[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Śmiałam się.- To może opiszę trochę inaczej moje autko - powiedział.- Małe, czerwone, z lusterkiem w przesłonie słonecznej dla pasażera, bardzo szerokimi oponami i dobrym stereofonicznym radiem.Porządnie rozczesałam włosy.Wysuszyłam, zdążyłam nawet wymodelować.Zastanawiałam się, czy robić makijaż.Nie zdążyłam się wyspać.Oczy same się zamykały.- Nie! - zdecydowałam.Żadnego makijażu.Jeszcze tego brakowało, żebym tarła oczy i rozmazywała tusz po policzkach.Zawsze trę oczy, jak mi się chce spać.Włożyłam do torby kosmetyki.W ostatniej chwili przypomniałam sobie o szczoteczce do zębów.Zeszłam na dół.Chłopcy przyjechali punktualnie.Ten jego kumpel nazywał się Grzesiek.Miał blade wyłupiaste oczy i od razu pomyślałam sobie, że wygląda na kretyna.- Gdzie siadasz, z przodu czy z tyłu? - zapytał Marek.Spojrzałam na tylne siedzenie.Leżał tam puchaty beżowy koc i to chyba przesądziło sprawę.Poczułam się okropnie śpiąca, zmęczona nieprzespaną nocą i trudnym kolokwium.- Z tyłu - mruknęłam.Marek wziął ode mnie torbę i włożył do bagażnika.Położyłam się, otuliłam się kocem.Samochód wcale nie był taki mały, zrobiło mi się ciepło i przytulnie.Po paru godzinach obudziłam się.Docierały do mnie strzępy rozmowy.- Myślę, że z tymi odczuciami na wysokości to jest u każdego trochę inaczej - mówił Marek.- Ja sam nigdy nie odczuwałem lęków związanych z przebywaniem na wysokości.Przetarłam oczy.Zaczęłam się zastanawiać, czy ci dzielni faceci też się czasem boją.Ten Grzesiek to na pewno jest odważny, pomyślałam.Wygląda na debila.Wiadomo, głupiemu łatwiej.Ciekawe, co powie ten Marek.Natężyłam uszu.- Nieważne, czy na balkonie, ścianie, urwisku czy w czymś, co lata.Paniczny strach przeżyłem.Grzesiek wtrącił parę słów, ale nie usłyszałam.- Był to listopad, siąpił deszcz.Nocne loty w trudnych warunkach atmosferycznych - mówił Marek.- Podstawa dolna chmur około czterysta metrów, a górna na dziesięciu kilometrach.Chmury gładkie, bez żadnych wybudować.Niskie, ciężkie chmury i mżawka.Obrzydliwa listopadowa pogoda, pomyślałam.- Ciemna noc, księżyc w nowiu.Moim zadaniem był lot po trójkącie, nad chmurami, na wysokości dwunastu kilometrów.Dwunastu kilometrów, powtórzyłam w myśli.Poczułam zawrót głowy.Ja tu próbuje latać na wysokości kilkudziesięciu metrów i ciągle coś mi nie wychodzi.I nawet Jadwiga straciła do mnie cierpliwość.A ten tutaj.Nawet ten Grzegorz rozdziawił gębę i nie komentował.Oczywiście nie widziałam jego twarzy, ale łatwo mogłam to sobie wyobrazić.Marek opowiadał dalej.- Po przebiciu się przez chmury wydostałem się pod rozgwieżdżone niebo, o tak ogromnej ilości gwiazd, jakiej nigdy z ziemi nie da się zobaczyć Nabierając wysokości rozkoszowałem się tym wspaniałym widokiem.Po osiągnięciu dwunastu kilometrów i przejściu do lotu poziomego, jakoś niechcący spojrzałem w dół.W tym momencie ogarnął mnie duszący zwierzęcy strach.Pode mną, wszędzie, gdzie tylko mogłem spojrzeć, były wyłącznie gwiazdy, śladu obecności ziemi - wrażenie wysokości nieskończonej Nie chcąc, żeby potem robiono sobie ze mnie drwinki, nic nie mówiłem przez radio i pomimo tego ściskającego gardło zupełnie nieracjonalnego strachu wykonałem cały lot według przyrządów Strach minął dopiero po ponownym wejściu w chmury.Potem od starszych kolegów dowiedziałem się, że czasami, bardzo rzadko, zdarza się, że chmury są tak gładkie, że niebo odbija się w nich jak w lustrze.Podobno zawsze wywołuje to strach.To tez w końcu jakiś rodzaj lęku wysokości.Grzesiek naraz zaczął rzucać jakieś techniczne uwagi.Od razu zauważyłam, że do pięt tamtemu nie dorasta.Ale ja byłam jeszcze słabsza, dużo słabsza niż on.U mnie tak jest że noc wszystko wzmacnia.Nawet drobiazg może stać się złym snem.Poczułam że bez powodu po policzkach płyną mi łzy.Ten człowiek robił tyle wspaniałych rzeczy, Jadwiga lata dużo lepiej ode mnie.Poczułam, że się okropnie wygłupiłam.Co ja tu robię między takimi niezwykłymi ludźmi.Wpraszam się do jakiegoś zagranicznego samochodu i udaję koleżankę kogoś takiego jak oni.Grube nieporozumienie.Nigdy nie będę taka sprawna jak oni.Może powinnam wysiąść i wrócić do domu najbliższym pociągiem.Otarłam łzy rękawem.To po prostu puściły nerwy, próbowałam się pocieszyć.Po kolokwium, po dziwnym przeczuciach Jadwigi.Ona nie powinna mówić mi takich rzeczy.Słowa mają dużą siłę.Mogą spowodować tragedię.Spojrzałam na chłopców.Grzesiek oparł głowę o szybę.Chyba spał.I znowu pomyślałam, że moja znajomość z Jadwigą mimo wszystko była skazana na niepowodzenie.Mam potrzeby seksualne, których ona w pełni nie może zaspokoić.Nie ożeni się ze mną.Nie będziemy miały dzieci.Może jednak ta jedna jedyna największa miłość mojego życia to będzie ktoś inny niż Jadwiga.Za Jankiem już chyba nie tęskniłam.Znałam teraz wielu fajnych chłopaków.Byłam w rozterkach.Szybko jednak otrząsnęłam się z tych ponurych myśli.Do przekroczenia pewnych barier w zaspokajaniu potrzeb fizycznych trzeba przede wszystkim odwagi, to musi być męska decyzja.A właśnie osobowość Jadwigi dominowała w naszym związku, choć to ja byłam odrobinę starsza i wyższa o trzy centymetry.Wierzyłam, że Jadwiga znajdzie jakiś sposób, podejmie męska decyzję.Tak straszliwie mi na niej zależało.- Nie śpisz? - usłyszałam nagle głos Marka.Nie odpowiedziałam.Wyciągnął do tyłu rękę i podał mi landrynkę.Wzięłam bez słowa.On też już się nie odezwał.Włączył cicho muzykę.Naciągnęłam koc na głowę i znowu zasnęłam.A jak znowu otworzyłam oczy, samochód stał już przed schroniskiem.Przez uchylone drzwi sączyła się smuga światła.Kamienne schody zapraszały.Tam gdzieś w środku czekała na mnie Jadwiga.- Możesz spać w samochodzie - powiedział Grzesiek.Podniosłam się gwałtownie.Wstrząsnął mną dreszcz.- Dziękuję! - zawołałam.Wbiegłam po schodkach.Recepcjonistka od razu podała mi klucz.Znalazłam pokój.Pachniało różami.Bezbłędnie rozpoznałam dezodorant, którego używała Jadwiga.Ona nigdy nie robiła makijażu.Ubierała się najprościej, jak można, niemal po męsku.Wiedziała jednak, że przy uprawianiu sportu człowiek się poci.Kąpała się zawsze w olejkach aromatycznych i po wyjściu z wody obficie spryskiwała się dezodorantem o zapachu skalnych róż.Zapaliłam światło.- Zgaś to bździdło! - krzyknęła jakaś dziewczyna.Nie znałam jej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates