[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pstryk.Wnętrze zalał pomarańczowy strumień światła, wydobywający się z okrągłego papierowego abażuru dokładnie pośrodku sufitu.Stary człowiek przystanął w progu, wciąż z ręką na okrągłej klamce.Nie zdecydował się wejść, wolał sprawdzić widoczną z tej perspektywy część pomieszczenia.Po prawej stronie znajdowała się szafa wnękowa z lustrzanymi drzwiami.Teraz jedno skrzydło było odsunięte, ukazując porządnie porozwieszane męskie ubrania.Naprzeciwko lustra znajdowały się drzwi wiodące na niewielki balkon.Przesłaniała je tiulowa firana w drobny wzorek, tylko częściowo widoczna zza ciemnoczerwonych zasłon.Wyglądało na to, że wszystko było w porządku.Koniec z oglądaniem tych durnych kryminałów!, obiecał sobie w myśli, podchodząc do balkonu i otwierając drzwi na oścież.Jego wzrok padł na łóżko.Przerażony wydobył z siebie jedynie bolesny jęk.Odruchowo przycisnął dłonie do piersi i zapatrzył się przed siebie zmartwiałym ze strachu wzrokiem.W pościeli czekała jego ukochana żona.– Agata?! – szepnął, ledwie poruszając ustami.Kobieta leżała w poprzek łóżka i wpatrywała się w małżonka nieobecnym, martwym wzrokiem.Miała na sobie jedynie cienką, długą nocną koszulę z jasnoróżowego jedwabiu ze wstawkami z delikatnej białej koronki, a na stopach różowe kapcie z białymi pomponami.Ufarbowane na blond włosy zostały misternie ułożone w modną wiele lat temu fryzurę.Leżała tak sobie na boku, podparta na wszystkich poduszkach, z prawą rękę pod głową, jakby zamierzała jeszcze chwilę poczytać przed snem.– Agatko… – ponownie szepnął pan Mariusz, wolno podchodząc do łóżka.Bał się, że jeśli zrobi kolejny krok, jego żona ulotni się jak miraż, pozostawiając w jego sercu jeszcze większą wyrwę niż dwa tygodnie temu.A może ona wcale nie umarła? Może te ostatnie dni były tylko koszmarnym snem?Trzymając się tej wątpliwej teorii, mężczyzna podszedł do skraju materaca i pochylił się nad włosami leżącej.Zapach róż, i jeszcze czegoś ostrego, uderzył w jego nozdrza z taką siłą, że aż mu się zakręciło w głowie.Odruchowo wsparł się o kremową pościel, a wtedy kobieta straciła równowagę i przewróciła się, z głuchym plaśnięciem uderzając ręką o drewnianą poręcz.Bezwładna głowa potoczyła się w kierunku męskich dłoni i stary człowiek poczuł na nich lodowate martwe ciało, którego rozpadająca się struktura buchała wręcz niewyobrażalnym smrodem, częściowo tylko zamaskowanym różanymi perfumami.Pan Mariusz upadł na łóżko i w tej samej uświadomił sobie, że ma do czynienia nie z duchem, a z trupem.Próbował wyrwać ręce spod zwiotczałego ciała, lecz szamotanina pogorszyła tylko sytuację.Zaplątał się w nocną koszulę i po chwili poczuł na sobie ciężar zimnego uda.Boże! Ona chce mnie ze sobą zabrać!Jeszcze kilka minut temu żałował, że nie jest wraz z ukochaną po drugiej stronie, ale teraz niczego nie pragnął bardziej niż żyć.W końcu udało mu się wyplątać ze zwojów materiału i kiedy wreszcie usiadł, ręka nieboszczki wprost z drewnianej poręczy opadła na jego kolano.Wrzasnął ze strachu, strącił dłoń i rzucił się do ucieczki.Wąski korytarzyk na górze, strome schody oraz niewielki przedpokój pokonał w tempie iście olimpijskim.Krzycząc z przerażenia, walczył przez chwilę z gałką w drzwiach na ganek.Wciąż oglądał się za siebie przekonany, że martwa Agata podąża za nim, by go zabrać do świata umarłych…Wreszcie udało mu się otworzyć drzwi.Pognał do bramki i wypadł na chodnik, prosto pod koła rozpędzonego roweru.Kup książkę Przeczytaj więcej o książceDWIE GODZINY PÓŹNIEJPrzywieźli syna Kowalskich.– Wysoki, tęgi policjant pojawił się na chwilę w drzwiach kuchni.– Nie Kowalskich, tylko Kowalczyków – odruchowo poprawiła go młoda psycholog, siedząca przy stole naprzeciwko pana Mariusza.Stary mężczyzna kulił się na krześle, kiwając się w przód i w tył.Na skroni naklejony miał dość szeroki plaster, którego zewnętrzna warstwa lśniła ciemną czerwienią.– Tato, co się stało? – Do kuchni wpadł zdyszany trzydziestolatek.– Nic, Adasiu.Wpadłem pod rower.– Starszy pan mówił słabym głosem.Miał wyraźne problemy z utrzymaniem spojrzenia w jednym punkcie.– Mama… wróciła – dodał zrezygnowany.– Pana ojciec bardzo się przestraszył i wybiegł z domu prosto pod koła – wyjaśniła policjantka.– Dobrze, że to nie był samochód – mruknął pan Mariusz, zdecydowanym ruchem próbując się wyzwolić z objęć syna.– Żałuję, że nie zostałeś u mnie na noc.Nie musiałbyś tego oglądać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates