[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gut-Bartosiak MonikaCarpe diemZuzka to dziewczyna z misją, wojownicza herod-baba z głową na karku iniesamowitą energią.Brnie przez życie, rozpychając się łokciami i roztaczaopiekuńcze skrzydła nad swoimi wychowankami w ognisku resocjalizacyjnym.Pełna nieco szorstkiego w odbiorze poświęcenia pochyla się nad loseminnych, nie dbając o własne potrzeby.Pracuje ze zbuntowanymi nastolatkamiz patologicznych rodzin, troszczy się o zagubioną przyjaciółkę Emilkę, któratkwi w okowach toksycznego związku i stara się odbudowywać poprawnerelacje z matką i dziadkiem – to wszystko sprawia, że brakuje jej czasu dlasamej siebie.Tym bardziej więc nie ma czasu na ogłupiające amory.Dlategokiedy na drodze Zuzki staje zamożny biznesmen Dominik Płowy, wywraca jejżycie do góry nogami.ITowarzystwo Przyjaciół Dzieci to jeden z trybików wielkiej machinyoferującej szereg form działalności opiekuńczo-wychowawczej wobecdzieci i młodzieży.W niewielkim mieście Wolinowo*, umiejscowionymna północnym zachodzie Polski, znajdował się odłam tego typu placówki- Środowiskowe Ognisko Resocjalizacyjne.To właśnie tutaj od trzech latpracowała 28-letnia Zuzanna Bartkowiak, uznawana w branży zakontrowersyjnego, aczkolwiek skutecznego pedagoga.Tego mroźnego styczniowego dnia Zuzanna pędziła do pracy nazłamanie karku, opatulając się w biegu wełnianym szalikiem.Długie,lekko kręcone włosy o nieokreślonej barwie powiewały szaleńczo nawietrze, a obcasy krótkich botków stukały o oblodzony chodnik.Przeklinała w duchu komendanta miejskiej policji, z którym odbyła przedchwilą służbową rozmowę.Konfrontacja z tłustym, pozbawionymskrupułów libertynem, który nieprzerwanie zapuszczał żurawia w jejdekolt, wyzuła ją z wszelkich sił witalnych, a przede wszystkimzatrważająco się przeciągnęła.Potrącając przechodniów i żywiołowo przebierając nogami, Zuzannazerkała nerwowo na zegarek.Wskazówki nieubłaganie wskazywały piątąpo południu.„Cholera, cholera, cholera!"* Nazwa fikcyjna.Przełożona rozerwie ją na strzępy z powodu nieobecności naspotkaniu z rodzicami wychowanków.Pierwszy dzień w pracy poświątecznej przerwie i już załapie się na niezasłużoną reprymendę.Takijuż jej los, do licha ciężkiego!Zuzanna wpadła do niepozornego budynku wolinowskiego oddziałuTPD jak torpeda i od razu skierowała się ku schodom wiodącym napiętro, prosto do gabinetu pani kierownik.Mniej więcej w połowie drogizatrzymał ją znienacka okrzyk:- Zuzka!Zatrzymała się gwałtownie i wylądowała z impetem na masywnejdrewnianej poręczy schodów.Jęknęła głucho.- Emilka, do diabła.Ty to potrafisz postawić człowieka do pionu.Śliczna blondynka zarumieniła się uroczo, zawstydzona.- O co chodzi? Nadawaj, byle szybko, bo jestem spóźniona - dodałaZuzka niecierpliwym tonem, odgarniając z twarzy krnąbrne loki.- Jeśli wybierasz się na spotkanie z rodzicami, to przystopuj - Emilkacofnęła się o kilka kroków, przygotowując się na niekontrolowanywybuch.- Już po ptakach.- Co masz na myśli? - zmarszczyła groźnie czoło.- Spotkanie skończyło się kwadrans temu.Swoją drogą co ty robiłaśtyle czasu na komendzie?- Nie pytaj - potrząsnęła z westchnieniem głową.- Gdzie Lucyna?- Poszła do domu.Zapowiedziała, że chce cię widzieć jutro w swoimgabinecie punktualnie o ósmej rano - doskonale imitowała męski głosprzełożonej.- Oczywiście całą złość przelała na mnie.- Och, naprawdę mi przykro - zmartwiła się Zuzanna i zeszła postopniach na dół.Wiedziała, jak bardzo przyjaciółka nie znosi kłótni.-Poradziłaś sobie?- Jeśli masz na myśli to, że stałam jak słup soli, z zatrzymaną akcjąserca przez bite pięć minut, to tak! - zaśmiała sięperliście, poklepując koleżankę po plecach.- Dała mi niezłą jazdę, aleszybko się wycofała.Zuzanna przysiadła na stopniu, zrezygnowana i wyczerpanamorderczym, bezcelowym biegiem przez połowę miasta.- A jak dzieciaki? Wróciły wszystkie?- Nie - Emilka momentalnie posmutniała i usiadła obok przyjaciółki.-W mojej grupie zabrakło trojga, w twojej dwojga.Nie wiem, jak wpozostałych grupach, ale najwidoczniej sylwester dla niektórychrodziców trwa dłużej niż jedną noc.Tu nie trzeba było komentarza.Ognisko tworzy się zwykle dla dzieci w wieku od sześciu do szesnastulat.W wolinowskiej placówce funkcjonowały cztery grupy.Każdyopiekun zajmował się jedną grupą liczącą od dziesięciu do piętnastu osób.Emilka opiekowała się najmłodszymi dziećmi.Natomiast Zuzannawolała zajmować się nastolatkami, ponieważ proces resocjalizacjikrnąbrnej młodzieży traktowała jako życiowe wyzwanie.W ognisku oprócz wychowawców pracowali także inni specjaliścioraz personel administracyjny.Zuzanna podniosła się z miejsca, ponownie otuliła szyję szalikiem iwcisnęła na głowę czapkę, spoczywającą do tej pory w kieszeni czarnegopłaszcza.- Świetnie ci w tym - Emilka pogładziła z lubością rękaw trudnej dookreślenia, delikatnej materii.- Kosztował majątek, ale nareszciewyglądasz jak człowiek.- Dzięki - skrzywiła się.- To mi musi wystarczyć, bo nigdy nie będęprezentowała się tak olśniewająco jak ty, kochana.- Emilka ponownie sięzarumieniła i zaprzeczyła, chyba tylko z wrodzonej skromności.Jejkrucha figurka, złociste, błyszczące włosy, oszałamiająco błękitne oczy,subtelne rysy twarzy i wdzięk budziły zazdrość nie tylko u Zuzki.Trudnospotkać drugą taką śliczną i serdeczną osobę jak Emilka.Zuzanna natomiast nie mogła zaliczyć siebie do grona piękności,poszerzała raczej grupę tzw.przeciętniaków.Byładość wysoka i w miarę szczupła.Miała kręcone włosy nijakiegokoloru, szare oczy i bladą cerę.Ponadto nie należała do tych uległych,sympatycznych, słodkich istot, które tak kochają mężczyźni [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates