[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.ALONSOJa nic nie słyszałem.ANTONIOGłos mógłby uszy potworów przerazićI ziemią wstrząsnąć! To było ryczenieCałej lwów trzody.ALONSOCzyś słyszał, Gonzalo?GONZALONa honor, panie, słyszałem brzęczenieDziwnej natury, które mnie zbudziło.Ledwom cię trącił i otworzył oczy,W ich ręku nagie miecze zobaczyłem;A i to prawda, że słyszałem szelest.Bądźmy ostrożni, miejsce to opuśćmy,A dla pewności dobądźmy oręży.ALONSOWięc idźmy dalej i biednego synaSzukajmy jeszcze.GONZALOOn jest na tej wyspie.Od dzikich zwierząt zachowaj go, Boże!ALONSOIdźmy!ARIEL(na stronie)Ja panu, com zrobił, obwieszczę:Ty, królu, błąkaj się za synem jeszcze.Wychodzą.SCENA IIWchodzi Kaliban z wiązką drzewa.Słychać grzmot.KALIBANWszystkie zarazy przez słońce wyssaneZ bagien, trzęsawisk, niech Prospera ciało,Cal jego każdy chorobą okryją!Duchy mnie jego słyszą, lecz kląć muszę.One mnie szczypią i jak jeże kłują,Ciskają w błoto, jak błędne ognikiŚród nocy z drogi na manowce wiodą,Gdy im Prospero męczyć mnie nakaże.Za lada fraszkę wypuszcza je na mnie;Czasem jak małpy wyszczerzają zęby,Klapią, kąsają; czasami jak jeżeLeżą na drodze i podnoszą kolceWłaśnie, gdzie gołą stąpać muszę nogą;Czasem mnie żmije owiją dokołaI rozłupanym syczą mi językiem,Że aż szaleję.Patrz, patrz, (wchodzi Trynkulo) to duch jego,Leci mnie dręczyć, bo nazbyt leniwoDrzewo im niosłem.Upadnę jak długi,A może jeszcze wymknąć mi się uda.TRYNKULOAni drzewa, ani krzaku, aby się ukryć przed słotą, a tu nowa zbiera się burza; słyszę już, jak wyje z wiatrami.Ta ogromna tam chmura, ta czarna, wygląda jak stara beczka już gotowa cały swój wylać trunek.Jeśli ma znowu grzmieć jak przed chwilą, nie wiem, gdzie schronić głowę; a ta przeklęta chmura lada chwila zacznie lać wodę cebrami.(spostrzegając Kalibana) A to co za stworzenie? Człowiek czy ryba? Umarły czy żywy? To ryba; zapach ma ryby, starej, zepsutej ryby; gatunek sztokfiszu nie najpierwszej świeżości.Osobliwsza ryba! Gdybym był w Anglii, jak już raz byłem, a miał tę rybę, choćby tylko malowaną, nie ma jarmarcznego gawrona, który by mi za pokazanie tynfa nie zapłacił.Tam z taką potworą można wyjść na ludzi; tam lada bestia osobliwa może człowieka na nogi postawić, bo tam ludzie, co nie chcą dać złamanego szeląga na wspomożenie kulawego żebraka, nie pożałują dziesięciu za pokazanie umarłego Indianina.Ma nogi jak człowiek, a płetwy niby ręce! Ciepły, na uczciwość! Odstępuję teraz od pierwszej myśli; to nie ryba, ale wyspiarz, dopiero co piorunem zabity.(grzmi) Ach, nadchodzi znowu burza! Najkrótsza dla mnie droga wsunąć się pod jego sukmanę, bo nie widzę innego schronienia w bliskości.Bieda dziwnych daje nieraz człowiekowi kompanów.Zostanę tak owinięty, dopóki burza nie wyleje wszystkich swoich mętów.Wchodzi Stefano z butelką w ręku, śpiewając.STEFANONie wrócę więcej na morze, na morze,Lecz tu umrę na lądzie; —Szkorbutyczna[23] to nuta, ledwo na pogrzeb dobra.Ale tu moja pociecha (pije).I ja, i kapitan, i sternik przy flisie,Wszyscyśmy kochali w swym czasie,Magdusię i Józię, Anusię, Marysię,Lecz żaden z nas nie dbał o Kasię;Bo ona swej gąbki językiem bogatymBez końca wołała do majtka: idź z katem!O dziegieć i smołę troszczyła się mało,Choć krawczyk mógł skrobać, gdzie bądź ją świerzbiało.Więc dalej, na morze, zostawcie ją z katem!I to także szkorbutyczna nuta; ale tu moja pociecha (pije).KALIBANNie dręcz mnie — och!STEFANOA to co znowu? Czy diabłów tu mamy? Czy drwicie z nas, przebrani za dzikich ludzi i Indian? Ha! Nie dlatego uszedłem mokrej śmierci, żebym się zląkł czterech nóg waszych; bo powiedziane było: najtęższy zuch, co kiedykolwiek na czterech nogach chodził, do ucieczki go nie zmusi, a ja teraz to samo powtarzam, dopóki jest dech w nozdrzach Stefana.KALIBANDuch mnie dręczy, och!STEFANOTo pewno jakiś czworonożny potwór tej wyspy, który dostał febry, jak się zdaje.Ale gdzie się on, u diabła, naszego języka nauczył? Dam mu pomoc, choćby tylko dlatego, że jeżeli mi się uda wyleczyć go i obłaskawić, a potem dostać się z nim do Neapolu, będzie to prezent godny największego cesarza, co kiedykolwiek na byczej chodził skórze.KALIBANNie dręcz mnie, proszę! Poniosę spieszniej drzewo do domu.STEFANOMa teraz paroksyzm i plecie trzy po trzy.Dam mu pokosztować z butelki; jeśli nigdy nie pił wina, zgubię mu febrę od razu.Bylem go potrafił uleczyć i obłaskawić, nie pożałuję starania, bo kto go kupi, wróci mi wszystkie koszta z procentem.KALIBANDotąd jeszcze nie bardzo mnie dręczysz, ale niedługo rozpoczniesz, czuję to po twoim drżeniu; teraz Prospero na ciebie działa.STEFANONie bój się tylko; otwórz gębę, a znajdziesz tam, co ci rozwiąże język, mój kotku.Otwórz gębę, to ci twoją trzęsionkę wytrzęsie, zaręczam, a uczciwie.Nie znasz twoich przyjaciół; otwórz paszczę, raz jeszcze powtarzam.TRYNKULOZdaje mi się, że to głos znajomy; to głos — ale nie — on utonął, a to są diabły.O gwałtu, rety!STEFANOCztery nogi a dwa głosy; co za potwór nieoszacowany! Głos przedni posłuży, żeby dobrze mówić o swoim przyjacielu, głos tylny, żeby ziać brudne słowa i potwarze.Jeśli wszystko wino mojej butelki może mu zdrowie przywrócić, zgubię mu febrę.Dalej — amen! A teraz wleję trochę w twoją drugą gębę.TRYNKULOStefano!STEFANOCzy mnie po imieniu woła twoja druga gęba? Rety! Rety! To diabeł nie potwora; ucieknę.Nie mam dość długiej łyżki, aby zasiąść z nim do jednej misy[24].TRYNKULOStefano! Jeśli jesteś Stefano, dotknij mnie, przemów do mnie; ja jestem Trynkulo; nie bój się, twój dobry przyjaciel, Trynkulo.STEFANOJeśli jesteś Trynkulo, to wyleź.Pociągnę cię za mniejsze nogi, bo jeśli są jeszcze na ziemi nogi Trynkula, to te być muszą a nie inne.Jesteś prawdziwy Trynkulo, na uczciwość [ Pobierz całość w formacie PDF ]

© 2009 Każdy czyn dokonany w gniewie jest skazany na klęskę - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates