[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W okolicach Pickax nazywano go panem Q.Lois wróciła w końcu z kuchni, niosąc dwa kawałki szarlotki i dzbanek kawy; widelce, serwetki i kubki pomieściła w kieszeni fartucha.Usiedli we wnęce w pobliżu kuchni, aby mogła wykrzykiwać instrukcje do gotującej obiad kobiety.Sama Lois podawała do stołów, inkasowała pieniądze i moderowała otwarty dla wszystkich talk-show, którego arenę stanowiły okoliczne stoliki.- No więc, panie Q - zaczęła - ominął cię tego popołudnia niezły konkurs oratorski.Wszyscy rozprawiają o przyjeździe gwiazdy filmowej do miasteczka.Myślisz, że będzie się tu stołować?Wciąż podejrzewając oszustwo, odparł wymijająco:- Fakt, że mieszkała w Hollywood przez pięćdziesiąt lat, nie robi z niej jeszcze gwiazdy kina.Mogła być księgową, policjantką albo prezesem banku.Kimkolwiek jest - pomyślał - musi mieć kasę, skoro kupuje dom na Miłej.Lois wrzasnęła w kierunku kuchni:- Effie! Nie zapomnij rozmrozić sosu z żurawin!.Ale ciekawa rzecz, panie Q - nikt sobie w tych stronach nie przypomina Thackerayów.- Trzeba sprawdzić, czy jest spokrewniona z Williamem Makepeace'em Thackerayem - zażartował.- Nie znam takiego.Co robi?- To pisarz, ale ostatnio niczego nie wydał.- I, Effie, dorzuć trochę przyprawy czosnkowej do puree z ziemniaków! - ryknęła.- Brzmi smakowicie - rzekł Qwilleran.- Wziąłbym z chęcią indyka na kolację.Lois krzyknęła:- Effie! Przygotuj opakowanie na wynos dla pana Q - i dorzuć trochę mięsa dla jego kotów.- Swoją drogą - odezwał się - o co chodzi z tym ruchem na sąsiedniej ulicy? Ciężarówki jeżdżą jak najęte.- Wyprowadzają się! - powiedziała.- Krzyżyk na drogę! Po co komu taki sklep w centrum?Zaczekał na swoje „opakowanie” i udał się na róg ulicy Kościelnej i Sosnowej, gdzie do ciężarówek ładowano wielkie kartonowe pudła, wywożąc je w bliżej nieokreślonym kierunku.Napisy na pudłach informowały o ich zawartości: lodówki, zmywarki, kuchenki i telewizory.Zwrócił się do człowieka zawiadującego załadunkiem:- Albo się przenosicie, albo trafiliście w tym tygodniu na niezłego klienta.- Mamy nowy budynek przy Sandpit Road - stalowa hala z prawdziwym dokiem załadunkowym.Dużo miejsca dla ciężarówek.Gmach, z którego się wynosili, stanowił spiętrzoną masą kamieni wciśniętych między fasady sklepów o znacznie krótszym rodowodzie.Musiał mieć ponad sto lat.Kamieniołomy okręgu pracowały wówczas pełną parą, a Pickax pięło się w górę w glorii sławy Kamiennego Miasta.Dopiero teraz zdał sobie z tego sprawę.W bocznych murach brakowało okien, a frontowe wejście zabito dechami.Wąsacz przeszedł na drugą stronę ulicy i po raz pierwszy zadał sobie trud, by przyjrzeć się architekturze budynku: cztery kolumny podpierały kamienny fronton, na którym wyryto prosty napis OPERA.Zauważył, że także mniejsze budynki po obu stronach gmachu zostały opuszczone.Coś się zaczynało dziać w centrum Pickax!Qwilleran wrócił do domu w przebudowanym składzie na jabłka, równie starym co budynek opery.Ośmioboczny, wysoki na trzynaście metrów dom stał na podbudówce z polnych kamieni, a jego ściany pokrywał szalunek z sezonowanego drewna.Działka zajmowała zalesiony teren na obrzeżach miasta.Wjeżdżając na podwórko, wąsacz czuł na sobie wzrok dwóch czujnych kotów przyglądających mu się niecierpliwie z kuchennego okna.Były to postawne syjamczyki o jasnopłowej sierści i smukłych łapach.Ich uszy i maski wokół oczu miały barwę pieczęci z laki, a ogony sprężystość bicza.No i miały nieziemsko niebieskie oczy.Yum Yum była zalotną małą kobietką, która mruczała, ocierała się o kostki i błagalnie wlepiała w Qwillerana ślepia z nutką fioletu.Wiedziała, jak dostać to, na czym jej zależy, naturę miała na wskroś kocią.Koko był za to stupięćdziesięcioprocentowym kotem.Smukły, gibki i umięśniony, miał najbardziej niebieskie z niebieskich oczu, w których pobłyskiwała inteligencja, a oprócz niej coś jeszcze - niebywała intuicja.Zdarzały się sytuacje, w których kocur znał odpowiedź, zanim Qwilleran zdążył postawić pytanie.Jego prawdziwe imię brzmiało Kao K'o-Kung.Gdy Qwilleran wszedł do składu, Yum Yum ucieszyła się perspektywą posiłku z indyka.Koko bardziej zajmowała automatyczna sekretarka; czekała na niej nowa wiadomość.Kobiecy głos informował:- Qwill, wychodzę wcześniej z biblioteki i idę na obiad do klubu ornitologicznego.Dziś będzie mowa o czarnogłówkach.Zadzwonię po powrocie do domu i będziemy mogli porozmawiać o Thelmie Thackeray.A bientôt.Nie przedstawiła się i nie było takiej potrzeby.Polly Duncan odgrywała w jego życiu główną rolę kobiecą.Była w jego wieku i tak jak on interesowała się literaturą, pełniąc obowiązki dyrektora biblioteki miejskiej w Pickax.Pierwsze, co go w niej zainteresowało, to jej muzykalny głos.Nawet teraz, słuchając wiadomości, poczuł przyjemny dreszczyk, który niemal usunął w cień znaczenie jej słów.Qwilleran podziękował Koko za to, że zwrócił mu uwagę na otrzymaną wiadomość, i zapytał Yum Yum, czy znalazła jakieś skarby w koszu na śmieci.Mówienie do kotów, jak sądził, wspaniale rozwija ich nieszablonowy intelekt.Mięso z indyka zostało posiekane i ułożone na dwóch talerzach pod kuchennym stołem, gdzie koty wchłonęły je z dzikim animuszem.Dłuższą chwilę zajęła im poobiednia toaleta.Im hojniejsza ofiara, tym dłuższe ablucje - wyrozumiale pokiwał głową wąsacz.Po czym głośno oznajmił:- „Strzała Belwederu” odjeżdża do wszystkich stacji docelowych na wschodzie!Yum Yum i Koko wskoczyły do płóciennej torby na ramię, którą odkupił od biblioteki w Pickax.Miała odpowiednią wielkość dla dziesięciu książek albo dwóch zaprzyjaźnionych kotów.Belweder, czyli zabudowana ze wszystkich stron ośmioboczna altana, znajdował się w ptasim ogrodzie.Wieczorami syjamczykom dostarczały tu rozrywki ptaki i małe czworonogi, po zapadnięciu zmroku powietrze gęstniało zaś od nocnych woni i dźwięków.Qwilleran posiedział chwilę w towarzystwie kotów i wrócił do środka, chcąc popracować jeszcze nad rubryką „Piórkiem Qwilla”.Co jakiś czas odbierał telefony od przyjaciół chcących porozmawiać o znakomitości z Hollywood: od Pogodnego Jimmy'ego, meteorologa stacji PKX FM; od Celii Robinson O'Dell, jego ulubionej specjalistki od bankietów; od Susan Exbridge, sprzedawczyni antyków; od państwa Lanspeaków, właścicieli domu towarowego.W pewnym momencie przerwał mu telefon od Lisy Compton, żony dyrektora kuratorium
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates