[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Marcin CzynszakPIELGRZYMKA DO ŹRÓDEŁ.Chłodną ciszę mglistego poranka zakłócił niewyraźny, daleki szum.Walter Thomala spocił się momentalnie mimo dojmującego zimna.Rosjanie.To musieli być Rosjanie.Nerwowym spojrzeniem ogarnął pusty rynek, po którym wiatr gonił samotne kartki, pozostałość po w pośpiechu wywożonych archiwach Wehrmachtu i policji.Ze swojego stanowiska na drugim piętrze ratusza miał dobry widok na niemal całe miasteczko: ogarnęło go dziwne wrażenie, że pozostał w nim zupełnie sam.Chłopak nie zamierzał jednak poddawać się bez walki.Po raz setny spojrzał na leżące w pobliżu trzy granaty i skrzynkę amunicji.Przeładował starego mauzera, rzucił w kąt szalik i ciepłe palto, by nie krępowały ruchów.Poprawił grube okulary.Szum, będący najwyraźniej warkotem silników, przybliżał się.- No, chodźcie - wyszeptał.Tymczasem na rynek wjechali nie Sowieci, a jedynie dwa stare, wojskowe samochody.Niemieckie samochody.Walter osunął się na ziemię z ciężkim westchnieniem ulgi.Po chwili biegł już na dół po schodach, to znaczy schodził tak szybko, jak pozwalała mu chora noga.- Stać! Rzuć broń! - powstrzymał go ostry krzyk już na progu ratusza.Nic nie widział: oślepiło go słońce, które wychyliwszy się nagle zza chmur liznęło chciwie zmrożoną warstewkę śniegu, pokrywającą rynkowy bruk.Wiosna w roku 1945 nie śpieszyła się.- Nie strzelajcie, ja jestem Niemcem, ja.- mówił szybko Walter, rzucając karabin na ziemię.Słońce ponownie skryło się za chmurami, ale niebieski powidok pozwalał mu rozróżnić jedynie kilka ciemnych, nierealnych sylwetek, wyglądających dziwnie, jak duchy.Groteskowe wrażenie potęgowała posępna cisza i papiery, wirujące wokół nich.Dopiero po chwili oczy przyzwyczaiły się i Thomala przyjrzał się przybyłym.- Możesz opuścić ręce - powiedział nieprzyjemnym, skrzekliwym głosem wysoki, chudy mężczyzna w mundurze Sturmbannfuhrera Waffen-SS z insygniami dywizji pancernej „Totenkopf.Najwyraźniej to on dowodził.Oprócz niego z poobijanego kubelwagena i starej ciężarówki wysiadło jeszcze trzech cywilów, czterech żołnierzy Wehrmachtu i dwóch grenadierów Waffen-SS.- Herr Sturmbannfuhrer, melduje się szeregowy Walter Thomala, czternasty batalion Volksturmu, przydzielony do pułku.- zaczął energicznie jedyny obrońca miasteczka.- Jesteś tu sam? - przerwał mu jeden z cywilów, niski grubas w brudnym, czarnym prochowcu, ściskający w ręku małą walizeczkę.- Tak jest - odrzekł Walter.- Ostatnie jednostki wojskowe wycofały się cztery dni temu.Większość mieszkańców odeszła wraz z nimi.Pozostał tylko nasz batalion, mieliśmy bronić miasteczka przed Sowietami do ostatniej kuli.- Wasz batalion? - spytał drugi cywil, niepozorny brunet w skórzanej kurtce i wysokich butach.- A gdzie reszta?- No, był jeszcze listonosz Mennitz i stary Brautigam - opuścił głowę Thomala - ale oni.- Dezercja - skrzywił się oficer.- Upadek i zepsucie.Niemcy uciekają, zamiast stawić opór podludziom.Oto, dlaczego wciąż jesteśmy potrzebni.Nasza misja jeszcze nie skończona.Podszedł do Waltera i spojrzał mu z bliska w oczy.Chłopak zbladł, ale wytrzymał.- Ile masz lat, synu? - spytał niemal łagodnie.- Osiemnaście, panie Sturmbannfuhrer - odpowiedział Walter zgodnie z prawdą.- Gdzie twoi rodzice?- Jestem sierotą.- Dlaczego nie jesteś na froncie?! - W tym pytaniu była już nietłumiona złość.- Oczy.Poważna wada.I chora noga.- tłumaczył się Thomala, blednąc.- Noga.Oczy.Poważna wada - rzucał SS-man z kpiną.- Masz szczęście, synu.Mamy dobrego lekarza.Doktor Manteuffel zajmie się tobą - dokończył, wskazując na grubasa z walizeczką.A gdy pojął, że Walter nic nie rozumie, dodał:- Zabieramy cię.Jeśli umiesz nosić karabin, przydasz się.Wcielam cię do naszej jednostki; od teraz należysz do Einsatzgruppe B, której jesteśmy częścią.Chwilowo bez łączności z dowództwem i Brigadefuhrerem Naumannem.Rozumiesz?Walter nie był pewien, czy rozumie.Wiedział coś o Einsatzgruppen, strażnikach tyłów, dzielnych pogromcach sabotażystów i bandytów, tropicielach zdradzieckich Żydów i komisarzy.Na wschodzie, w Rosji.Ale.tutaj? W Kraju Warty? Od tamtych zdarzeń oddzielała ich przecież cała Generalna Gubernia.- Ja jestem Sturmbannfuhrer Kurt Ehrlich i obecnie dowodzę jednostką - kontynuował oficer.- To jest inspektor Schau z Kripo - wskazał na cywila w wysokich butach.- To doktor Manteuffel - grubas skinął głową - a to inżynier Schreck.- Ostatni z cywilów, siwiejący brodacz o zmęczonej twarzy, nie zaszczycił ich spojrzeniem.- Rozdzielono nas z resztą zgrupowania w czasie potyczki pod Allenstein.Obecnie, według wytycznych otrzymanych przez radio, kierujemy się na zachód, wciąż wykonując nasze zadania.Polecono mi zbierać także żołnierzy z rozbitych oddziałów.- Skinął głową w stronę palących papierosy szeregowców.- Natychmiast, gdy ruszy kontrnatarcie, powrócimy na tereny wschodnie, posuwając się za głównymi siłami naszej armii.Mam pewne informacje, że nastąpi to już niebawem.Walter był szczęśliwy.Rosła w nim znowu pewność zwycięstwa, wiara w niezwyciężoną armię i Fuhrera.Thomala wierzył.W gruncie rzeczy nigdy nie zwątpił w ostateczną wiktorię.Dlatego sam jeden pozostał w opuszczonym mieście, ze starym karabinem i trzema granatami.Niemcy ponad wszystko.Znowu uchwycił się tej myśli.Z całej siły.Bo tylko to mu pozostało.***Gałęzie niskich drzew bez ustanku siekły dach ciężarówki.Dziury i wyboje leśnej drogi sprawiały, że jechali bardzo wolno, a trzęsło i tak niemiłosiernie.Pod plandeką starego wozu siedzieli czterej żołnierze Wehrmachtu i Walter.Za sobą widzieli jedynie wąski pas ścieżki, powoli ginący w mroku, zlewający się w jedno z czarnymi drzewami za sprawą zapadających ciemności i siąpiącego, zimnego deszczu.- Sytuacja na froncie? - uśmiechnął się kpiąco jeden z żołnierzy, zagadnięty przez Waltera; przedstawił się jako Willi.- Myślisz, że jąznamy? Możliwe, że front dawno nas minął i jest o wiele kilometrów na zachód.Radiostację ma tylko major Ehrlich, a on niewiele mówi.- A jak mówi, to od rzeczy - mruknął drugi żołnierz, Johann.- Co? Jak to „od rzeczy”? - zdziwił się szczerze Walter.- Nieważne - przerwał ostro Willi.- To teraz nasz dowódca.Nasz oddział rozbili Ruscy jakiś miesiąc temu - dodał, patrząc na Thomalę.- Parę dni błąkaliśmy się, próbując trafić na jakąś jednostkę, ale wszędzie byli Sowieci.Potem spotkaliśmy majora Ehrlicha i ich.Teraz przebijamy się na zachód.Dowódca ma instrukcje bezpośrednio z Berlina.- Ale jakie instrukcje - odezwał się milczący dotąd trzeci żołnierz, Sepp - tego już nie wiemy.Zapadła cisza, zakłócana tylko warkotem silnika i chrapaniem ostatniego wojaka, Rajmunda.Walter zauważył, że wszyscy czterej nie mogą być od niego dużo starsi; mieli najwyżej po dwadzieścia parę lat.Jednak nie było w nich nic z młodzieńczego zapału, energii, żywotności: wydawali się jakby o wiele starsi.Sepp i Willi byli już zresztą, co dziwne, wyraźnie posiwiali [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates