[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Dopiero jedenasta.– Tak.Ale jak chcesz, możemy jutro skoczyć na hummus przy Zbawicielu.Koło drugiej?– Dobra.Wyślę ci esa.– Jutro jedziemy do dziadka – mówię.– To jedźcie – Gosia uśmiecha się do mnie słodko.– Czy ja wam bronię? Chodź, odprowadzę cię.Anka opiera się o blat wyspy, światło halogenów pada na jej twarz.Uwypukla łuki brwiowe, kości policzkowe i nos.Nie widzę jej oczu.– Tylko wróć szybko – mówi.– Dzięki za papu – Kris podnosi się z krzesła, kiwa głową w stronę Anki, a potem wyciąga do mnie rękę.– Do widzenia.Odruchowo wstaję i podaję mu dłoń.Jego palce są chłodne i suche.Zaciskają się na moich na sekundę, a potem wiotczeją nieoczekiwanie, jednak chłopak nie cofa ręki.Trwa to kilka sekund, nie więcej, ale w tym uścisku i jego nagłym braku kryje się przekaz.„Ocenił mnie” – pojawia się w mojej głowie bezsensowna myśl.A nawet nie myśl, bo brak w niej jasno sprecyzowanych słów.To raczej świadomość – przez dotyk pozyskał na mój temat jakąś kluczową informację, której nie zdobył wcześniej w rozmowie i podczas wymiany spojrzeń.Ta informacja spowodowała, że zaniechał uścisku, jakby nawet ten minimalny wysiłek wydał mu się wobec mnie zbędny.Ale ręki nie cofnął, pozostawił ją miękką i bierną w mojej dłoni.Bezkostną.To wydaje mi się znaczące, choć nie umiem określić, co właściwie oznacza.Trwające mgnienie oka zdarzenie odbieram jako skrajnie upokarzające.Puszczam jego rękę, jakby mnie parzyła.Opada bezwładnie.– Cieszę się, że pana poznałem – mówi Kris i nie czekając, aż cokolwiek odpowiem, odwraca się i wychodzi z kuchni.Można by ten odwrót odebrać jako ucieczkę z pola bitwy, ale wiem, że tak nie jest.To raczej odruch znudzonego klienta, który – zwabiony krzykliwą wystawą – wszedł do sklepu i przekonał się, że na półkach nie czeka na niego nic interesującego.Do widzenia.Zmarnowany czas.Twarz mnie piecze, na krótką chwilę zaciskam powieki.Głupi, rozpieszczony, bezczelny gnój.Gnój, gnój, gnój.Gówniarz.Dlaczego tak przejmuję się jakimś gówniarzem?! Oczywiście wiem dlaczego.To nie ten dzieciak mnie ocenił, a ja sam siebie.Przez to, co zrobiliśmy w sypialni.Przez to, na co się zgodziłem.– Już – mówi Anka.– Co? – odwracam się do niej bokiem, by nie dostrzegła wyrazu mojej twarzy.– Herbata.Napijesz się?Kręcę przecząco głową i wyjmuję drugie piwo z lodówki.Nie muszę nawet na nią patrzeć, żeby wiedzieć, że krzywi usta w wyrazie dezaprobaty.– Chciałaś coś powiedzieć? – pytam, przełykając pierwszy haust lodowatego karlsberga.– Nie, skąd – odpowiada cierpko, a po chwili milczenia mówi: – Ładny.Ale wolałabym, żeby się z nim nie spotykała.– Ja też.– Rzeczywiście wygląda na Cygana – dodaje półgłosem.– Nie bądź pieprzoną rasistką – zdobywam się na kwaśnożartobliwy ton i wychodząc z kuchni, rzucam przez ramię: – Idę sobie trochę pograć na xboksie.Rozdział 2I64.Dzień.Plener.Panorama Jeziorna.Maria i Wiktor wchodzą na pomost, idą, mijając zacumowane motorówki i jachty.Rozmawiają.– Możesz mi to wyjaśnić? – pyta rozeźlonym głosem Bekon.– Co mam ci wyjaśnić? – odpowiadam pytaniem, przyciskając ramieniem rozgrzanego ajfona do ucha.– Jak mogłaś oddać swoje sceny w takiej formie? To jest totalna fuszerka!– Jaka fuszerka? – cedzę przez zęby.– O czym oni mają rozmawiać, do kurwy nędzy?!– Ja cię proszę, ty panuj nad ozorem! – prawie krzyczę, nabieram tchu, odczekuję kilka sekund i ciągnę spokojniej: – Jakie to ma znaczenie, skoro ich nie słychać? Widzimy ich z daleka.Mewy krzyczą, wiatr wieje, muza łupie.Niech sobie rozmawiają, o czym chcą! Od dupy po zakupy, dowolnie!!!– Zdajesz sobie sprawę, że ten serial oglądają ludzie…– Naprawdę?!– Anka, różni ludzie! Wśród nich są tacy, którzy potrafią czytać z ruchu warg! Nie pamiętasz, jakie były problemy po osiemsetnym odcinku? Jak Wąsowicz rozmawiał z Pokrzycką na imprezie? Muzyka waliła z offu, nawet dźwięku nie nagrywali! Czterdzieści mejli przyszło z protestami, bo się trzoda połapała, że zamiast opowiadać o remoncie klubu, ten debil szczegółowo objaśniał Pameli, co jej zrobi w hotelowym pokoju po zakończeniu zdjęć.I jak.I czym to zrobi!!!– Pamiętam – odpowiadam słodko.– Ale tam oni siedzieli frontem, a kamera pokazywała ich na zbliżeniach.Tu widzimy tylko plecy tej dwójki ze sporej odległości!– Gdzie to pisze? Skąd, do kurwy nędzy, oni mają wiedzieć, że idą daleko tyłem?!– Bekon, ja zaraz wyjdę z siebie – mówię, z trudem panując nad sobą.– Jest napisane.Drugie zdanie.Panorama jeziora.Czy ty nie wiesz, co to jest panorama?– Co? – Bekon milczy przez chwilę, słyszę, jak sapie do słuchawki.– Co ty mi pierniczysz? Gdzie jest napisane?– W drugim zdaniu!– Anka, tu jest napisane „Panorama Jeziorna”.Wielkimi literami!– Słucham? – klikam szybko w ikonkę przybliżenia tekstu na monitorze.– Och, to literówka jest!– Literówka?– No tak.Word musiał mi poprawić.– Ja się zabiję! Scenografka już zamówiła tablicę!– Jaką tablicę?– Z nazwą miejscowości! Panorama Jeziorna.Ma to ustawić przy drodze do pomostu.– Czy wyście powariowali? Przecież w Polsce nie ma takiej miejscowości!– Robimy serial, a nie dokument!!! Piętnaście odcinków temu jedna z bohaterek zaszła w ciążę po oralu, to się raczej nie zdarza.Ani w Polsce, ani nigdzie!– Po pierwsze, nie wiemy, czy tylko po oralu – zaznaczam cierpkim głosem, bo to ja pisałam tamte sceny.– Mogli się też bzyknąć.Między ramkami, wiesz, jak w komiksie.– Raczej nie mogli, bo ona nie straciła dziewictwa.Było to omawiane dziesięć odcinków w tył.– I co z tego, że nie straciła? Mało było takich przypadków w historii, że babie wianek nie spadł z głowy, a z brzuchem latała? No, przynajmniej jeden mogę ci przytoczyć od ręki taki przypadek! A poza tym przestań mi truć dupę, tylko dzwoń i odwołuj tę tablicę! Zaraz ci doślę pedeefa z poprawioną literówką.– Dopisz to.– Co mam dopisać?– Dialog.Żeby wiedzieli, o czym rozmawiać.Błagam.Ja już mam dosyć tych problemów.– A ja ci za…!!! – zaczynam podniesionym głosem, ale urywam w pół słowa i kończę: – Dobrze.– Dobrze? – zaskoczony Bekon odzywa się po dłuższej chwili.– Tak.Ze mną jak z dzieckiem, mówisz – masz.Za pięć minut dosyłam wersję z poprawioną literówką i dialogiem.– Kochana jesteś! Pa! – wykrzykuje Bekon i połączenie zostaje przerwane.Uśmiecham się do siebie i otwieram okno przeglądarki.Hasło, szukaj.Jest.Zaznacz, kopiuj.Wklej.Maria:Litwo, ojczyzno moja!Wiktor:Ty jesteś jak zdrowie.Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie…Przekopiowuję i wklejam dalej.Całkiem długi dialog wychodzi, co najmniej trzy minuty.Potrzebna tylko jedna, ale co tam.Wysyłam pedeefa do Bekona z forwardem do reszty scenarzystów i idę sobie zrobić kawę.Dlaczego ja się tak przejmuję? Jakby było czym, tam nawet nie ma mojego nazwiska w tyłówce, dopilnowałam tego.Strata czasu, tyle że dobrze płacą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates