[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znany psycholog przygarnął ją pod swoje skrzydła na Wydziale Psychologii i Nauk o Wychowaniu i pozwolił, by z larwy zmieniła się w motyla - choć wymagający umysł Spitznera z pewnością uznałby tę metaforę za zbyt konwencjonalną.- Mówi Diane.Nie przeszkadzam?- Oczywiście, że nie.I jak idzie?- Jeszcze nie dojechałam.Jestem na drodze.Widzę stąd Instytut.- Czy coś się stało?Ach ten Pierre.Nawet przez telefon potrafił rozpoznać najmniejsze drżenie jej głosu.- Nie, wszystko w porządku.Tylko że… oni postanowili odizolować tych facetów od zewnętrznego świata.Wepchnęli ich w najdalszy i najbardziej ponury kąt, jaki mogli znaleźć.Ta dolina sprawia, że dostaję gęsiej skórki.Od razu pożałowała, że to powiedziała.Zachowuje się jak nastolatka, która pierwszy raz w życiu jest zdana sama na siebie.Albo jak sfrustrowana studentka zakochana w swoim promotorze, która robi wszystko, żeby przyciągnąć jego uwagę.Pomyślała, że pewnie Pierre właśnie zaczął się zastanawiać, jak ona sobie poradzi, skoro sam widok budynków wywołuje w niej taki lęk.- Poczekaj.Miałaś już na tapecie przestępców seksualnych, paranoików i schizofreników, prawda? Powiedz sobie, że tutaj będzie to samo.- Ale nie wszyscy byli mordercami.Prawdę mówiąc, tylko jeden był.Nie potrafiła nie przywołać w myśli jego postaci: szczupłej twarzy, miodowych tęczówek, którymi wpatrywał się w nią z łapczywością drapieżnika.Kurtz był prawdziwym socjopatą.Jedynym, jakiego do tej pory spotkała.Zimny, niezrównoważony manipulator.Bez najmniejszych oznak wyrzutów sumienia.Zgwałcił i zabił trzy matki, z których najmłodsza miała czterdzieści sześć, a najstarsza siedemdziesiąt pięć lat.To była jego specjalność - dojrzałe kobiety.A do tego sznury, więzy, kneble, węzły samozaciskowe.Im bardziej usiłowała o nim nie myśleć, tym natarczywiej pojawiał się w jej wyobraźni ze swym przewrotnym uśmieszkiem i spojrzeniem dzikiego zwierzęcia.Przypomniał jej się napis, który Spitzner wywiesił na drzwiach swojego gabinetu, na pierwszym piętrze w gmachu psychologii: NIE MYŚL O SŁONIU.- Diane, już trochę za późno na zadawanie sobie takich pytań, nie sądzisz?Zaczerwieniła się, słysząc tę uwagę.- Dasz radę, jestem tego pewien.Jesteś wymarzoną kandydatką na to stanowisko.Nie mówię, że będzie łatwo, ale zapewniam cię, że sobie poradzisz.- Masz rację - odpowiedziała.- Jestem śmieszna.- Ależ nie.Każdy na twoim miejscu zareagowałby tak samo.Wiem, jakie słuchy krążą o tym miejscu.Nie skupiaj się na tym.Skoncentruj się na swojej pracy.Gdy do nas wrócisz, będziesz największą specjalistką od niezrównoważonych psychopatów we wszystkich kantonach.Muszę już kończyć.Czeka na mnie dziekan, chce rozmawiać o pieniądzach.Wiesz, jaki on jest.Będę musiał użyć wszystkich moich zdolności.Powodzenia, Diane.Dawaj znać, jak leci.Sygnał.Spitzner się rozłączył.Zapanowała cisza.Zakłócał ją jedynie szum potoku, który spadał na nią jak mokra plandeka.Śnieżna czapa zsunęła się z gałęzi i plasnęła o ziemię.Diane podskoczyła.Schowała telefon do kieszeni puchowej kurtki, złożyła mapę i wsiadła do samochodu.Wykonała kilka manewrów i opuściła parking.Tunel.Światła reflektorów odbijały się od czarnych, ociekających wodą ścian.Żadnego oświetlenia.Zakręt przy wyjeździe.Niewielki mostek na potoku po lewej.I wreszcie pierwsza tablica przybita do białej barierki: OŚRODEK PSYCHIATRII PENITENCJARNEJ DR.CHARLES A WARGNIERA.Skręciła powoli i przejechała przez most.Droga gwałtownie i stromo pięła się pod górę, kreśląc zygzaki wśród jodeł i zasp, aż Diane przestraszyła się, że jej gruchot zacznie się ślizgać na oblodzonym zboczu.Nie miała opon zimowych ani łańcuchów.Po chwili jednak zrobiło się bardziej płasko.Jeszcze jeden zakręt i będzie po wszystkim.Ledwie zdążyła poprawić się na fotelu, gdy zza lasu, śniegu i mgły wyłoniły się budynki.Była jedenasta piętnaście, środa, 10 grudnia.2Ośnieżone czubki jodeł widziane z góry, w pionowej, przyprawiającej o zawrót głowy perspektywie.Wcinająca się głęboko pomiędzy otulone mgłą pnie prosta wstążka szosy.Szybka defilada górskich szczytów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates