[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Pozwoliłeś mu uciec! – Ten głos miał w sobie zawodzący ton chronicznego malkontenta.– Był ranny, Lacci.– Ten głos za to brzmiał uspokajająco, ojcowsko, jednak z odrobiną powstrzymywanej chęci, by pierwszemu głosowi dać klapsa.– Naprawdę nienawidzę tych stworzeń.Są takie.ckliwe!– Rzeczywiście, moja droga.Symbole naiwnej przeszłości.– Gdybym ja mogła tak płonąć, nie pętałabym się dookoła, tylko ładnie wyglądając.Dlaczego one tak robią?– Dawno temu musiało to być dla nich użyteczne, jak przypuszczam.– W takim razie są.Jak to nazwałeś?– Ślepym zaułkiem ewolucji, Lacci.Samotnymi rozbitkami na morzu postępu.– Czyli, zabijając je, wyświadczam im przysługę?– Rzeczywiście, coś w tym jest.A teraz.– W końcu kurczaki nie płoną – dodał jeszcze głos zwany Lacci.– W każdym razie nie tak łatwo.– Słyszeliśmy, że eksperymentujesz.Może dobrym pomysłem byłoby najpierw je zabić.– To był trzeci głos, młody, męski i jakby nieco znużony tym żeńskim.W każdej sylabie rozbrzmiewała tonacja „starszego brata”.– A w jakim celu?– No cóż, moja droga, na pewno byłoby wtedy ciszej.– Słuchaj tatusia, kochanie.– Ten czwarty głos mógł być tylko głosem matki.Kochałby pozostałe głosy niezależnie od tego, co by zrobiły.– Jesteście tacy niesprawiedliwi!– Pozwoliliśmy ci zrzucać kamienie na krasnali, kochanie.Ale życie nie jest tylko zabawą.Woźnica drgnął, kiedy głosy zniżyły się przez chmury.A po chwili cztery postacie stały już niedaleko.Wtedy zsunął się z kozła i z niejakim wysiłkiem otworzył drzwi karocy.– Ale większość tych żałosnych stworzeń i tak uciekła – westchnęła matka.– Nie martw się tym, moja droga – pocieszył ją ojciec.– Naprawdę ich nienawidzę.Czy oni też są ślepym zaułkiem? – spytała córka.– Nie do końca, moja droga, mimo naszych nieustających wysiłków.Igor! Ruszamy do Lancre!Woźnica obejrzał się.– Tak, jastśnie panie.– Och, po raz ostatni, człowieku.Czy w taki sposób powinno się mówić?– To jedyny stspostsób, jaki znam, jastśnie panie – odparł Igor.– I mówiłem ci, żebyś zdjął te pióropusze, idioto!Woźnica niepewnie przestąpił z nogi na nogę.– Mustsimy mieć czarne pióropustsze.To tradytsja.– Usuń je natychmiast! – rozkazała matka.– Co sobie ludzie pomyślą?– Tak, prostszę pani.Ten, którego nazywano Igorem, zatrzasnął drzwiczki i utykając, wrócił do koni.Ostrożnie zdjął czarne pióropusze i schował je pod kozłem.Wewnątrz karocy odezwał się rozdrażniony głos.– Czy Igor też jest ślepym zaułkiem ewolucji, tato?– Możemy tylko mieć nadzieję, moja droga.– Stspadaj – mruknął do siebie Igor, sięgając po lejce.Tekst zaczynał się od: „Mamy zaszczyt serdecznie zaprosić.”, a dalej było takie eleganckie, okrągłe pismo, które trudno odczytać, ale wygląda bardzo oficjalnie.Niania Ogg uśmiechnęła się i odłożyła kartę nad kominek.Podobało jej się to „serdecznie”.Miało głębokie, znaczące, a przede wszystkim alkoholowe brzmienie.Prasowała właśnie swoją najlepszą halkę.To znaczy, że siedziała w fotelu przy kominku, a jedna z jej synowych (imienia w tej chwili nie mogła sobie przypomnieć) wykonywała pracę fizyczną.Niania pomagała, wskazując te kawałki, które synowa ominęła.Wściekle dobre zaproszenie, myślała.Zwłaszcza te złocone brzegi.Jak umoczone w syropie.To pewnie nie jest prawdziwe złoto, ale i tak wygląda imponująco.– Ten kawałek, o tam, przydałoby się przeciągnąć jeszcze raz – powiedziała, dolewając sobie piwa.– Tak, nianiu.Inna synowa (imię z pewnością by sobie przypomniała po chwili namysłu) polerowała czerwone buty niani.Trzecia starannie zbierała pyłki z najlepszego spiczastego kapelusza niani na stojaku.Niania wstała znowu i przeszła na tyły, by otworzyć kuchenne drzwi.Zmierzchało już, a kilka strzępów chmur sunęło na tle wczesnych gwiazd.Wciągnęła nosem powietrze.Zima w górach trzymała długo, ale wiatr wyraźnie niósł już zapach wiosny.Dobry czas, pomyślała niania Ogg.Właściwie to najlepszy.Och, wiedziała oczywiście, że rok zaczyna się od Nocy Strzeżenia Wiedźm, kiedy cofają się chłody, ale taki prawdziwy nowy rok zaczyna się właśnie od teraz, kiedy zielone kiełki przebijają się przez resztki śniegu.Zmiana wisiała w powietrzu – niania czuła to w kościach.Jej przyjaciółka, babcia Weatherwax, zawsze powtarzała, że kościom nie można ufać, ale babcia Weatherwax przez cały czas wygłaszała takie opinie.Niania Ogg zamknęła drzwi.Wśród drzew na brzegu ogrodu, bezlistnych i rosochatych na tle nieba, coś zatrzepotało skrzydłami i zaćwierkało, gdy świat ogarnęła zasłona mroku.Kilka mil dalej, we własnym domku, czarownica Agnes Nitt nie mogła się zdecydować w kwestii nowego spiczastego kapelusza.Agnes zwykle w żadnej kwestii nie mogła dojść z sobą do porozumienia.Kiedy ułożyła jakoś włosy i przeglądała się w lustrze, zaśpiewała piosenkę.Śpiewała chórem.Nie, oczywiście nie chórem ze swoim odbiciem w lustrze, ponieważ taka bohaterka wcześniej czy później zacznie śpiewać w duecie z panem Błękitnym Ptakiem i innymi leśnymi stworzeniami, a wtedy nie ma już innego sposobu niż miotacz ognia.Agnes śpiewała chórem sama z sobą.Jeśli się nie koncentrowała, takie przypadki trafiały się jej ostatnio coraz częściej.Perdita miała głos raczej piskliwy, ale koniecznie chciała też śpiewać.Osoby mające skłonność do obojętnego okrucieństwa mawiają, że we wnętrzu każdej grubej dziewczyny jest szczupła dziewczyna i mnóstwo czekolady.W przypadku Agnes tą szczupłą dziewczyną była Perdita.Matka opowiadała, że Agnes w dzieciństwie za różne wypadki i tajemnicze zdarzenia – takie jak zniknięcie miski śmietany czy rozbicie cennego dzbanka – obwiniała „tę drugą dziewczynkę”.Dopiero teraz Agnes zdawała sobie sprawę, że takie postępowanie nie jest dobrym pomysłem, kiedy – wbrew sobie – ma się we krwi trochę naturalnego czarownictwa.Wyobrażona przyjaciółka zwyczajnie dorosła, nigdzie nie odeszła i zaczęła sprawiać kłopoty.Agnes nie lubiła Perdity, która była próżna, samolubna i złośliwa.Perdita za to nie cierpiała przebywania wewnątrz Agnes, którą uważała za żałosną baryłę o słabej woli, ludzie dawno by ją podeptali, gdyby nie była za duża i za gruba.Agnes tłumaczyła sobie, że po prostu wymyśliła imię „Perdita” jako wygodną etykietę dla tych wszystkich myśli i pragnień, o których wiedziała, że nie powinny jej prześladować, jako imię dla tego irytującego niewidocznego komentatora, który u każdego człowieka siedzi na ramieniu i szydzi.A czasami myślała, że to Perdita ją wymyśliła jako coś, na czym może się wyżyć.Agnes zwykle przestrzegała zasad.Perdita nie.Perdita uważała, że nieprzestrzeganie zasad oznacza „luz”.Agnes wierzyła, że reguły typu „Nie wpadaj do tego głębokiego dołu z kolcami na dnie” powstały w jakimś celu.Perdita sądziła, że – biorąc całkiem losowy przykład – normy zachowania przy stole są pomysłem głupim i represyjnym.Agnes natomiast była przeciwna rzucaniu kawałkami kapusty w innych stołowników
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates