor zamilkł, obrócił się i spojrzał w stronę ginącego w mroku, dużego zajazdu po przeciwnej stronie parku.Okna budynku połyskiwały żółtawym światłem, a z wysokich kominów snuł się spiralnie dym.We wszystkich domach stojących wokół skweru pozapalano lampy.Śnieg wirował, tworzył białe czapy na płotach, parapetach okien i dachach.Wszystko wyglądało jak urocza, nastrojowa bożonarodzeniowa pocztówka.- Ach, zresztą.- westchnął profesor.- Może faktycznie nie jest aż tak źle! - Uderzył gwałtowny podmuch wiatru i starszy pan zadrżał.- Brrr! Ależ zimno! Wracajmy do zajazdu.Przed snem napijemy się czegoś ciepłego przy kominku? Co ty na to? Coś mi się zdaje, że gorący poncz albo jedna czy dwie brandy bardzo poprawią mi humor.Johnny pokiwał głową i zawrócili.Gdy zbliżali się do zajazdu, usłyszeli warkot silnika.Odwrócili się i zobaczyli furgonetkę z wyciągarką, wynurzającą się powoli z mroku za budynkiem.Holowała wiśniowego pontiaca profesora.Prawy przedni reflektor był zbity, a prawa przednia część błotnika stanowiła pogiętą masę sprasowanej blachy.Obaj spoglądali niewesoło na mijającą ich furgonetkę.Johnny jeszcze raz zerknął z ukosa na profesora, ale ku jego uldze, starszy pan przyjął ten widok spokojnie.Johnny bardzo lubił profesora.Poznał go ponad rok temu, kiedy przeprowadził się do dziadków do Duston Heights w stanie Massachusetts.Czuł się wtedy zagubiony i bardzo samotny; jego mama niedawno umarła, a tata, pilot odrzutowca, służył w wojsku.Chociaż mógł głęboko w kieszenie i przytupując ze złością, nie przestawał kląć pod nosem.Obok niego szedł Johnny Dixon, blady chłopiec w okularach, czerwonej czapce z pomponem, niebieskiej kurtce i śniegowcach.Johnny był nieśmiały i niezbyt pewny siebie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates