[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Catrin CollierCÓRKA MAGDYPrzełożyłaAnna PopielWydawnictwo Prószyński i S-kaKup książkę Przeczytaj więcej o książceDla Ivy, pełnej energii i zapału kierowniczkipoczty w Upper Killay, i dla jej mężaEricha Ubischeka z serdecznymi podziękowaniamiza pomoc w czytaniu moich tłumaczeń oraz za czaspoświęcony moim rękopisom.Kup książkę Przeczytaj więcej o książceRozdział 1Ned John podniósł niebieskie nadmuchiwane krzesło leżące na środku wytartego dywanu i przeszedł korytarzem z pokoju do wspólnej kuchni.Helena Janek stała tyłem do niego.Schylona nad deską do prasowania, przyciskała żelazko do swoich długich blond włosów, a jej plisowana minispódniczka w szkocką kratę uniosła się wysoko, kusząco odsłaniając szczupłe uda w białych rajstopach.– Kiedyś się w końcu przy tym poparzysz, kochanie – ostrzegł ją.Spojrzała na niego z ukosa.– Odsłaniając nogi czy prostując włosy?– Prostując włosy.Przez nogi już się chyba poparzyłaś.– To twoja sprawka.Zresztą nie poparzyłeś mnie, tylko ogrzałeś.A jeśli chodzi o moją głowę, lepsze małe oparzenie niż te loki.Odstawiła żelazko i w poplamionym lustrze wiszącym nad zlewem przyjrzała się swojemu dziełu.Zadowolona z osiągniętego rezultatu wyłączyła żelazko z prądu i złożyła deskę.– Nie byłabyś tak pewna siebie, gdybyś musiała spędzić kilka godzin na urazówce, czekając na pomoc.– Przyciągnął ją do siebie.Po chwili przypomniał sobie, po co właściwie tu przyszedł.– Zakładam, że wszystko, co zostało w naszym pokoju, to śmieci?– Nie wszystko.– Samochód jest pełny.– Chcę jeszcze zabrać kilka drobiazgów.Wsunę je do moich walizek.– Twoje walizki są już w bagażniku.A gdy pomyślę, jak się namęczyłem przy ich zamykaniu, dochodzę do wniosku, że nie rozumiesz pojęcia „pełne".W samochodzie zmieszczą się jeszcze tylko dwie rzeczy: ty i ja.Chociaż kiedy widzę na przednim siedzeniu ten cały kram, który zamierzasz wieźć na kolanach, przestaję być tego taki pewny.A to – Ned podbił plastikowe krzesło w kierunku Heleny – dożyło już swoich dni.– Nie! – Helena objęła je troskliwie.– To nasza pierwsza wspólnie kupiona rzecz.– Masz chyba na myśli nasz pierwszy błąd.I to ty mnie na nie namówiłaś – droczył się z nią Ned.– Nedzie Johnie.– Proszę, przyznaj, że o wiele wygodniej jest rozłożyć się na podłodze, szczególnie razem.– Mrugnął do niej porozumiewawczo.– Ale ten niebieski jest taki ładny.– Przeszła z powrotem do pokoju.Ned odpiął sobie agrafkę ze swetra.– Czas na uroczyste przekłucie.– Ani się waż! – Helena cofnęła się w kierunku okna.– Wypuszczę z niego powietrze i wtedy nie zajmie dużo miejsca.– Ale w samochodzie już w ogóle nie ma miejsca.A najszybciej wypuścisz z niego powietrze w ten właśnie sposób.– Po moim trupie.– To tylko krzesło, i przy tym całkiem bezużyteczne.– Ned oparł się o drzwi i rozejrzał dookoła.– Bez twojego bałaganu ten pokój wygląda dziwnie.– Mojego bałaganu?– No dobrze.Naszego bałaganu.Rozumiem, że tu są same śmieci? – Wskazał na dwa kartony wypełnione po brzegi gazetami i czasopismami.– Tak – zmarszczyła brwi Helena.– Chociaż w zeszłotygodniowym „Observerze" jest artykuł o muzyce pop, który chciałam sobie zatrzymać, i jeszcze jeden o Byronie.– Kiedyś znów je opublikują.Ned podniósł pudła i szybko je wyniósł, uniemożliwiając jej ponowne ich przeszukanie.Helena rzuciła dmuchane krzesło na podłogę przy oknie i ostrożnie na nim stanęła, usiłując utrzymać równowagę.Nauczona doświadczeniem wiedziała, że jeśli nierównomiernie rozłoży ciężar, ucieknie jej spod stóp.Rozejrzała się dookoła.Ned miał rację.Bez haftowanych obrusów, firanek, plakatów, którymi zakrywała brudne tapety, rozchwianego łóżka, poplamionej sofy oraz pokancerowanego stołu pokój wyglądał dziwnie.Jak kolejna nijaka kawalerka czekająca na nowego lokatora.Wydawał się pusty, biedny i nieprzytulny, a przecież służył im obojgu jako dom przez osiemnaście miesięcy.Helena otworzyła okno i wychyliła się, obserwując, jak Ned kładzie pudła obok kontenerów na śmieci.Nawet po dwóch latach zalotów, jak osobliwie wyrażała się jej matka, osiemnastu miesiącach wspólnego życia i półrocznym narzeczeństwie wciąż nie mogła uwierzyć, że należał do niej.Przypomniała sobie wszystkie momenty, gdy siedziała dokładnie w tym samym miejscu przy oknie, pozornie ucząc się, a w rzeczywistości wyglądając na ulicę w oczekiwaniu jego powrotu z niekończącej się szpitalnej zmiany.Przypomniała sobie również dreszczyk emocji, jaki odczuwała na widok jego wysokiej, dobrze zbudowanej postaci o lśniących kasztanowych włosach, przechodzącej chodnikiem tuż pod jej oknem.Nie mogła się wprost doczekać jego głośnych kroków na schodach…– Gdybym wiedział, jak niechętnie będziesz stąd wyjeżdżać, nigdy nie zaproponowałbym ci przeprowadzki do Pontypridd na miesiąc przed ślubem.– Ned już był z powrotem.– Zamyśliłam się.– Helena z trudem przełknęła ślinę, nie odwracając się.Miała nadzieję, że Ned nie zauważy, jak bliska jest płaczu.– Spędziliśmy tu szczęśliwe chwile.– Masz rację, chociaż to chlew – zgodził się z nią Ned.– Obyśmy nigdy więcej nie musieli mieszkać w tak okropnym miejscu.– To nie żaden chlew.– No tak, znalazłoby się tu kilka plusów.Oprócz wspólnej łazienki i kuchni miałem jeszcze ciebie.– Wyciągnął ramiona.Helena podeszła do niego i oparła głowę na jego piersi.– Kocham cię.– Ja ciebie też.Pomyśl tylko, że za sześć tygodni będziemy już w naszym nowym domu z własną łazienką i kuchnią.I nie będą tam grasować żadni studenci prawa okradający nas z jedzenia.– To aż sześć tygodni.Nie chcę nawet myśleć o rozłące.– Nie można tego tak nazywać.Pobieramy się już za miesiąc, a potem czeka nas jeszcze dwutygodniowa podróż poślubna – zauważył rozbawiony Ned.– Po całym miesiącu mieszkania osobno.– Dom jest gotowy.Mogłabyś wprowadzić się tam ze mną już teraz.To przecież ty nie chciałaś narażać na szok swojej matki – przypomniał jej.– Gdyby wiedziała, że żyliśmy w grzechu, nigdy by się już do mnie nie odezwała.Ned miał wielką ochotę powiedzieć: „I tak byłoby najlepiej", ale powstrzymał się.– Może jeszcze raz spróbujemy przekonać ją, że żyjemy w latach sześćdziesiątych, a nie trzydziestych?– Znasz moją matkę.W kwestii moralności nie nadąża za duchem czasu.– To bardzo po katolicku.Odmowa przejścia na katolicyzm stanowiła największy rozdźwięk między nim a owdowiałą matką Heleny, Magdą, która pragnęła, by jej jedynaczka wstąpiła w związek małżeński podczas uroczystej mszy, a nie ceremonii zarezerwowanej dla związków mieszanych.Nawet w tym momencie nie był pewien, dlaczego tak upierał się przy swoim.Przecież zgodził się, aby wszystkie dzieci, jakie będzie miał z Heleną, zostały wychowane w jej wierze.– Myślałam, że nie będziemy już rozmawiać o mojej matce ani o religii.Tak się umawialiśmy.– Jednym z efektów ubocznych surowego wychowania, jakie odebrała Helena, była wielka niechęć do kłótni, szczególnie z ludźmi, których kochała.– Masz rację.Nie pojmuję tylko tej katolickiej obsesji na punkcie moralności i winy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates