[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przyszedł posłuchać wykładu tego Angola na temat statystyk i prawdopodobieństw? To ja znam Catherine najdłużej.To mnie nic nie zaniepokoiło.Jestem zbyt głupi, zbyt samolubny, zbyt ślepy.- Korci, żeby się obwiniać, prawda? - Bell znów czytał w jego myślach.- W moim przypadku takie są fakty.- Cardinal usłyszał gorycz we własnym głosie.- Ależ ja robię to samo - odparł doktor.- Takie są skutki samobójstwa.Wszyscy bliscy osoby popełniającej samobójstwo uznają, że nie zrobili wystarczająco dużo, nie byli dostatecznie wrażliwi, że powinni interweniować.Ale to nie znaczy, że te uczucia są właściwą oceną rzeczywistości.Powiedział jeszcze o paru sprawach, które Cardinalowi umknęły.Jego umysł był jak wypalony budynek.Skorupa.Jak mógł oczekiwać, że będzie wiedział, co się dzieje wokół niego w danym momencie?Gdy wychodził, doktor Bell przyznał:- Catherine miała szczęście, że była pańską żoną.Wiedziała o tym.Słowa doktora znów zbiły go z nóg.Ledwie zdołał się pozbierać, jak pacjent wkrótce po operacji.Niemal zataczając się, przeszedł przez poczekalnię - w objęcia złotej, słonecznej jesieni.Dom Pogrzebowy Desmonda mieści się dokładnie na rogu Sumner i Earl Street, co oznacza, że każdy, kto wjeżdża do miasta lub wyjeżdża z niego, musi obok niego przejechać.To takie memento mori dla mieszkańców Algonquin Bay.Nie jest to piękny budynek.Niewiele ładniejszy od betonowego klocka pomalowanego na kremowo, żeby trochę złagodzić surowość jego kształtu i rozjaśnić mrok jego przeznaczenia.Za każdym razem, gdy ojciec Cardinala przejeżdżał obok, wygrażał mu i krzyczał: „Jeszcze mnie pan nie dorwał, panie Desmond! Jeszcze nie!”Ale oczywiście w końcu pan Desmond dorwał starego Stana Cardinala, tak jak wcześniej dorwał matkę młodego Cardinala i jak dorwie każdego mieszkańca Algonquin Bay, a przynajmniej katolików.Parę przecznic dalej był następny dom pogrzebowy, z jego usług korzystali protestanci, i jeszcze jeden, nowszy, który zdawał się robić niezły interes na żydach, muzułmanach i zmarłych innych wyznań.Pan Desmond nie był pojedynczym człowiekiem, ale wieloosobowym bytem, którego smutne, choć konieczne powinności spełniali energicznie liczni synowie, córki i krewni o nazwisku Desmond.Gdy Cardinal przekroczył próg domu wraz z Kelly, poczuł zapierające dech wzruszenie.Zaczęły mu drżeć kolana.David Desmond, zawsze dokładny, schludnie ubrany młody człowiek, uścisnął im ręce.Ubrany był w dobrze skrojony szary garnitur, ozdobiony jedynie prostokątną, idealnie wykrochmaloną chusteczką wystającą z górnej kieszonki.Na nogach miał błyszczące półbuty, które bardziej pasowałyby do starszego mężczyzny.- Ludzie zaczną się schodzić za czterdzieści trzy minuty - poinformował.- Chcieliby państwo teraz wejść?Cardinal przytaknął.- Dobrze.Pójdziemy do Sali Różowej, drugie drzwi po prawej, zaraz obok komody z zegarem.Desmond junior wyjaśnił to tak szczegółowo, jakby mieli iść na dłuższą wyprawę, a nie przejść kilka metrów pastelowego chodnika.I tak zresztą poszedł z nimi i otworzył dębowe drzwi.- Proszę - powiedział.- Będę w pobliżu, gdyby państwo czegoś potrzebowali.Cardinal był już w tej sali i wiedział, jak wygląda: ściany w odcieniach spokojnego różu, kanapy i fotele w podobnych kolorach, gustowne stoliczki, na których stały lampy rozlewające wokół rozproszone, stonowane światło.Jednak gdy wszedł do środka, gwałtownie się zatrzymał.Z gardła wydobył mu się pojedynczy dźwięk, jakby westchnienie, głośniejszy wydech.- Co się stało? - Usłyszał za plecami głos Kelly.- Coś nie tak?- Prosiłem, żeby nie otwierali trumny - wykrztusił.- Nie myślałem, że ją znowu zobaczę.- Och.Ja też nie.Oboje stali w progu.Na końcu sali leżała, czekając na nich, Catherine.- Mam im powiedzieć, żeby zamknęli? - zapytała w końcu Kelly.Nie odpowiedział.Powoli, niepewnym krokiem przemierzył pomieszczenie, jakby w każdej chwili mogła rozstąpić się pod nim podłoga.Parę lat wcześniej, gdy jego matka spoczywała w tej samej sali, jej postać w trumnie ledwie ją przypominała.Choroba, która ją trawiła, nie pozostawiła śladu po radosnej, silnej, zawsze kochającej go kobiecie.Gdyby nie okulary i aura waleczności, jego ojciec też wyglądałby zupełnie obco.Catherine pozostała sobą: szerokie brwi, pełne usta, maleńkie dołeczki, brązowe włosy z wdziękiem opadające lokami do ramion.Cardinal nie chciał wiedzieć, w jaki sposób Desmond zamaskował uszkodzenia powstałe na skutek upadku.Lewa kość policzkowa była całkowicie zmiażdżona, a przecież jego żona się nie zmieniła, jej twarz była nienaruszona, policzki nietknięte.Cardinal poczuł nowy rodzaj bólu.Chociaż ból to nie było właściwe słowo, by opisać krainę cierpienia, kontynent żalu.Po chwili siedział skulony na jednej z różowych kanap.Był wyczerpany, oddychał z trudem.Obok usiadła Kelly, w ręku miała garść przemoczonych chusteczek.Ktoś do niego mówił.Cardinal podniósł się niepewnie i uścisnął dłonie państwa Walcottów, sąsiadów z Madonna Road.Ci emerytowani nauczyciele wciąż kłócili się o byle co.Dziś jednak najwyraźniej zawiesili broń i prezentowali jednolity front, formalność i powściągliwość.- Bardzo nam przykro z powodu tej ogromnej straty - powiedział pan Walcott.- Co za tragedia.- Pani Walcott podeszła bliżej.- W taki cudowny czas.- Tak - zgodził się Cardinal.- Jesień zawsze była ulubioną porą roku Catherine.- Czy potrawka dotarła bez problemu?Cardinal popatrzył na Kelly; przytaknęła.- Tak, dziękuję.To miłe z państwa strony.- Wystarczy podgrzać.Dwadzieścia minut w stu dwudziestu stopniach.Przybywały kolejne osoby.Pojedynczo podchodziły do trumny, niektóre klękały i się żegnały.Nauczyciele z Northern University i miejscowego college’u, w którym uczyła Catherine, również jej byli uczniowie.Biały jak gołąb pan Fisk, przez lata prowadzący sklep fotograficzny, aż w końcu załatwiły go - i połowę Main Street - promocje hipermarketów.- Wspaniałe zdjęcie, Catherine z aparatami - powiedział pan Fisk.- Dokładnie taka przychodziła do mojego sklepu.Zawsze w tej kurtce i33kamizelce wędkarskiej.Pamięta pan tę kamizelkę? Nerwowość przejawiała się w nim ożywieniem, jakby rozmawiali o ekscentrycznym znajomku, który się wyprowadził.- Dużo ludzi - dodał, rozglądając się z aprobatą.Studenci Catherine, jedni w średnim wieku, inni młodzi i zapłakani, cicho składali na ręce Cardinala słowa otuchy.Nieważne, jak bardzo były banalne i oklepane, w zdumiewający sposób przebijały go na wylot.Kto by pomyślał, że zwykłe słowa mogą mieć taką moc?Pojawili się jego koledzy z pracy: McLeod w przymałym garniturze, Collingwood i Arsenault, którzy wyglądali jak duet bezrobotnych komików.Larry Burke przeżegnał się przed trumną i przez jakiś czas stał tam z pochyloną głową.Nie znał zbyt dobrze Cardinala, był nowy w zespole, ale przyszedł, by wyrazić swój żal i współczucie.Delorme przyszła w ciemnoniebieskiej sukience.Cardinal nie mógł przypomnieć sobie, kiedy po raz ostatni widział ją w sukience.- To smutny dzień.- Przytuliła go.Czuł, że lekko drży, że dusi w sobie łzy współczucia.Nie mógł wykrztusić ani słowa.Uklękła na parę minut przed trumną, potem wstała i jeszcze raz go uścisnęła.Oczy miała wilgotne [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates